Sześćdziesiąty dziewiąty vol.2

3.9K 199 16
                                    

Następnego dnia z rana obudziłam się przed Calumem. Wcale nie byłam zdziwiona tym faktem, bo chłopak przez ostatnie półtorej dnia był wykończony. Cichutko wydostałam się z jego bezpiecznego uścisku i łapiąc srebrną paczuszkę wyszłam z pokoju. Od razu usłyszałam przyciszone głosy w kuchni wiec to tam skierowałam swoje kroki. W pomieszczeniu zobaczyłam zaspanego Luka i Ashtona rozmawiającego o czymś.

-Luke Hemmings dobrowolnie wstał przede mną. To albo cud bożonarodzeniowy, albo cie podmienili.-próbowałam zażartować posyłając ciepły uśmiech w stronę przyjaciela.-Hej Ash.

-Hej-starszy w przeciwnie do młodszego odpowiedział mi werbalnie podczas gdy Luke uśmiechnął się tylko pokazując mi środkowy palec.

Czując się obserwowaną wyciągnęłam szklankę i nalałam do niej wody. Kilka chwil później bez wahania rozerwałam opakowanie tabletki jaką trzymałam w rękach i popijając sporą ilością wody połknęłam ją. Ponownie odwróciłam się w ich kierunku widać jak ci w szoku mi się przypatrują.

-Nie miejcie takich min. Nie ćpam.-wywróciłam oczami wstawiając wodę na herbatę.

-Sierra z Kaykay szukają jakiejś francuskiej instytucji która broni prawa kobiet.-Luke wciąż przyglądając mi się uważnie podzielił się ze mną bardzo ważną informacją.

-Dziękuje wam. Bardzo.-uśmiechnęłam się.

-Co to była za tabletka? Była tak cholernie dziwnie zapakowana...-Ashton jednak nie wytrzymał niewiedzy związanej z tym co trafiło do mojego organizmu.

-Tabletka „dzień po" no wiecie aby...-nie musiałam kończyć, bo obaj pokiwali głowami doskonale rozumiejąc o czym mówię.-Jakie macie plany na dziś?-zapytałam wesoło zalewając torebkę z ziołami herbatą.

-Plany?-zdziwienie w głosie Luke'a było tak duże, że przez moment szczerze przeraziła mnie myśl, że każde z nich swoj tydzień wolnego zamierza poświecić na siedzenie ze mną.

-Ja z Calumem dziś idziemy zwiedzać dwa muzea i zamek.-siadłam naprzeciw nich uśmiechając się szeroko. -Jesteśmy w Paryżu-nazwę miasta powiedziałam bardzo ostentacyjnie wybałuszając oczy- nie ma czasu, by siedzieć i płakać nad rozlanym mlekiem.

-Czy w jakiś chory sposób ty nas pocieszasz?-rozbawienie w głosie Ashtona było trochę wymuszone, ale nic sobie z tego nie robiłam.

-Cokolwiek będzie potrzebne moim najcudowniejszym idolom.-odparłam uśmiechając się sztucznie i posyłając im buziaczka w powietrzu.-Co ze Sierrą? Nie widziałam jej od urodzin.-wyczekująco spojrzałam na Luka który jakby po poruszeniu tematu stał się jeszcze bardziej zmęczony.

-Nafaszerowałem ją środkami uspokajającymi i śpi. Płakała i szukała dla ciebie pomocy.

Zagryzłam wargę obserwując moje dłonie wzdychając głośno.

-Przepraszam.

-Mój Boże za co?-Ashton aż zakrztusił się swoją kawą słysząc to jedno słowo wypowiedziane przeze mnie.

-Zniszczyłam wasz tydzień wolnego.

-Nie mogę tego słuchać.-zza rogu wyłonił się Calum i od razu podszedł do mnie obejmując mnie ramionami. -Doskonale wiesz, że nic tutaj nie jest od ciebie zależne. To nie ty tylko ten drań zniszczył nam pierwsze dwa dni, ale to nic, bo zostało nam jeszcze pięć i je wykorzystamy. Tak?-zapytał patrząc mi w oczy, a ja skinęłam głowa z uśmiechem. Chwilę później delikatnie musnął moje usta, potem nos, a na koniec czoło. -Kocham cię.

-Kocham cię.-wyszeptałam w odpowiedzi uśmiechając się sama do siebie.

————————
1.12.2020

My idol is my boyfriend [C.H] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz