38

455 29 5
                                    

   W aucie panowała nieznośna cisza. Każdy trawił w swoim umyśle co Kuba powiedział im trzy godziny wcześniej... jak to kończy karierę? Nawet gdy miał dość nigdy nie oznajmiał takich kroków... poważnych. Kaja siedziała koło niego na miejscu pasażera i przygryzała lekko paznokcie. Wiedziała, że musi mu pomóc, ale sama się przeraźliwie bała. Rak... to nie jest takie proste jak się zdaje... Chemioterapia, naświetlania, wiele godzin w szpitalu, narkoza i co najważniejsze... on może zginąć. Mają czas, guz jest mały, łatwo będzie go usunąć i łatwo będzie uratować Kubę, ale jego największym problemem w tym wszystkim chyba jest to, że on będzie czuł się nie wartościowy bez jednego jądra. Będzie potem ciężej gdy będą starać się o dziecko, ale to będzie nadal ten sam Kuba. Jej Kuba. Dojechali do plaży i rozłożyli na niej namioty, ułożyli się w ich środku. Gdy zapadła cisza i było słuchać równe oddechy przeplatane z lekkim chrapaniem, Kaja szepnęła do Kuby tak by usłyszał to tylko on.

- Dla mnie z jednym czy z dwoma nadal będziesz tak samo męski jak wcześniej Kuba. - zamknęła oczy i zasnęła praktycznie od razu zostawiajac Kubę, znowu, z brakiem odpowiedzi na jego pytania.

   Poranek był zimny, każdy zmarzł tej nocy mimo, że spali w ciepłych śpiworach. Nikt nie mógł spokojnie spać, co chwile budził się lub miał niespokojny sen. Powód? Ich myśli zapętlały się bez przerwy wokół słów Kuby o końcu kariery. Kaja również nie wyspała się i miała niespokojny sen ale z innego powodu. Mogła go stracić... ich pożegnanie w jej umyśle było bardzo bliskie i trwało bardzo długo. Całą chemioterapię, naświetlanie, a co jeśli usunięcie nie pomoże? A co jeśli Kuba... wzięła głęboki oddech i wstała. Uklęknęła koło lodowatej wody przy której spali. Usłyszała ciche kroki.

- Jak po nocy? - zapytał Krzysiek również przemywając twarz.

- Okropnie. Zmarzłam i nie mogłam spać. A ty?

- Tak samo jak ty. Czemu powiedział to na początku wyjazdu? - zapytał wycierając zmarzniete dłonie o spodnie.

- Nie wiem. - szepnęła robiąc to samo co jej przyjaciel. - Ale miał swój cel.

- Wiem, że miał. Co on ci wtedy powiedział?

- W sensie? - zapytała udając się powoli w stronę namiotu.

- Stój. - złapał ją za nadgarstek i gwałtownie zatrzymał. - Co on ci powiedział? Wtedy na górze, tam jak odeszliście od nas.

- Krzysiek... To jest sprawa między mną a Kubą. Powie wam jeśli będzie miał ochotę i odwagę. Nie mogę podejmować za niego decyzji.

- Jakich decyzji? - zapytał poluźniając ucisk po którym i tak zostały czerwone ślady.

- Każdych. Nie jestem od tego by mówić mu co ma robić. - szepnęła spoglądając na niebo po którym w ogóle nie było widać tego, że na dworze jest -16°. Świeciło oślepiające słońce a niebo było pozbawione chmur.

- Co się dzieje Kaja? - powiedział załamując ręce i garbiąc się.

- Idzie tu. - powiedziała spoglądając w oczy swojego chłopaka. - Zapytaj. - gdy przeszedł koło nich zaspany i uklęknął przy wodzie Krzysiek wziął głęboki oddech i bez zastanowienia powiedział.

- Co się dzieje Kuba?

- Co masz na myśli? - syknął obracając się gwałtownie.

- Co złego stało się, że rezygnujesz z śpiewania? Miałeś tego nigdy nie robić.

- Ciesz się chwilą Krzysiek. Może więcej takiej nie być.

- Oh, Kuba. - Kaja złapała go za kurtkę i wtuliła się w niego mocno. Przytulił ją dając upust emocjom i uronił jedną małą łze.

- Co to ma znaczyć?

- Mam raka. - szepnął a Krzysiek cofnął się gwałtownie i obrócił prawie upadając. Wrócił do pary i krzyknął.

- Kiedy zmierzałeś mi to powiedzieć! Hm!? Jestem twoim pierdolonym przyjacielem a ty mi kurwa nic nie mówisz!

- Krzysiek. - szepnęła Kaja. - Obudzisz resztę.

- Jebać ich! Kuba ty kurwa umierasz i nic nie mówisz! - zaczął kręcić się w kółko. - Kiedy miałeś zamiar mi to powiedzieć?

- Po powrocie do Warszawy.

- Dwa tygodnie w nie wiedzy. Japierdole. - oczy Krzyśka zaszły łzami a chłopak wytarł nerwowo swoją twarz dłońmi. Kubą odszedł do niego i go przytulił. Czerwonowłosym zaczął głośno płakać. - Jesteś moim przyjacielem. - powiedział przez łzy. - Nie mogę ciebie stracić. Nie poradzę sobie bez ciebie. - szlochał jak małe dziecko. Kaja siedziała już w namiocie i słuchała głośnego płaczu. Ucichł, atak paniki zniknął. - Będę cię wspierać stary. - usłyszała głośne uderzenie, pewnie Kuba albo Krzysiek poklepał drugiego po ramieniu. - Zawsze.

- Dzięki stary. - Kuba powiedział a jego ciężkie kroki słychać było na piasku. Nikt się nie obudził? Namiot się rozchylił a Kaja zauważyła silną dłoń. - Przejdzimy się? - Kaja założyła kurtkę i powoli wyszła z namiotu. Złapała Kubę za rękę i przytuliła się do jego ramienia. Szli bardzo powoli i delektował się cisza. Ich oddechy były równe, ciszę zakłócały im tylko fale delikatnie rozbijające się o brzeg i śpiew ptaków nadmorskich. - Zostaniesz ze mną? - zapytał spoglądając na nią uważnie.

- Do końca Kuba.

- ¿donte es peligroso - Kubą szepnął sobie pod nosem ale Kaja to usłyszała.

- donte no estamos. - odpowiedziała.

- Skąd znasz hiszpański?

- Nie znam. - odpowiedziała szybko spoglądając w niebo.

- Odpowiedziałaś mi.

- Mój wujek pracował dla Pablo Escobara w Miami.

- Jak to?

- Gdy złapał go ten nieszczęsny agent Javier Peña, gdy był w odwiedzinach u szefa, trafił za kratki a z tamtąd wysyłał nam krótkie zdania po hiszpańsku.

- Gdzie on teraz jest?

- W grobie, a gdzie? Ludzie Pabla zabili go gdy wyszedł na przepustkę. - wzruszyła ramionami. - Nie lubiłam go za bardzo. Nawet go nie znałam. Zmarł jakoś dziesięć lat temu? Może jedenaście. Nigdy go na oczy nie widziałam.

- Kartel z Medellín nadal działa?

- Z tego co ja wiem to nie. Ze śmiercią Pabla zmarł i Kartel. - powiedziała beznamiętnie. - Ale nie wszystkich sicarios zabito. A oni się zemścili.

- Nie przykro ci?

- Powiem tyle. Wujek nigdy nie miał rodziny, byliśmy zawsze jego ostatnią deską ratunku. To on pracował dla Pablo Escobara a nie my. Wiedział, że praca dla niego to pewna smierć. Każdy o tym wiedzal. Nawet ja już w 1998 roku wiedziałam, że nie pożyje długo. Pablo mimo że od jego śmierci minęło już dwadzieścia sześć lat to jest królem narkotyków.

- Pablo żył kiedy ja żyłem?

- Ta. I miałeś dwa lata gdy on umarł.

- Ty nie miałaś tego szczęścia.

- Rok się spóźniłam. - zaśmiała się cicho i już w lepszym humorze wrócili do namiotu. - Yo te amo. - szepnęła stając na palcach by ucałować Kubę.

- Yo tambien te amo. - szepnął zatapiając się w jej usta. Kochali się całować.

~~~~
Sorki że tak przerwa ale nie miałam weny

Saldo '07 /QuebonafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz