Auto jechało o wiele za dużo, gdyby złapała go teraz policja stracił by prawo jazdy. Dwieście przez miasto? Mimo wszystko nie bała się.
- Czemu?
- Nie wiem, jakoś to się stało, ale żałuje tego strasznie. - kłamstwo, znowu okłamała Kubę.
- Z kim? - zmienił bieg i nawet nie spojrzał się na nią. Jego mięśnie twarzy były napięte do granic możliwości a włosy rozczochrane. Oczy, z oczu pierwszy raz odkąd go zna nie mogła odczytać nic. Było w nich tyle emocji, że aż ciężko było je zliczyć. Gdzieś w kącie oka zauważyła zbierającą się łze.
- Bluza.
- Serio wolałaś go odemnie? - zapytał, ale można było usłyszeć nutę zabawy w głosie. - Posłuchaj. Strasznie mnie to zabolało, strasznie i mam nadzieję, że wiesz, że rozrywa mnie to od środka i niszczy, ale... wybaczam ci.
- Co? Kuba... Znaczy dziękuje, ale ja bym ci nigdy nie wybaczyła zdrady, cz... cz... czemu mi wybaczysz?
- Powiedzieć ci jak mój każdy związek się kończył? - mrugnęła nic nie mówiąc. - Zdradą. Wybaczam bo mi nigdy nie wybaczono. Nie oczekuje od ciebie, że mi wybaczysz, oczywiście gdybym to zrobił. Chociaż bądź pewna nigdy tego nie zrobię, z jednym klejnotem? Nigdy. - uśmiech zagościł na jej twarzy a śmiech rozniósł się równo po wnętrzu auta.
Z całej rodziny zostala jej tylko ciocia. Jej ukochana ciocia Ewelina. Jej najlepszy wujek Krzysiek i mały Maks. Gdy ostatni raz u nich była nie było wielkiej drewnianej bramy. Na szczęście była otwarta. Kaja zobaczyła chudą sylwetkę na końcu ogromnego ogrodu pokrytego cienką warstwą śniegu. W Miłoszycach zawsze prószyło trochę śniegu, mimo że we Wrocławiu nie spadł nawet jeden płatek. Jej ciocia wyprostowała się i zaczęła iść powoli w stronę drogiego auta. Kuba zaparkował a blondynka podeszła do niego i zaczekała aż opuści szybę. Zrobił to a na dość młodej twarzy zagościło zdziwienie.
- Nie pomylił pan przypadkiem adresu? - Kaja wybiegła z auta i krzyknęła na cały głos:
- Badi! - biszkoptowy labrador przybiegł do niej i z nieopisany szczęściem zaczął lizać ją po twarzy. Tuliła go a Kuba wysiadł z auta i z uśmiechem złapał dłoń cioci Kai.
- Kuba. Narzeczony Kai. - ucałował wierzch jej dłoni i wyprostował się. Jej ciocia uchyliła lekko usta a potem poczuła mocny uścisk. Kaja dosłownie w nią wbiegła i popłakała się ze szczęścia. Kochała ją nad życie. Była najlepszą osobą z całej rodziny i wcale nie była od Kai niewiadomo ile strasza. Wujek Krzysiek miał czterdzieści pięć lat a ciocia trzydzieści dziewięć co oznaczało, że była od Kai starsza tylko trzynaście lat. Mimo wszystko była jej najukochańszą ciocią. Ta odwzajemniła uścisk a z kąta jej oka wyleciała mała łza. Kochała Kaję jak własną córkę. Często czarnowłosa przyjeżdżała do niej autostopem lub wysiadła z autobusu a ta po nią przyjeżdżała. Siedziały razem bardzo dużo i spędzały czas jak przyjaciółki.
- Widzę ciociu, że poznałaś Kubę. Kuba to moja najlepsza ciocia, ciocia Ewelina i ciociu, to Kuba mój narzeczony. - na ustach blondynki zagościł ogromny uśmiech i uścisnęli Kubę mocno, jak to zawsze robiła kai.
- Wejdźcie do domu, ogrzewcze się ja za chwile przyjdę. Nie ma Krzyska i Maksa ale będą za pół godziny wiec akurat będzie wam ciepło. Poza tym Kaja! Gdzie ty masz kurtkę! Na dworze jest jeden stopień! Ty mała nieodpowiedzialna dziecino! - ciocia krzyczała i rzuciła w nią śniegiem. Ta odrzuciła śnieżkę i wbiegła do domu by nie dostać kolejną. Blond włosa miała niezwykłego cela i potrafiła wcelować w głowę z naprawdę daleka, zaś Kaja... cóż. Potrafiła stać od kogoś metr i nie trafić. Weszli do środka i Kaja od razu poczuła to ciepło, właśnie tego jedynego domu. To było to miejsce.
