59

878 37 18
                                    

*Pov Maggie*

Rano obudziłam się dość skacowana. Głowa mi pękała, a w ustach miałam istną sacharę. Wszystko mnie bolało. Dosłownie wszystko. Gdy tylko otworzyłam oczy, dotarło do nich ostre, jasne światło przez co niemal od razu przymknęłam je spowrotem i przyłożyłam do czoła otwartą dłoń. Rozejdzałam się po pokoju. Nie był on zbyt duży. Szare ściany i białe panele jak każdy pokój w domu Nata. Mimo, iż łóżko było jednoosobowe zmieściłam się na nim z Tinusem.

Wstałam z łóżka i na uginających się nogach podeszłam do okna i zasunęłam do połowy roletę. Ponownie podeszłam do łóżka przysiadając na jego krawędzi przypatrując się śpiącemu Gunnarsenowi.

-Gapisz się.- usłyszałam jego cichy szept na co się zaśmiałam.

- Oczy służą do gapienia się.- odszepnęłam mu. Nagle poczułam dotyk na nadgarstku, a po chwili wylądowałam na klatce piersiowej Martinusa. Chłopak obiął mnie przyciskając do siebie, że zabrakło mi tchu.- Puść mnie głupku!

-Nie!- Powiedział stanowczo.

-Tinuś proszę...- jęknęłam przesłodzonym tonem.

-Nie puszcze cię. Nigdy przenigdy!

-Jesteś tego pewny?

-Tak!

- Na 1 000 000%?

-Na 1 000 000%!- powtóżył śmiejąc się.

-Ah, tak...?- zmarszczyłam brwi i dziabnęłam go palcami w żebra.

-O ty...!- jęknął poluzowując uścisk. Jednak, gdy zauwarzył, iż próbuję się wydostać, obrócił się tak, że wylądowałam pod nim.- Oj słoneczko, widzę, że nie doceniasz moich możliwości...!- zaśmiał się, po czym pocałował mnie i wstał z łóżka.

*Pov Michael*

Od: Sam wiesz kto

Pamiętaj, pieniądze najpóźniej o 16!


Do: Sam wiesz kto

Pamiętam...

Od: Sam wiesz kto

Spóźnij się o minutę czy jedna korona mniej, a twój największy koszmar się spełni...

Kurwa! Skąd ja do cholery wezme siedem tysiaków i dwie godziny? Chyba będzie z tym mały problem...

Wyciągnąłem z szawki wszystkie pieniądze jakie miałem i zaczałem przeliczać.

Kurwa, brakuje 1500 koron...

Szybko chwyciłem telefon, odblokowałem go i wybrałem numer do Nathana.

Do: Nath

Jesteś w domu?

Od: Nath

Przez najbliższe cztery godziny tak


Do: Nath

W takim razie będę u Ciebie za chwilę

Pobiegłem szybko do przedpokoju i usiadłem na podłodze zakładając buty. Zciągnąłem z wieszaka bluzę i wybiegłem z mieszkania. Gdy po chwili dotarłem na miejsce, Nathan otworzył mi drzwi i wpuścił do środka.

-Co cię do mnie sprowadza, drogi przyjacielu?- zapytał teatralnym tonem.

-Nathan, to bardzo poważna sprawa. Od tego dużo zależy...

-O co chodzi?- zapytał siadając na kanapie. Zacząłem przyjacielowi opowoadać wszystko od początku aż do teraz.-Ty serio nie żartujesz sobie ze mnie?- wytrzeszczył oczy, a ja pokiwałem głową.- Pożycze ci te pieniądze, ale uważam, że z tym powinieneś iść jak najszybciej na policję, żeby nie było jak kiedyś.

-Myślałem nad tym, ale nie wiem czy nie jestem śledzony czy coś...boję się, że coś stanie się Maggie. Mam złe przeczucia.

-Stary nie zamartwiaj się na zapas...- mówił podchodząc do kredensu i wracając do mnie po chwili z banknotami w ręku. - Podziękujesz później. Leć już, bo się spóźnisz!- spojrzałem na zegarek.

15.42

Pokiwałem głową, wstałem z kanapy i zacząłem iść przed siebie do drzwi.

-Mike!- usłyszałem jeszcze głos przyjaciela. Zatrzymałem się i spojrzałem pytająco w jego stronę.-Pośpiesz się, ale proszę uważaj na siebie.

-Jak zawsze.- po tych słowach wybiegłem. W tej chwili liczyła się dosłownie każda minuta. Wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon spod domu przyjaciela. Przestały się liczyć dla mnie przepisy, znaki drogowe i światła. Wielokrotnie przejechałem na czerwonym modląc się żeby nie spowodować wypadku. Ciągle patrzyłem na zegarek.

Na bank nie zdąże...Nie ma nawet takiej obcji!

Nacisnąłem jeszcze mocniej gaz i zacisnąłem zestresowany palce na kierownicy.

Gdy po dłużącej się w nieskończoność chwili dotarłem na umówione miejsce, nikogo nie było, a na ziemi leżała przyciśnięta kamieniem kartka.

Jeśli to czytasz, to na pewno się spóźniłeś.
Umowa była jasna!
Chyba pora nauczyć się, że nie ładnie się spoźniać...

S.W.K

*Pov Martinus*

Poczułem mocne uderzenie lądując na aswalcie. Wszędzie roznosił się krzyk, a po chwili przyjechał ambulans i policjna furgonetka.

-Wszystko w pożądku?- zapytał mnie ktoś, ale ja nie odpowiedziałem.

Co tak właściwie się stało?

Gdzie jest Mag?

Zrewałem się szybko na równe nogi nie widząc przy sobie dziewczyny. Zacząłem się nerwowo rozglądać, aż w końcu zauwarzyłem ją...leżała w kałurzy krwi, a obok niej pełno było ratowników, policjanci łazili wokół dokładnie oglądając ślady na szosie.

-Maggie!- krzyknąłem i zacząłem mimo ogromnego bólu biec do dziewczyny.- Co z nią? Mag!

-Proszę się odsunąć!- rozkazał lekarz pokazujac mi ręką żebym zrobił kilka kroków w tył.

-Wie pan co się stało?- przede mną stanął policjant, na co zaprzeczyłem ruchem głowy. -Przed chwilą pana i tą dziewczynę potrącił samochód, sprawca uciekł...

*************
Tak, tak, tak wiem, że mnie kochacie...

Nie będe się zbytnio rozpisywać, napiszę prosto z mostu...

Następny rozdział będzie epilogiem.

Ta książka dobiega niestety końca.

Ta książka dobiega niestety końca

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

~A

Why us? - Martinus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz