- Twoi rodzice byli wniebowzięci, myśląc o tym, że za kilka miesięcy pojawisz się na świecie - zapewnił go Jeno, uśmiechając się w przy tym. - Moja mama wiele razy mi opowiadała, że gdy Cassandra powiedziała jej o ciąży, nie potrafiła przestać się uśmiechać, podobnie jak Jaiden, który swoją radością zaraził nawet Nathana. A to już coś musiało znaczyć.
- Tak. Pewnie tak - odparł Jaemin tak cicho, iż białowłosy przez chwilę miał wrażenie, że się przesłyszał. Spojrzał na pół-syrena, który spuścił wzrok na swój ogon.
Jeno nie miał pojęcia, jak on się czuje. I nic dziwnego, ponieważ sam Jaemin nie wiedział, co o tym myśleć. Przez całe swoje życie zastanawiał się, kim byli jego rodzice, czy oddali go dlatego, iż go nie chcieli, i gdzie mógłby ich znaleźć. Te pytania krążyły po jego głowie od zawsze i dopiero teraz, po osiemnastu latach, poznawał na nie odpowiedzi. Kim byli? Ojcem był syrenem, matka ludzką kobietą - byli w sobie zakochani na zabój, mimo iż swoimi uczuciami łamali prawo. Na ostatnie pytanie jeszcze nie mógł odpowiedź, ale odpowiedź na drugie była zdecydowanie przecząca. Jego rodzice cieszyli się. Chcieli go. Pokochali go od razu
Jaemin uśmiechnął, czując, jak jego ciało choć na moment się odpręża. Miłość, jaką obdarzyli go jego rodzice, nagle przybyła do niego, otulając go przyjemnym ciepłem, którego teraz pół-syren tak bardzo potrzebował. Potrzebował kogoś bliskiego, kogoś, kto nie był Jeno ani żadną inną osobą do tej pory go okłamującą. Trzymając się uspokajającego go uczucia, Jaemin odetchnął, po czym zmusił się do spojrzenia na białowłosego.
- Naprawdę? Naprawdę moi rodzice mnie kochali? - spytał Jaemin.
- Naprawdę, Jaemin - potwierdził Jeno, kiwając głową. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się teraz znaleźli, prawdopodobnie szatyn rzuciłby się w ramiona syrena, by razem z nic móc dzielić swoją euforię.
Jaemin spojrzał przed siebie, po czym podniósł się ze swojego miejsca, nie mogąc poukładać myśli. Była to pierwsza dobra wiadomość od długiego czasu i miał wrażenie, że udało jej się przebić przez mur zbudowany z kłamstw i oszustw, który oddzielał go od radości. Nie był niechcianym dzieckiem, którego rodzice zostawili w domu dziecka, jedynie pisząc w liście, iż mieli ku temu powód. Urodził się w miłości i zapewne byłby ją otaczany również podczas dorastania, lecz... stało się coś, przez co rodzice musieli go oddać. Jaemin odwrócił się gwałtownie w stronę Jeno, jego włosy zafalowały, bluza podniosła się, a pół-syren już chwilę później dryfował przed białowłosym. Nie dotknął go, aczkolwiek spojrzał na niego.
- Bardzo cię kochali, ale... - zaczął niechętnie Jeno, lecz uznał, że szatyn musi usłyszeć ten szczegół nawet jeśli przez usłyszane "ale" kąciki jego ust opadły. - Ale Nathan starał się to zmienić, ponieważ myślał trzeźwo i wiedział... może bardziej uważał za bardzo prawdopodobną opcję, iż twoi rodzice będą musieli cię oddać. Powtarzał im to tak wiele razy, że uwierzyli w to, choć i tak nie myśleli o tym. Kochali cię, lecz w głębi duszy przeczuwali, że nie będzie im dane cię wychowywać.
Jaemin zagryzł wargę w zastanowieniu. Nie mógł powiedzieć, iż był tym zaskoczony. Przez całą opowieść, która miał wrażenie, iż trwała co najmniej kilka godzin, zdążył zrozumieć, jak bardzo realistyczne, być może nawet sceptyczne, miał Nathan. Szatyn mógł mieć jedynie nadzieję, że dzięki ostrzeżeniom syrena jego rodzice mieli łatwiej, ponieważ przynajmniej z tyłu głowy krążyły myśli o wszelkich negatywnych skutkach ich romansu. Lecz to była już przeszłość, której nie można było zmienić, a jedynie poznać.
- Opowiadaj dalej - nakazał koniec końców Jaemin. Kąciki jego ust nie uniosły się już, zaś z oczu zniknęły wesołe iskierki, zastąpione ciekawością i niecierpliwością. - Proszę, muszę wiedzieć, co było dalej.
CZYTASZ
the truth always comes out || nomin ||
FanficOd zawsze mieszkający w domu dziecka Jaemin wielkimi krokami zbliża się do zakończenia szkoły i tym samym rozpoczęcia dorosłego życia. Jak bardzo jednak zmienią się jego plany na przyszłość, gdy pewnego dnia spotka tajemniczego białowłosego twierdzą...