Siedziała spokojnie, spoglądając czasami na drzwi od sali operacyjnej. Była sama, nikt nie przyjechał. Znaczy... Przyjechali, ale Kaja ich odesłała, jak Kuba się wybudzili do nich zadzwoni. Tak powiedziała, ale tak nie zrobi. Gdy Kuba się wybudzi pobędzie z nim trochę sama, oddychając jego ciepłym oddechem i mrugając jego zielonymi oczami. Byli jednością... całością, która bez tej drugiej była tylko połówka, a nikt, ale to nikt nie lubi połówek. Pomyślmy. Możesz dostać sto złotych albo połówkę... oczywiste, że weźmiesz stówę. Możesz dostać najnowszy telefon albo ten za połowę ceny... jasne że weźmiesz ten droższy. To samo było z nimi. Razem kosztowali ogromnie dużo, niewyobrażalnie dużo, ale osobno byli tylko niechcianą połówką. Dlatego gdy lekarz wyszedł zmęczony po operacji ta od razu zerwała się na równe nogi spoglądając badawczo na jego starą i zmarnowaną twarz.
- Wszytko poszło z planem. Kuba powinien obudzić się za godzinę. Kawy? Herbaty?
- Nie. - powiedziała szczęśliwa przechylając głowę na bok. - Godzina?
- Około, może krócej, może dłużej.
- Dobrze, bardzo dziękuje. - obróciła się i żwawym krokiem ruszyła do wyjścia. - Gdyby ktoś pytał, w co wątpię, to wrócę tu za około czterdzieści minut. - lekarz pokiwał głową uprzejmie i zniknął czarnowłosej z pola widzenia.
Wsiadła do auta i szybko ruszyła między ulicami Warszawy. Poranne miasto zawsze ją zachwycało, ale to co działo się na nim w południe było jeszcze lepsze. Zaufajcie jej. Gdy rok w pełni a zima targa śniegiem i deszczem mało kto wychodzi z domu. Dlatego zimowe miasto o dwunastej było piękne. Puste i takie urocze. Zjadła po drodze kanapkę z Żabki i umyła zęby. Następnie zatrzymała się pod starym budynkiem, była tu dwa razy i nigdy ona nie była klientką. Ludzie siedzieli znudzeni i żwawo spoglądnęli na piękną dziewczynę z uśmiechem.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, w czym możemy pomoc? - z uśmiechem pokazała język dając jasno do zrozumienia czego chce. Zapłaciła za kolczyka i wyszła udając się do szpitala.
Kuba leży na sali ale jeszcz się nie obudził, usiadła koło niego i cicho zaczęła nucić piosenkę, którą śpiewała mu na każdej imprezę.
- Jestem zbyt pijana żeby teraz z tobą tańczyć.
Dym z marihuany się owija wokół palcy.
Chciałeś bym nie paliła kiedy rolowałam blanty.
A zrobiłam detoks na ten miesiąc i wystarczy.
Teraz tańcz sam.Jest taki zapach, że kiedy go czuje od razu zawracam.
I wygrywa nawet z tym zapachem bata.
I tylko dlatego się za nim obracam.
Przepraszam, mam kaszel i katar
I łyknę se do tego apap.*- jego oczy uchyliły się i zauważył ją, ale świat był potrójny a sam on lekko skołowany. - Idź spać dalej Kuba. - ucałowała go w czoło.- Wszytko poszło okej?
- Nie. - powiedziała smutno. - Musieli uciąć ci penisa. - poderwał się szybko łapiąc się za krocze. Jej głośny śmiech rozniósł się równym echem po sali.
- To nie było zabawne.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - ucałowała go w czoło - Zadzwonię po ludzi. - szepnęła wychodząc z sali. W progu powiedziała tylko - Idź jeszcze na chwilę spać.
Wyszła z sali zostawiajac Kubę samego... przyzwyczaił się i szczerze to nie chciał nikogo. Właśnie pozbył sie jednego jądra i ma witać się z kimkolwiek innym niż z nią? Nie. Chciał przez chwile chociaż powdychać jej perfumy, chciał poczuć jej oddech i przede wszystkim poczuć dotyk. Dotyk, który powodował gęsią skórkę i delikatne zakłopotanie. Dotyk, który uruchamiał jego każdą komórkę w ciele. Patrzył jak z uśmiechem rozmawia z kimś przez telefon i pełny miłości spoglądnął na nią, próbując pojąć jak tak piękna, inteligenta i mądra kobieta zwróciła na niego uwagę. Ona znała odpowiedź. To te jego oczy i serce. Jego serce, które miało w sobie tyle skrajnych emocji, że można byłoby je zapisywać latami, a i tak nie znałbys ich wszystkich. A oczy? Jego oczy... hipnotyzowały. Zielone tęczówki powodowały wstrzymanie oddechu i brak możliwości ruchu. Czarowały. Ja zaczarowały rok temu gdy go poznawała. Gdy wszytko było idealne. Weszła do pokoju nic nie mówiąc. Usiadła koło niego na krześle i położyła głowę na jego dłoni.
- Don't cut me down, throw me out, leave me here to waste.
I once was a man with dignity and grace.
Now I'm slipping through the cracks of your cold embrace.
So please, please.Could you find a way to let me down slowly?
A little sympathy, I hope you can show me
If you wanna go then I'll be so lonely
If you're leaving baby let me down slowly.Let me down, down
Let me down, down
Let me down, let me down
Down, let me down, down
Let me down
If you wanna go then I'll be so lonely
If you're leaving baby let me down slowly.*- Nigdy, mała, ale to nigdy cię nie zawiodę. Obiecuje.
- Trzymam za słowo. - szepnęła i wtuliła się jeszcze bardziej w jego dłoń.
- Jutro przychodzi tu Kamila.
- A kim jest Kamila? - zapytała podnosząc się powoli i zostawiajac Kubę bez jej ciepłego dotyku.
- Pomoże nam w organizacji ślubu. - Kaja gdyby teraz mogła oparłaby się o oparcie krzesła ale go nie było więc tylko westchnęła i popatrzyła gwałtownie na wejście przez, które wpadli ich przyjaciele. Kaja wstała i wyszła niezauważalnie. Wybrała jeden numer, nie dzwoniła pod niego chyba z pół roku, jak nie więcej. Osoba odebrała po drugim sygnale.
- Hej bluza. - szepnęła czując się zażenowana, że dzwoni do braciszka po tak długim czasie.
- Hej. - powiedział żwawo. - Co się z tobą działo przez taki czas? W sensie wiem co się działo, ale musisz opowiedzieć.
- Mój stary ukochany Bluza.
- Zawsze do usług Kaja.
- Wiem.
- Gdzie jesteś?
- W szpitalu?
- Coś ci się stało?
- Nie. - jej krótki śmiech rozniósł się po pustym korytarzu. - Ale przyjedź na Inflancką.
- Będę za dwadzieścia minut.
- Do zobaczenia. - czekała na korytarzu, nie pchała się do sali, przytłaczała ją myśl o jakieś Kamili. Jeszcze się okaże, że dziewczyna jest ładniejsza od niej. Wstała z krzesła i pomachała przez szybę do wszystkich i w sekundę ulotniła się ze szpitala wsiadając do czarnego Audi.
~~~
*Skip - Tańcz sama
*Alec Benjamin - Let Me Down SlowlyNastępny rozdział dosłownie rozjebie wam głowy.

CZYTASZ
Saldo '07 /Quebonafide
FanfictionOna spędziła życie we Wrocławiu i mimo, że znała to miasto lepiej niż własne mieszkanie to ono nadal nie przestawało jej zaskakiwać. Od Poniedziałku do Środy budzi się o szóstej dwadzieścia pięć a w Czwartki i Piątki, dzięki bogu o dziewiątej. Sobot...