- Wybudujemy sobie taki dom? - zapytał przytulając ją i podziwiając piękne duże przestrzenie.
- Bez sensu. - odpowiedziała obracając się do niego i całując go w usta. Ściągnęła byty i weszła głębiej. - Ogrzewasz pustkę. Patrz, po co tyle miejsca. Sofa, cztery razy większa niż nasza, dwa fotele, stolik i telewizor zajmują może czterdzieści procent tego pokoju, nieopłacalna inwestycja. Ale dom, podoba mi się ten pomysł.
- Mi też. Tylko my, mały dom na peryferiach miasta, dwa bąbelki biegające...
- Krzyczace, bijące się, skarżące cały czas na siebie...
- Nasze małe bąbelki. - zaśmiała się donoście i weszła do pięknej dużej kuchni. Było w niej brudno. Pachniało niewiarygodnie smacznie. Kaja wyłączyła gaz, bo zupa na nim już na pewno była odgrzana. Pokroiła ciasto z lodówki i położyła na talerzyku. Gdy ciocia weszła Kaja zajadała się z Kuba jej ulubionym ciastem. Jej głośny śmiech rozniósł się po pustym domu.
- Aż tak długo mnie nie było? - blondwłosa kobieta spojrzała na zegarek i zaniemówiła. Czekali na nią pół godziny. W tym samym momencie na podjazd wjechał srebrny Passat. Wysiadł z niego już powoli siwiejącymi mężczyzna z czarną brodą. Miał na sobie kurtke. Szedł za nim mały blondynek, rozpuszczone małe dziecko, które i tak Kaja kochała. Zatrzymał się na chwile i spojrzał z zaciekawieniem na auto Kuby. Ferrari jest tu rzadko spotykane. Ruszył do domu i krzyknął na cały głos:
- Kto ma takie zajebiste auto?
- Ja! - krzyknął Kuba i wujek Kai wychylił się za rogu zdziwiony. Jego żona sprowadza sobie jakiś facetów. Dopiero gdy zrobił dwa kroki dalej ujrzał swoją ukochaną bratanicę.
- Kaja! - złapał ją w szczelnym uścisku i podniósł wysoko. Kaja z uśmiechem wtuliła się w wujka. Położył ją na ziemie i klepnął tak mocno Kubę po plecach, że ten ledwo mógł wziąć oddech. Gdyby stał na pewno upadłaby na ziemie.
- Oh Krzysiek. - skarciła go żona.
- Kaja! - Maks podbiegł do niej i wtulił się w nią a ona w niego. - Długo cię nie było.
- Wiem Maks. - pogłaskała go po głowie. - Wiem. - w jej oczach pojawiły się drobne łezki i poczuła ból nad sercem.
- Jakiego se faceta znalazłaś. - wujek cmoknął a ta zapłonęła czerwonym kolorem. Na szczęście miała podkład. - Wstań. - Kuba zrobił to bojąc się kolejny raz dostać po plecach. - Hmm... drobniutki chłopak. - Kaja zaśmiała się i patrzyła z miłością na to jak oceniał Kubę jej wujek. - Ale wyższy ode mnie wiec jak trochę powpierdala to będzie miodzio. Czemu ma zielone włosy? - to pytanie było do Kai.
- Ja zaproponowałam ten kolor. Wyglada w nim najlepiej. - popatrzyła z miłością na chłopaka. Zamrugała dwa razy i wzięła kawałek ciasta do buzi. - A właśnie! Ciociu, wujku, Maks... Badi ty mój kochany, - zaśmiała się i zawtórowała jej ciocia. - zapraszamy was na nasz ślub. - Kuba objął Kaję ramieniem i uwałowałem w skroń.
- Bierzecie ślub?! - ciocia krzyknęła. - Boże! Wyglądacie razem świetnie.
To prawda on i ona dopełniali się pod każdym względem, ale nie przewidywali tego co miało niedługo nadejść, co miało zniszczyć cały ich świat.
CZYTASZ
Saldo '07 /Quebonafide
FanficOna spędziła życie we Wrocławiu i mimo, że znała to miasto lepiej niż własne mieszkanie to ono nadal nie przestawało jej zaskakiwać. Od Poniedziałku do Środy budzi się o szóstej dwadzieścia pięć a w Czwartki i Piątki, dzięki bogu o dziewiątej. Sobot...