- A więc co was tu przywitało ze stolicy? - matka powiedziała stawiając kawę przed Kubą.
- Ważna uroczystość. - zabrał żwawo głos. Kaja spoglądnęła na niego z uśmiechem i przysunęła kopertę przed rodziców.
- Przybyło ci tatuaży. - matka wskazała na jej twarz, po czym wzięła kopertę do ręki. Kaja wystawiła język pokazując kolczyk. Matka westchnęła lekko otwierając kopertę. Zobaczyła wielki napis Zaproszenie na ślub. Przełknęła głośno ślinę udając, że wcale nie przeraziła się na tą wiadomością. Z nim?
- Kaja! Córeczko! - tato krzyczał i doskoczył do niej żwawo przez co ta lekko zesztywniała. - Brawo. Mam nadziej, że Kuba tam dobrze ją traktujesz.
- Jak najlepiej umiem. Ona ma promienie słońca we włosach, a to jest najpiękniejsze. - założył jej czarne włosy za ucho przy czym pokazał, że między jej pojedynczymi włosami błyskały się promienie zachodzącego słońca.
- Dwudziestego trzeciego sierpnia?
- Tak.
- Zostało dokładnie pięć miesięcy. - przerwała matka.
- I?
- Dużo czasu.
- Niech ludzie wiedza, ja osobiście irytowałam się gdy dawali mi zaproszenia miesiąc przed ceremonią czy dwa. Miałam już od dawna...
- Dobra zamknij się. - matka rozkazała córce przez to ta trochę się speszyła. No tak, to nadal jej mama. Wzięła do buzi kawałek ciasta.
- Możemy przenocować w starym pokoju Kai przez tydzień? - zapytał Kuba łapiąc jej rękę i przerywając długą ciszę.
- Dokadnie na pięć dni. Potem pojedziemy dalej.
- Dalej znaczy gdzie? - zapytała matka biorąc łyk kawy i rzucając zaproszenie gdzieś do tylu. Ona nawet nie przejęła się ślubem własnej córki.
- Wiecie co. - Kaja wstała i zabrała torebkę ze swojego oparcia. Otrzepała spodnie i udała się powoli do wyjścia. Kuba sprawnie ruszył za nią bardzo rozproszony jej zachowaniem. - Pójdziemy do hotelu i nie będziecie musieli nas gościć. - matka nadal stała z obojętnością, ale ojciec cierpiał i było to widać. Przecież obydwoje nie tolerowali Kuby.
- Zostańcie. - zabrał głos ojciec.
- Nie. - założyła buty i otworzyła drzwi wejściowe. - Masz wyjebne... - krzyknęła do matki stając z nią twarzą w twarz. - nawet na ślub twojej córki! Masz wszytko gdzieś! Wszytko! Nawet nie wiem co się ze mną działo! Co się działo między nami! Wiesz, że Kuba miał raka? Nie! Bo jesteś najgorsza matka na świecie i jak się na ciebie patrzę to aż chce mi się rzygać. Obrzydzasz mnie. - syknęła wychodząc bez pożegnania. Kuba biegł za nią wartko ale ona nie słuchała jego nawołań.
- Wiec gdzie będziemy spać?
- A gdzie się poznaliśmy? - obróciła się i z lekkim uśmiechem spojrzała na ukochanego. Włożył ręce do kieszeni.
- A wiec tak. Sentymenty... - uśmiechnęła się szeroko i udawała, że cała złość z niej zeszła.
Zasadniczo złość zeszła z niej całkowicie, był w niej ból, nienawiść a przede wszystkim tęsknota. Kiedyś jej mama nie była taka. Była specyficzna i... surowa ale nie aż tak. Kiedyś minimum interesowała się córką. Teraz... nawet nie interesował ją ślub córki. Błądziła wzrokiem po drodze gdy prowadziła auto. Miała zmarzniete ręce i stopy. Była zima a ona pewna, że nie będzie musiała nigdzie jechać założyła tylko sweter, kurtka jest schowana gdzieś głęboko w walizce. Co prawda jechała w ogrzewanym aucie, to mimo wszytko było zimno. Mimo wszytko było jej tęskno i mimo wszystko cieszyła się że wpadnie do tego hotelu. Do jej hotelu... Weszli przez główne szklane drzwi a Kaja ujrzała starą recepcję. Podeszła do niej i przetarła po niej palcem. Młoda dziewczyna podniosła głowę i... nie była nią Weronika. Ani Ania, ani Kornelia. Jakaś nowa... pewnie na jej miejsce.
- Kurz. - zdmuchnęła go z blatu. - Dużo kurzu, wyczyściłabyś to.
- Są od tego inne osoby. - westchnęłam i zauważyłam w jej oczach nienawiść. Zobaczyła Kubę i na jej twarzy zagościł uśmiech co tylko rozjuszyło Kaję.
- Kto jest właścicielem?
- Pani Jowita Farkowska. - otworzyła szeroko oczy.
- Co się stało z poprzednim właścicielem? - zapytała poddenerwowana.
- Jakoś pół roku po jakiejś sytuacji sprzedał to. Mówił coś mamie, że jego pracownica została postrzelona i zmarła mu żona wiec nie ma siły już tu dowodzić.
- A personel? Stali klienci?
- Wszytko odeszło z poprzednim właścicielem. - w jej oczach było widać łzy, rozpacz i tęsknotę na raz.
- Pokój dla dwóch osób. - szepnęła i popatrzyła na dziewczynę. Brakowało już tego ducha. Te miejsce było jej domem. Pani z pieskiem i małżeństwo z piątka dzieci. Jeszcze było stare małżeństwo z pokojem sto jeden. Znani żużlowcy pomieszkiwali czasami w tym hotelu. Tai Woffinden, Max Fricke. Nic już nie ma.
- Kochanie. - Kuba powiedział wystawiając do niej dłoń. - Zaprowadź do dwieście czternaście. - jej oczy zaszły łzami i ruszyła do przodu łapiąc narzeczonego. Weszła po schodach. Były inne, ich poprzednia nawierzchnia została zerwana i zrobili je z jakiś brzydkich kafli. Kiedyś były zrobione z pięknych paneli ze zdobieniami, które były ręcznie robione.
- Wszytko zmienili. - szepnęła gdy usiadła na łóżku. - No dobra nie zmienili łóżek.
- Straszny jest teraz ten hotel mała. Z nim odeszło piękno tego miejsca.
- Cóż zmiany musza zachodzić. My mother said I'm too romantic
She said, "You're dancing in the movies"
I almost started to believe her
Then I saw you and I knew
Maybe it's 'cause I got a little bit older
Maybe it's all that I've been through
I'd like to think it's how you lean on my shoulder
And how I see myself with you. - zaczęła śpiewać w rytm piosenki puszczonej z radia. Oczywiście żadna stacja by jej nie puściła ale Bluetooth to jest bardzo przydatna rzecz. W oczach Kuby zapłonął ostry ogień. Pomieszany z miłością i pożądaniem. Muzyka wolno rozchodziła się po pomieszczeniu i dawała im poczucie bezpieczeństwa.- Fire on fire would normally kill us
With this much desire, together, we're winners
They say that we're out of control and some say we're sinners
But don't let them ruin our beautiful rhythms
'Cause when you unfold me and tell me you love me
And look in my eyes
You are perfection, my only direction
It's fire on fire, mm
It's fire on fire. - Kuba lekko fałszując śpiewał piosenkę wraz z ukochaną. Usiadł koło niej powoli i przytulił mocno do siebie.- When we fight, we fight like lions
But then we love and feel the truth
We lose our minds in a city of roses
We won't abide by any rules
I don't say a word
But still, you take my breath and steal the things I know
There you go, saving me from out of the cold - i mimo że żadne z nich nie umiało pięknie śpiewać to pochłonięci byli sobą do tego stopnia, że nawet nie zwracali na to uwagi. Kuba dokończył a Kaja wtedy z zapałem w płucach odpowiedziała.- Fire on fire would normally kill us
With this much desire, together, we're winners
They say that we're out of control and some say we're sinners
But don't let them ruin our beautiful rhythms
'Cause when you unfold me and tell me you love me. - westchnęła całując chłopaka w policzek.- Fire on fire would normally kill us
But this much desire, together, we're winners
They say that we're out of control and some say we're sinners
But don't let them ruin our beautiful rhythms - śpiewali razem a głos Kai drżał z każdym wypowiedzianym słowem.~~~
Sam Smith - Fire on fire

CZYTASZ
Saldo '07 /Quebonafide
FanfictionOna spędziła życie we Wrocławiu i mimo, że znała to miasto lepiej niż własne mieszkanie to ono nadal nie przestawało jej zaskakiwać. Od Poniedziałku do Środy budzi się o szóstej dwadzieścia pięć a w Czwartki i Piątki, dzięki bogu o dziewiątej. Sobot...