🔱 Prolog 🔱

1.5K 130 48
                                    

- Maleństwo, cichutko - wyszeptała kobieta, po czym delikatnie pocałowała w czółko swoje dziecko, byle tylko jego płacz ucichł, co na szczęście po chwili się stało. - Za moment już będziesz bezpieczny. Za momencik.

Kobieta mocniej opatuliła kocykiem swojego synka, który przez chwilę się w nią wpatrywał z wciąż widocznymi łzami w oczach, lecz jego mama nie mogła pozwolić na to, by ten znów zaczął płakać. Uspokajająco szepcząc, zaczęła delikatnie kołysać dziecko, mając nadzieję, że dzidziuś niedługo uśnie. Jej serce biło jak szalone, a jednak cały czas próbowała zdusić w sobie strach, wiedząc, że musi być silna dla tej małej, bezbronnej osóbki w jej ramionach. Co jakiś czas wyglądała z zaułka, za każdym razem wzdychając z ulgą, gdy nie widziała nikogo w pobliżu. Nie mogła pozwolić, by ktokolwiek ją zauważył, ponieważ groziło to zarówno jej, jak i dziecku, które w tamtej chwili było dla niej najważniejsze.

Choć przedtem trudno było jej uwierzyć w to, co mówiły jej inne kobiety, które już dawno zostały matkami, teraz musiała im przyznać rację w tym, że od razu pokochała swojego syna całym sercem. A teraz ono rozsypywało się powoli na kawałki na myśl, że są to ostatnie chwile, w których widzi swoje dziecko - że nigdy nie usłyszy, jak mówi do niej "mama", nie zobaczy jego pierwszego kroku, nie będzie mu pomagać w odrabianiu lekcji ani pocieszać przy pierwszych zawodach miłosnych. I mimo iż jak tylko dowiedziała się o tym, że jest w ciąży, żyła ze świadomością, że nigdy nie będzie jej dane wychowywać swojego syna, to jednak oddanie go nie stawało się ani trochę prostsze. Lecz nie było innego wyjścia. Musiała zapewnić mu bezpieczne życie, w jak najlepszych warunkach, a wiedziała, że ona mu go nie zagwarantuje.

Dopiero po chwili kobieta zdała sobie sprawę, że jej syn miał zamknięte oczka, będąc pogrążonym we śnie. Uśmiechnąwszy się blado na jego widok i pogłaskawszy go po główce, ostatni raz wyjrzała zza rogu i upewniwszy, że nikogo nie ma ulicy, ruszyła biegiem w odpowiednim kierunku, bojąc się, że niedługo może jej zabraknąć czasu. Jedną ręką naciągnęła na twarz kaptur, drugą zaś mocniej przycisnęła do piersi swojego synka. Pod osłoną nocy przemierzała kolejne uliczki, wzdrygając się za każdym razem, gdy do jej uszy dochodził podejrzany trzask bądź czyjś stłumiony głos. Na szczęście w żadnym z przypadków nie miała się czym martwić, co jednak nie sprawiło, że poczuła się choć trochę bezpieczniej.

Po kilku minutach biegu w ciągłym stanie gotowości i strachu o to, że jednak ją znajdą, ponieważ wiedziała, że jeśli naprawdę będą chcieli to zrobić, nic ich nie powstrzyma, w końcu dotarła do miejsca, o którym wspomniał jej ukochany, ojciec dziecka. To właśnie tam kazał jej zostawić ich syna, twierdząc, że będzie on tam bezpieczny i będzie wiódł szczęśliwe życie. Choć kobieta ufała swojemu wybrankowi, nie oznaczało to, że była chętna oddać swoje dziecko w obce ręce z nadzieją, że te zajmą się nim dobrze. Stojący przed nią wysoki budynek z cegły nie budził w niej zaufania, a nie mogła niestety zajrzeć do środka przez okna z białymi ramami, gdyż najwidoczniej wszyscy mieszkańcy już dawno spali, przez co w środku panowały ciemności.

- Jak myślisz? Będzie ci tam dobrze, kochanie? - spytała kobieta, spoglądając na pogrążonego we śnie syna, mimo iż doskonale wiedziała, że ten jej nie odpowie, po czym cicho westchnęła.

Nie mając innego wyboru, kobieta zaczęła powoli wchodzić po schodach, chcąc odwlec nieuniknione, lecz już po myśli stała przed białymi, dwuskrzydłowi drzwiami w kręgu światła wiszących po obu ich stronach latarenek. Z trudem dochodziło do niej, że to właśnie będzie dom, w jakim będzie wychowywał się jej syn przez kolejne lata, podczas gdy jej nie będzie obok niego. Powstrzymując łzy w swoich oczach, potrząsnęła głową, po czym uklękła i ostatni raz przytuliła swoje dziecko, pragnąc na zawsze zachować w swoim sercu moment, w którym po raz ostatni widzi swojego syna.

