Jej ręce trzęsły się niemiłosiernie. Lekarz skrupulatnie przeglądał badania Kuby i zerkał raz na niego raz na Kaję. Jej wyraz twarzy nie wyrażał nic. Mimo tylu wydarzeń w jej życiu i tyle miesięcy nadal umiała zachować ponury wyraz twarzy, jakby ja nic nie interesowało, ale w środku... w środku była tykającą bombą. Tylko te dłonie zdradzały wszytko ale ich lekarz nie widział. Kuba utrzymywał ponury uśmiech i spoglądał na papiery jak lekarz, lecz on to robił nie przerwanie.
- Powiem tyle. - ciężki, niski głos rozniósł się po pomieszczeniu głośnym równym echem. Kaja pochyliła się nerwowo do przodu, ale jej twarz nadal była obojętna. Kuba przygryzł nerwowo wargę. Nigdy nie umiał powstrzymać emocji. - Operacja się odbędzie, ale! - lekarz spojrzał w oczy Kai. - Muszą państwo wiedzieć o dwóch najważniejszych rzeczach. Pierwsza. - pokazał wskazujący palec. Był krzywy i widać, że należał do wiekowego człowieka. - Zajście w ciążę będzie o wiele trudniejsze. Druga. - dołożył środkowy, też skrzywiony, palec. - To jest rak. Mogą być nawroty. Nie mamy stu procentowej pewności, że nie ma przerzutów. Mogą pokazać się za pare lat, albo miesięcy. - w kieszeni Kai rozbrzmiał telefon.
- Bardzo przepraszam. - wyszła z pokoju i odebrała telefon.
- Jak ją kochasz Kuba... - zaczął mówić jakoś żywiej lekarz. - to zapytaj się czy za ciebie nie wyjdzie. - kliknął w długopis i go odłożył. - Sytuacjia jest ciężka. Masz wyniszczony organizm a robimy i tak co w naszej mocy.
- Wiem. - powiedział smutny. - Mam dwadzieścia osiem lat. Muszę sobie ułożyć życie. - stwierdził. - Za ile operacja?
- Miesiąc.
- Dobrze. - w jego głowie urodził się tak ogromny plan i nic nie było go w stanie powstrzymać. Kaja siedziała na krześle, dziwnie by było tam teraz znowu wejść. Kuba wyszedł z uśmiechem. Pocałował Kaję w czoło. - Miesiąc. - Kaja odetchnęła z ulgą. To był najbliższy możliwy termin zwłaszcza, że jego ciało było osłabione po chemioterapii. Wsiedli do auta i ruszyli do mieszkania Krzyśka. Weszli po schodach i krótko zadzwonili do drzwi. Czerwonowłosy otworzył drzwi a za nimi stała zaniepokojona Madzia. - Cześć.
- Hejka. - Kaja wpadła do domu całując i Krzyśka i Madzię w policzek. Potem przywitała się z Wojtkiem, Adrianem, Myszką i Alą. Usiadła delikatnie na krześle i przygryzła wargę czekając na Kubę, który, w porównany z nią, ciężko opadł na krzesło.
- Będę miał operacje. Guz jest malutki. - wszyscy odetchnęli głośno i rozluźnili się.
- Za ile? - Ala zapytała spoglądając na Kubę.
- Za miesiąc. - wstał od stołu i poklepał Krzyśka po ramieniu. Ten wstał i poszedł za przyjacielem do pokoju. - Stary. - Kuba wziął głęboki oddech i usiadł na łóżku. - Oświadczyć się jej? - Krzyśka mina mówiła sama za siebie. Nie wiedział co mu odpowiedzieć bo... były dwie możliwości.
- Stary... Nie wiesz czy ona tego chce zasadniczo. Znacie się krótko a jeszcze krócej ze sobą chodzicie...
- Ale ja mam raka Krzysiek. Jest możliwość, że nie przeżyje operacji.
- Jak to?
- No tak o. - stwierdził i wstał gwałtownie łapiąc twarz przyjaciela w swoje dłonie. - Mogę umrzeć a wtedy ona nie będzie wiedziała jak mocno ją kocham. - Odszedł od niego i spojrzał powoli przed siebie. Na ścianie wisiały zdjęcia Krzyska i całej ekipy za starych czasów. Gdy jeszcze byli młodymi chłopakami i grali w piłkę. Jego uśmiech był piękny, taki szczery i przez ostatnie pół roku prawie niespotykany.
- Zrób to. - uśmiechnął się miło i poklepał przyjaciela po plecach. - Ona na to zasługuje. Ty zresztą też.
- A gdy znowu stchórzę na ślubie? - zapytał i spoglądał z przerażeniem na przyjaciela.
- Kuba, ty nie stchórzyłeś. - powiedział czerwonowłosy również patrząc na zdjęcia. - Ty uciekłeś z miłości. Ważne byś teraz tego nie zrobił. - powiedział i wyszedł zostawiajac chłopaka samego z jego strachami. Jego demonami, które ciagle krążą wokół niego i dręczą nieustannie. Położył się na łóżku i wpatrywał się pusto w sufit. Usłyszał, że ktoś wchodzi do pokoju a następnie puszcza piosenkę, która go niewiarygodnie rozluźniała.
Dwie panny na sali,
dałem menu, to Paryż.
Obie chcą gorącej kawy,
już nie mówię im Per Pani.*- Nad czym dyskutowałes z Krzyśkiem? - zapytała siadając i przytulając się jego ramienia.
- Nad niczym.
- Pamietam jak mówili na mnie,
z nim będzie trudno, bo to zbój.
I zawsze gdzieś w ostatniej ławce,
odpływałem.
Wróżyli mi, że skończę marnie. - śpiewała mi nad uchem. Uspokajało go to. Nie miała najpiękniejszego głosu, na pewno nie był tak czysty jak głos Natali, ale słuchało się go sto razy lepiej niż głosu tamtej. Ona była przepełniona dumą z tego, że jak jest tak znana, a ona...? Ona nie robiła tego idealnie, ale robiła to z serca, bo tak trzeba było. - Patrz jaki wtedy mieli dar.
Chodź nie dmuchali w moje żagle,
odpłynąłem.Hej wy, czy jeszcze pamiętacie?
Podmiejski park.
Jak tamte miejsca były nasze,
jak u stóp mieliśmy,
cały świat.- Hej wy, co na mnie tak patrzycie. - Kuba zaczął śpiewać za swoją dziewczynę. Mimo że był raperem, nawet dobrze śpiewał a zwłaszcza tą, starą ale piękną piosenkę. - To nadal ja.
Jak wtedy stoję przy tablicy
i nie jestem pewien,
cały czas. - Przełknął głośno ślinę w swoim gardle. Nie jest pewny czy ma się z nią zaręczyć... cholera taka prosta decyzja a cały czas nurtowała go i dręczyła. -Ostatnio wstać mi coraz trudniej.
Za długa noc, za krótki dzień.
A każdy miesiąc jest jak Grudzień,
przez żaluzje.
Już nie wypada mi być smutnym.
Zamawiam, blisko wszytko mam.
Nocna Warszawa i jej skutki,
już nie czekam.- Hej wy, co na mnie tak patrzcie,
to nadal ja.
Jak wtedy stoję przy tablicy
i nie jestem pewien,
cały czas. - zaśpiewała cichutko spoglądając z ogromną uwagą na swojego chłopaka. Gdy spotkali się wzrokiem zaczęli śpiewać razem cichutko wydając dźwięki i słowa. Delikatnie, ta muzyka ich niosła i rozkoszowała. Była idealna, ta chwila. Ten moment, ta jedna jedyna sekunda gdy przestali się czymkolwiek zamartwiać i skupili się na sobie.- Hej wy, czy jeszcze tam jesteście?
To nadal ja.
Co się podziało w smutnym mieście,
że milczycie wszyscy,
tyle lat. - jej skromny uśmiech skradł się na jej nieskazitelna twarz. Zachaczyl jej włosy o ucho i spojrzał z miłością w jej oczy. Były idealne... - I po co wszytko to?
Bo pachnie?
Skoro tak dawno jeyses gdzieś.
Mówili mi, że będzie łatwiej,
minie z czasem.** - złożył na jej ustach delikatny pocałunek... był na prawdę delikatny. Ich usta ledwo się dotykały. Pierwszy raz od pół roku w oczach tej pięknej dziewczyny pojawiły się łzy. Miała nieustannie u stop cały świat... a teraz ma go przed sobą, ale on ucieka.~~~
*schafter - hot coffee
**Kortez - Hej wy
CZYTASZ
Saldo '07 /Quebonafide
FanfictionOna spędziła życie we Wrocławiu i mimo, że znała to miasto lepiej niż własne mieszkanie to ono nadal nie przestawało jej zaskakiwać. Od Poniedziałku do Środy budzi się o szóstej dwadzieścia pięć a w Czwartki i Piątki, dzięki bogu o dziewiątej. Sobot...