To był piękny zimowy wieczór w stylu tych, które mijają zbyt szybko przeganiane przez czerń nocy i następujący po nich lodowaty świt. Wieczory jak te smakowały gorącą czekoladą, pachniały sosnami i sprawiały, że miało się ochotę przeciągnąć jak stary, leniwy kot, grzejący grzbiet przy kominku.Taki właśnie był grudniowy wieczór, który nieubłaganie zbliżał 1795 rok do 1796. Wieczór ten miał na zawsze odmienić losy dwojga dzieci i sprawić, że wypełni się złożona niegdyś przysięga, a spisane setki lat temu przeznaczenie dosięgnie tych, których dotyczy.
Lady Eleonor Ashford podwinęła zdrętwiałą stopę i spojrzała na bawiącego się w kącie salonu syna, którego kasztanowa głowa lśniła w świetle ognia. Niedawno skończył cztery lata i z niespotykaną w tym wieku u dzieci powagą i spokojem, ustawiał w dwóch równych rzędach ołowiane żołnierzyki.
Zdawało jej się, że ledwie wczoraj tulił się do niej, szukając ukojenia od dziecięcych strachów, a teraz z zaciętą miną skazywał na widmową śmierć dziesiątki wiernych legionistów. Coraz bardziej przypominał swojego ojca hrabiego. Nie tylko w zarysie szerokiej szczęki i arogancko wygiętych brwi, ale również w pewnego rodzaju swawolności i nieznoszących sprzeciwu żądaniach.
Był najczystszej wody klejnotem Ashford'ów. Z matki nie miał nic, oprócz lekko sardonicznie wygiętych warg. Nie odziedziczył też jej miłości do sztuki i słabości do słodyczy. Sprawiał wrażenie miniatury dorosłego skupionego i zmotywowanego do osiągania określonych celów.
Teraz celem tym był najazd jednej grupy żołnierzy na drugą, ale Eleonor wiedziała, że z wiekiem to chłodne zmotywowanie zacznie odnosić się do innych aspektów jego życia, aż w końcu Victor całkowicie przesiąknie własnym ojcem, którym sama tak pogardzała.
Najdroższa przyjaciółka Eleonor, lady Clara Ousborn, która ledwo co poślubiła wicehrabiego, zacmokała z czułością do leżącej przy jej kolanach kołyski. W środku spała jej trzydniowa córeczka, która wciskała właśnie kciuk w maleńkie rozwarte usteczka.
Eleonor zaprzyjaźniła się z Clarą w zeszłym roku, kiedy wicehrabia przywiózł swoją młodą małżonkę do wiejskiej rezydencji w Kent. Ich mężowie utrzymywali sąsiedzkie stosunki, a żony z miejsca zapałały do siebie gorącą przyjaźnią.
Eleonor odnajdywała w Clarze samą siebie z przeszłości. Ona także młodo wyszła za mąż i była przerażona tytułem, który zyskała, a także własnym mężem traktującym ją jak powietrze z wyłączeniem tych chwil, kiedy spełniała swój małżeński obowiązek.
Sądziła, że Victor wynagrodzi jej trudy pożycia z hrabią, ale miała go dla siebie tylko przez kilka lat. Pocieszała się myślą, że powinna być wdzięczna i za to. Mogła przecież nie mieć nawet i tego.
Skłamałaby mówiąc, że nie zazdrości Clarze córeczki. Dziewczynki są inne, bardziej związane z matką. Chłopcy z kolei należą do ojców, a już zwłaszcza najstarsi synowie. Widziała to po sposobie w jaki hrabia patrzył na Victora. Widziała to też w szmaragdowych oczach syna tak podobnych do oczu jego ojca, kiedy oddawał mu spojrzenie.
- Czy sądzisz – odezwała się cichym głosem Clara, tym samym wyrywając z ponurych rozmyślań przyjaciółkę – że nasze dzieci będą szczęśliwe?
Eleonor zagryzła wargę, nie odrywając wzroku od pochłoniętego zabawą syna. Chciała wierzyć, że Victor osiągnie szczęście, ale jakaś nienazwana emocja, silne przekonanie i pewność sprawiały, że wiedziała. Wiedziała, że Victor nie będzie szczęśliwym człowiekiem.
Oderwała spojrzenie od chłopca i zerknęła na przyjaciółkę. Clara ścisnęła jej zimną dłoń i westchnęła cicho.
- Ja też to czuję – szepnęła jakby do siebie. – Mam na myśli Viennę. Skądś wiem, że nie będzie szczęśliwa. Spójrz tylko na nią.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...