- Nawet nie wiesz, jaki ból sprawia mi to, co teraz robię - powiedziała szeptem kobieta, delikatnie kładąc swoje dziecko na wycieraczce przed domem. - Mam nadzieję, że kiedyś, jak już poznasz całą prawdę, a będę się modliła o to, by tak się stało, wybaczysz nam i zrozumiesz, dlaczego musieliśmy to zrobić.

Otarła dłonią łzę spływającą po jej policzku, po czym nachyliła się i drżącymi wargami pocałowała w czoło synka, który niestety się nie obudził, nie mając pojęcia, co się właśnie wokół niego dzieje. Kobieta odsunęła się i już miała odbiec, kiedy dosłownie w ostatniej chwili przypomniała sobie o najważniejszej rzeczy i sięgnęła do kieszeni swojej bluzy, by wyjąc z niej niewielką niebieską kopertę z namalowanym symbolem muszli. Położyła ją obok swojego syna, z nadzieją, że znajdzie ją odpowiednia osoba, a następnie podniosła się na równe nogi i nacisnąwszy kilkukrotnie dzwonek do drzwi, pobiegła w stronę najbliższej uliczki, byle tylko nie została zauważona.

∵∵∵

- Już idę, idę - mamrotała pod nosem starsza kobieta, która obudziła się na dźwięk dzwonka do drzwi i żwawo schodziła po schodach, poprawiając przy tym swoje już posiwiałe włosy. - Kto o tej porze się może dobijać?

Po drodze upewniała się, czy aby żaden inny domownik się nie obudził, jednak na szczęście wszystkie inne drzwi w domu zostały zamknięte, więc przynajmniej nie będzie musiała się martwić później usypianiem swoich podopiecznych. Nie miała wiele czasu na zastanawianiem się nad tym, co mogło sprowadzić kogoś do niech w środku w nocy, ponieważ już chwilę później stała pod drzwiami wejściowymi i kolejno otwierała wszystkie zamki. Zrobiwszy to, otwarła na oścież oba skrzydła i rozejrzała się wokół. Już chciała wściekle zatrzasnąć drzwi, myśląc, że to dzieciaki z sąsiedztwa robią sobie z niej jedynie żarty, kiedy to jej wzrok podążył w dół, a widok zaparł jej dech w piersi.

- Jezu, co ty tu robisz, maleńki? - spytała z przerażeniem kobieta, od razu kucając, by wziąć w swoje ramiona dziecko i zaczęła się rozglądać wokół, by znaleźć osobę, która mogłaby być rodzicem chłopczyka.

Niestety jedyne, co ujrzała, to niebieską kopertę na wycieraczce i domyśliwszy się, że ona jej coś powie, chwyciła ją, po czym weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Pomimo iż była właścicielką domu dziecka od lat, nigdy nie spotkała ją jeszcze taka sytuacja, lecz wiedziała jedno - rodzice będę się cieszyli, jeśli się dowiedzą, iż ich dziecko jest już w środku i nie spędzi nocy na wycieraczce, a była ona prawie że pewna, że ci obserwowali wejście z ukrycia. Wygodniej ułożywszy dziecko w swoich ramionach, zapaliła światło w salonie, po czym otworzyła znalezioną kopertą i wyciągnęła z niej krótki list.

"Proszę, zajmijcie się nim najlepiej, jak potraficie. Nazywa się Na Jaemin i mamy nadzieję, że zapewnicie mu takie życie, jakiego nam by się niestety nie udało"

- Spokojnie, zajmę się nim, jakby był moim własnym dzieckiem - powiedział kobieta, po czym odłożyła na bok liścik i podniosła dziecko tak, by móc się mu uważnie przyjrzeć. - Jaemin, spełnię prośbę twych rodziców i będziesz szczęśliwy. Obiecuję.

/author's note/

A więc tak, stało się... witajcie w kolejnej książce na moim profilu 😊 Na samym początku chciałabym Wam bardzo, bardzo podziękować za już ponad 300 obserwujących, co kiedyś było dla mnie niemalże nieosiągalną liczbą ❤️❤️ Jednak się udało i dziękuję za to ❤️ Ponadto również chciałam Was zapytać o to, kiedy wolelibyście, bym wstawiała kolejne rozdziały - co trzy dni, tak jak robiłam to poprzednio, czy w konkretne dni, na przykład poniedziałek, czwartek i sobota 😊 Byłoby mi miło, gdybyście dali mi znać 😘 Mam nadzieję, że zachęciłam Was prologiem i że będziecie czytali kolejne rozdziały ❤️❤️

Do zobaczenia xxx

the truth always comes out || nomin ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz