Kolejne trzy tygodnie minęły niezwykle szybko i mimo wielkich planów na szybki powrót do Wrocławia czy do rodziny koło Zgorzelca nic nie wypaliło. Julka, mimo iż Kaja probowala, nie utrzymywała z nią kontaktu więc chyba nie chce by ta wracała do tego pięknego miasta. Aktualnie czarnowłosą siedziała ze słuchawkami w uszach i patrzyła uważnie na ludzi przed sobą. Między nogami miała dość dużą walizkę i małą torbę. Na ramionach spoczywał plecak, który należał do Kuby, lecz ten pożyczył jej go, w końcu i tak go nie używał. Zielonooka spojrzała powoli na Wojtka i obserwowała każdy jego ruch, próbując wyłapać jakikolwiek stres związany z lotem, lecz Koziara jakby się tym w ogóle nie denerwował. Madzia siedziała na kolanach Krzyśka i przysypiała na jego ramieniu. Ala głaskała po głowie Myszkę gdy ten leżał na jej kolanach a Adrian siedział i przyglądał się odlatującym samolotom. Kaja wzięła głęboki oddech i oddaliła się do toalety. Jej nogi poruszały się w równym tepie w rytm muzyki. Gdy załatwiła swoją potrzebę fizjologiczną udała się z powrotem na swoje miejsce. Usiadła i patrzyła jak samolot znika w chmurach. Poczuła ciężką dłoń na swoim ramieniu, wyciągnęła słuchawki z uszu i spojrzała na swojego chłopaka.
- Mała, już idziemy. - powiedział niepewnie.
Po tylu latach latatnia Kuba nadal się stresował a jego czoło pociło. Dłonie drżały nieznacznie a oddech był nie równomierny. Strach. Ona też się bała. Wysokości, samolotów, nienawidziła ich. Zawsze jak jakiś leciał miała wrażenie, że spadał na nią. Wstała na miękkich nogach i po trzydziestu minutach siedziała w samolocie. Jej strach został spotęgowany tym, że samolot wzbił się w potwierze z godzinnym opóźnieniem. Lot trwał cztery godziny i zawitało ich chłodne powietrze. Założyła swoją bomberke, tą którą nosiła gdy poznała Kubę i szybkim rytmicznym krokiem weszła do budynku. Noc spędzili w hotelu ale resztę wyprawy trwającej dwa tygodnie mieli spędzić pod namiotami. Rano obudził ich chłód wiejący z nieszczelnych okien hotelu, zasadniczo motelu. Ubrali się i zeszli na śniadanie. Było dobre, ale jadali lepsze. Ich torby już były zapakowane do auta, które wynajęli dnia wcześniejszego. Na dwa tygodnie kosztuje ono pięć tysięcy koron islandzkich. Wychodzi to około sto sześćdziesiąt złotych. Mało jak na dwa tygodnie? Ale wszytko to zasługa tego, że złotówki warte są więcej niż korony. Wsiedli do auta, za kierownicą usiadł Kuba a obok niego Kaja, która przeglądała instagrama i szukała jakichkolwiek ciekawych filmików. Odpalili auto i ruszyli. Co chwile Kaja wyglądała zakochana w krajobrazie przez okno. Islandia była tak piękna, taka idealna. Zatrzymali się przed małą górą i wysiedli z auta.
- Co robimy? - zapytał Myszka spoglądając ukradkiem na Kubę.
- Wchodzimy tam.
- Chyba cię pojebało. - powiedział piorunując zielonowłosego wzrokiem.
- Możesz zawsze zostać w aucie. - Kuba spojrzał na niego obojętnie i ruszył łapiąc swoją dziewczynę za rękę. Krzysiek z uśmiechem ruszył za nim z Madzią a wraz z nim cała ekipa i nawet zrezygnowany myszka.
- Nie wierze, że to robimy. - powiedział i złapał się za głowę.
- Oh Myszka pomyśl. - Kaja podskoczyła do chłopaka czując jak w Kubie rośnie wściekłość. - Tam na górze będzie pięknie. Może znajdziemy jakieś ciekawe miejsce i będzie wiele ładnych zdjęć? - zapytała i z uśmiechem spojrzała przed siebie i uświadomiła sobie, że ta góra wcale nie jest taka mała na jaką wyglada. Jej twarz trochę zrzedła ale zadał była dobrej myśli. - Na pewno będzie ślicznie. Złap Alę za rączkę i pędź gołąbeczku. - zaśmiała się czule i doskoczyła do Kuby powodując na jego ustach pierwszy raz w ciągu tego dnia uśmiech. To nie był jego dzień. Przyspieszyli kroku i zostawili resztę z tyłu. - Co się stało kochanie?
- Mam taką myśl. - powiedział i wyciągnął telefon. Zaczął na nim coś pisać. Był to wers.
- Nowa piosenka? - zapytała spoglądając do telefonu uważnie.
- Tak.
- Ale super. - powiedziała całując jego twarz. Zielone, długie włosy opadały na jego twarz niechlujnie ale nadal seksownie. - Wyglądasz dzisiaj nieziemsko. - szepnęła całując go w usta.
- Ty o wiele lepiej. - powiedział patrząc się w jej zielone oczy. Była piękna. Jej krótkie włosy latały luźno pod czarną czapką z pomponem. Czarna bomberka kończyła się na talii przez co jej obcisłe jeansy w kolorze jasnego niebiesku idealnie ukazywały jej krztałty. Czarne górskie buty idealnie komponowały się z całością. On był ubrany w jakieś luźne dresy, zieloną luźną kurtkę i trzymał w dłoni czarną czapkę. Pasowali do siebie. Bardziej niż Kubą do Roksany czy Natalii. Oni po prostu się dla siebie urodzili.
- Lepiej ci w tych zielonych i bez zarostu. - szepnęła a on zapisał to jako wers jego piosenki i z uśmiechem napisał na samej górze „Zielone i zarost". Tylko oni rozumieli sens tych słów. Tylko oni pojmowali jak są ważne dla nich, dla ich miłości.
- Tobie w tych krótkich włosach.
- Dzięki. - szepnęła i schyliła się nabierając śniegu w ręce i rzucając nim w Krzyśka. Wybuchnęła donośnym śmiechem.
- O ty podła kobieto! - krzyknął i zaczął za nią biec. Kubą nadal zapatrzony był w telefon ale Kai to nie przeszkadzało. Wiedziała, że robi coś ważnego.
- Nie dogonisz mnie tłuściochu! - krzyknęła rzucając jeszcze jedną śnieżkę. Poczuła ucisk nad lewą piersią i złapał się za to miejsce mocno. Rana... czasami jeszcze pobolewa ale już jest o wiele lepiej.
- Okej wszystko? - Krzysiek zapytał trzymając w ręce śnieżkę.
- Tak czasami trochę pobolewa jeszcze. - krzyknęła do dołu. - Daj minutkę. - dokrzyczała i pomasowała się po bolącym miejscu. Gdy ból minął ulepiła śnieżkę i pokazała Krzyśkowi. Uśmiechnął się szeroko i rzucił w nią. Ona zrobiła to samo spoglądając rozbawiona jak Kuba chowa telefon. Jego głowa właśnie oczyściła się z wszelkich zanieczyszczeń. - I tak mnie nie dogonisz! - zaczęła znowu biec w górę ślizgając się nieznacznie na zboczu góry.
- Zobaczymy!
- Kończę z karierą. - Kubą powiedział a Kaja zatrzymała się w półkroku jak Krzysiek.
- Co? - zapytali wszyscy w tym samym momencie.
CZYTASZ
Saldo '07 /Quebonafide
Fiksi PenggemarOna spędziła życie we Wrocławiu i mimo, że znała to miasto lepiej niż własne mieszkanie to ono nadal nie przestawało jej zaskakiwać. Od Poniedziałku do Środy budzi się o szóstej dwadzieścia pięć a w Czwartki i Piątki, dzięki bogu o dziewiątej. Sobot...