48

857 49 9
                                    

*Pov Maggie*

Do: Tinusek

Jestem już od dwuch dni na miejscu, ale to chyba podejrzewasz. Przepraszam, że się wcześniej nie odezwałam do nikogo z was, ale muszę to wszystko sobie poukładać...zadzwonie w najbliższym czasie. Kocham cię!

***

Minął tydzień. Już wmiarę zaklimatyzowałam się w Nowym Jorku. Lou i jego paczka stali się moimi przyjaciółmi (chociaż nie wiem czy można tak nazwać osoby, które znam tydzień).

W każdym razie dzisiaj po raz pierwszy idę do nowej szkoły. Bardzo się stresuję...

- I jak, stres zżera?- zapytał Louis wchodząc do kuchni.

-Kurde, nawet mi nie mów...-westchnęłam patrząc grzebiąc widelcem w talerzu, na którym było moje (rozdziabame przeze mnie) śniadanie.

- Zobaczysz, będzie super!- zawołał  radośnie i mnie mocno przytulił.

-Mam nadzieję, że się nie mylisz.- odpowiedziałam wtulając się w umięśnione ciało kuzyna.

***

Przekroczyliśmy próg szkoły. Wszystkie spojrzenia były skupione na nas. Było to niezmiernie krępujące. Dziewczyny szeptały coś miedzy sobą chichocząc co chwilę. Chłopcy za to pożerali mnie wzrokiem oblizując przy tym wargi.

Louis patrzył na nich wszystkich z mordem w oczach, a po chwili położył swoją dużą rękę na moich plecach i zaczął pchać mnie żebym szła szybciej.

-Rozluźnij się.- szepnął mi do ucha.

-Oj uwierz, łatwo nie jest...- westchnęłam. Lou otworzył drzwi do sekretariatu i wpuścił mnie przed sobą do średniej wielkości pomieszczenia.

- Ty pewnie jesteś Maggie Scott!- zawołała radośnie sekretarka. Była w średnim wieku blondynką o zielonych oczach.

-Tak, tak to ja.- odpowiedziałam obojętnie.

-Dobra, w takim razie, to jest twój plan lekcji i kluczyk do szafki, jej numer to równiutkie 500, tam masz wszystkie potrzebne rzeczy i książki. Do dziennika jesteś już wpisana. Mam nadzieję, że się tobie u nas spodoba i, że nie będziesz miała żadnych problemów!

-Dobrze dziękuję, ja również mam taką nadzieję.- wymusiłam uśmiech.

-Z tego co wiem to Louis jest twoim kuzynem. - szepnęła niepewnie.

-Tak to prawda.- powiedział dumny chłopak nie dając mi nawet zacząć słowa.

-W takim razie myślę, że mógłybś oprowadzić Maggie po szkole. Zwolnie was z pierwszych dwuch lekcji!- puściła nam oczko. - No, a teraz idźcie już. Szkoła jest dość spora, a czasu niewiele, więc nie należy zwlekać!- zaśmiała się pod nosem.

-Jeszcze raz dziękuję, do widzienia!- skinęłam głową na znak wdzięczności i razem z kuzynem wyszliśmy z gabinetu. - skąd wie, że jesteśmy kuzynostwem?- zapytałam Louisa ciekawa odpowiedzi.

- Ona zna wszystkie imiona i nazwiska wszystkich uczniów naszej szkoły, oraz z kim (chodzącym do tej szkoły) jest spokrewniony, zaprzyjaźniony, kto z kim chodzi. A poza tym jesteśmy minimalnie do siebie podobni!- zaśmiał się pokazując palcami jak mało podobieństwa jest między nami, bo prucz koloru włosów i wyrazistych, ciemnych oczu, jesteśmy zupełnie inni.

Zopowiada się (ciężkie) ciekawe pół roku...

***

- A to jest sala od matematyki, czyli teraz tutaj będziemy mieć lekcję.- wreszcie po dwuch godzinach dotarliśmy do ostatniego pomieszczenia.

-Serio teraz mamy matmę?- zapytałam ze znudzeniam osuwając się po ścianie na podłogę.

-No niestety, ale tak!- zaśmiał się smętnie i zrobił to co ja.

-Louis, wreszcie przyprowadziłeś do szkoły tą ślicznotkę! - usłyszałam głos Astona.

-O, hej piękna!- zapiszczała Sally idąc środkiem korytarza, za ną podążał Matt i Carter (jej brat bliźniak). Dziewczyna przytuliła się do mnie, ale nie trwało to długo, bo po chwili Lou przeciągnął Sally na swoje kolana  (dosłownie) chowając ją w swoje ramiona.

- Oj coś widzę, że Mag nie ma dzisiaj humoru, co?- uśmiachnął się Carter i również usiadł na podłodze, tą samą czynność jak my wszyscy, wykonał Matt.

- Jakoś okropnie nie jest...

- Ale świetnie też nie.- dokończył za mnie Matt.

*Pov Martinus*

Od: Mag

Jestem już od dwuch dni na miejscu, ale to chyba podejrzewasz. Przepraszam, że się wcześniej nie odezwałam do nikogo z was, ale muszę to wszystko sobie poukładać...zadzwonie w najbliższym czasie. Kocham cię!

Po przeczytaniu wiadomości o Maggie szczerze ulżyło mi. Teraz wszystko się zmieniło mimo, iż minęło dopiero kilka dni. Jednak mimo wszystko każdy stara się żyć wmiarę normalnie, a ja psychicznie nie mam siły na to wszystko. Fizycznie chce, ale moja psychika wariuje.

Wstałem z łóżka i otworzyłem drzwi na balkon. Zimne powietrze zetknęło się z moją skórą, a z ciemnych chmur zaczął podać rzęsisty deszcz. Na chodnikach szybko zrobiły się kałurze, a w ogrodzie gęste błoto. Tak nagle świat zrobił się szary i ponury.

Widzę, że pogoda zmienia się dzisiaj tak często jak mój nastruj.

Why us? - Martinus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz