Ulice Warszawy nie były za bardzo zatłoczone, w końcu była to sobota rano. Autobus przyjechał punktualnie a Kaja wchodząc do niego potknęła się o próg, którego jej zmęczone oczy się zauważyły. Pokręciła zmęczona głową i usiadła bezradnie na fotelu. Czuła na sobie spojrzenia ciekawskich ludzi, w końcu wyglądała jak w każdą sobotę gdy wstawała do pracy po piątkowych imprezach. Włożyła słuchawki i włączyła piosenkę, która przypomniała jej o matce, ta kochała ją o wiele za mocno. Nie znała po prostu tekstu piosenki więc jak mogła przestać ją lubić?
Robert's got a quick hand
He'll look around the room, he won't tell you his plan
He's got a rolled cigarette
Hanging out his mouth, he's a cowboy kid*Na twarzy Kai pojawił się nikły uśmiech a oczy zaświeciły się żywym płomieniem. Przypomniała sobie jak jej mama ruszała rytmicznie biodrami do wesołej muzyki gdy robiła jej śniadanie, zawsze była to kanapka z jajkiem, albo naleśniki albo jakieś zdrowe jogurty. Mimo, że podawała je do obrzydzenia, to i tak były smaczne. Oczywiście dopero teraz Kaja je doceniła, gdy ich nie było.
All the other kids with the pumped up kicks
You'd better run, better run, outrun my gun
All the other kids with the pumped up kicks
You'd better run, better run, faster than my bullet**Muzyka nie grała głośno, z pewnością osoba siedząca obok Kai nie słyszał melodii w jej słuchawkach. Nastolatek z siedzenia obok był przystojny jak na swój wiek. Krzaczaste czarne brwi i czarne włosowy idealnie pasowały do czarnych oczu. Oste rysy twarzy stwarzały poważny wyraz, a szpiczasty nos z niewielkim garbem tworzył nad chłopakiem aurę demona z książek.
Daddy works a long day
He'll be coming home late, yeah, he's coming home late
And he's bringing me a surprise
'Cause dinner's in the kitchen and it's packed in ice***Przed Kają stał książkowy przykład artysty. Szalik, zawiązany lekko wokół szyi, duże okulary, stylowa czapka i do tego kręcone włosy, broda i wąs. Facet był, zwyczajny, a w ręce trzymał mały notes w którym zapisywał swoje szczegółowe notatki, o ważnych sprawach... ale ważnych tylko dla niego. Nikogo one nie obchodziły, na dobrą sprawę.
All the other kids with the pumped up kicks
You'd better run, better run, outrun my gun
All the other kids with the pumped up kicks
You'd better run, better run, faster than my bullet**Starsza pani grzecznie stała przy drzwiach i kurczowo trzymała się stalowej obręczy, która uchroniła ją przed upadkiem, już pare razy. Dłonie kobiety były obrzydliwie pomarszczone a zapach jej starego ciała rozchodził się po tej części autobusu w której Kaja siedziała. Spoglądnęła za okno by pozbyć się obrazu Warszawskiego autobusu o ósmej rano, czemu wybrała ten środek transportu? Sama nie wiedziała. Wolała wyjechać parę godzin wcześniej i zapłacić dziesięć złoty za bilety niż trzydzieści na taksówkę. Tak to było opłacalne. Zresztą podróżowanie komunikacją miejską było niewiarygodnie ciekawe i insteresujace zważając na fakt, że można tu spotkać pełno przykładów ludzi, których marzenia się nigdy nie spełniły, bo na do ta sprawę... czy ktokolwiek kto spełnił swoje największe marzenia jeździ autobusem? Jest to puszka, siedlisko niewiarygodnej ilości chorób. Na sam myśl Kaja wykrzywiła twarz w grymasie zniesmaczenia. Wstała z miejsca i przecisnęła się między nastolatkiem, następnie koło niespełnionego artysty, a potem koło starszej pani. Jej nieprzyjemny zapach uderzył Kaję w nozdrza gwałtownie. Za gwałtownie. Potem można było poczuć przyjemne powietrze.
All the other kids with the pumped up kicks
You'd better run, better run, outrun my gun
All the other kids with the pumped up kicks
You'd better run, better run, faster than my bullet**Każdy kolejny krok męczył Kaję niemiłosiernie a oddech przyspieszał z każdym mrugnięciem, z każdym ruchem. Był to stan gdy Kaja nie myślała o niczym szła zamknięta w swojej wyobraźni, zamknięta w swoim świecie, szła przed siebie. Jej chłód bił na ogromną odległość. Po słowach Niny jej wesoły uśmiech znikł a na twarzy ukazało się zakłopotanie. Jedynym razem gdy była zakłopotana w tym stopniu, był moment w którym dowiedziała się, że jej wujek nie żyje. Za bardzo nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Wspomnienie zawładnęło jej umysłem niezykle szybko i... boleśnie. Jej ojciec był pobożny do tego stopnia, że co niedziele zabierał małą Kaję do kościoła. Jednego dnia nie zrobił tego, bo Kaja spała u sąsiadki, kochanej kobiety, która miała córkę w wieku czarnowłosej. Gdy wracała z kościoła z Olą i ciocia, sąsiadka, jej ojciec ich dogonił i bez zastanowienia powiedział dziesięcioletniej dziewczynce... Nie pytaj się cioci gdzie jest wujek bo wujek nie żyje. Co dziesięciolatka mogła pomyśleć? Jej ukochany wujek, którego kochała mocniej niż swojego misia właśnie zmarł, a ten człowiek jej tak po prostu to mówi? Bez emocji? Krzty szacunku do zmarłego i jej uczyć? Jest to jedyna rzecz, którą Kaja ma nadal za złe swojemu ojcu. Zawsze mu to wypomina i za każdym razem gdy widzi przed oczami tego pozbawionego emocji ojca w jej oczach kręci się łza... Ona miała tylko dziesięć lat... Wsiadła do tramwaju i skasowała bilet, zajmując potem miejsce siedzące. Nawet nie zauważyła, że jej jedna z ulubionych piosenek właśnie minęła. Skrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia spoglądając na godzinę. Ma jeszcze trzy czwarte drogi a na razie odcinek, tak krótki pokonała w czterdzieści minut, a podobno to Kraków jest najbardziej zakorkowanym miastem w Polsce. Jest ósma rano w sobotę! Kto normalny o tej godzinie jeździ po mieście? Ano taki, który właśnie chce zrujnować czyiś ślub i taki, który pisze się na pewną śmierć.
~~~
*
Robert ma szybką rękę
Rozejrzy się po pokoju
Nie zdradzi ci swojego planu
Ma skręconego papierosa
Wystającego z jego ust
Jest dzieciakiem kowbojem**
Wszystkie dzieciaki w wypasionych trampkach
Lepiej uciekajcie, lepiej uciekajcie,
Uciekajcie przed moją spluwą
Wszystkie dzieciaki w wypasionych trampkach
Lepiej biegnijcie, lepiej biegnijcie,
Szybciej niż mój pocisk***
Tatuś pracuje całymi dniami
Wróci do domu późno, o tak wróci późno.
I przyniesie mi niespodziankę
Bo obiad jest w kuchni i jest mrożony
CZYTASZ
Saldo '07 /Quebonafide
FanfictionOna spędziła życie we Wrocławiu i mimo, że znała to miasto lepiej niż własne mieszkanie to ono nadal nie przestawało jej zaskakiwać. Od Poniedziałku do Środy budzi się o szóstej dwadzieścia pięć a w Czwartki i Piątki, dzięki bogu o dziewiątej. Sobot...