Viennie zdawało się, że obudziło ją rżenie konia, co było przecież mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Poruszyła się niespokojnie cała zesztywniała i otworzyła sklejone powieki. Leżała na boku w pozycji embrionalnej, przyciskając kolana do piersi. Przez krótką chwilę nie wiedziała, gdzie się znajduje, ale kiedy oczy przywykły jej do ciemności, pojęła, że spędziła noc w kryjówce przemytników.Podniosła i się poczuła ból w głowie oraz przeraźliwy głód. Zaburczało jej w brzuchu na tyle głośno, że z drugiego łóżka dosłyszała chichot. To Victor.
Siedział wygodnie rozparty i ciął kolejne fragmenty halki na małe kawałki. Nie było możliwości, żeby tyle wyciął z połowy jej halki i kiedy ruszyła nogą, zrozumiała, że kiedy spała rozerwał jej drugą koszulkę, tę, którą zakłada się bezpośrednio na pantalony.
- Jesteś bezwstydnikiem! – krzyknęła, podnosząc się gwałtownie i przyciskając palce do skroni, starała się opanować zdradzieckie łupanie w czaszce.
- Spałaś jak zabita, a w mroku niczego nie widziałem. Słowo honoru – odpowiedział z olśniewającym uśmiechem.
- Ty nie masz honoru – syknęła czerwona ze wstydu.
Jak on śmiał obłapiać ją i dotykać jej garderoby, jej bielizny! Po chwili jednak złość jej przeszła, kiedy zauważyła na stoliku miskę z wodą, kilka gałganków materiału, twarde suchary, marmoladę i dzbanek z wrzątkiem.
- Nie musisz dziękować – prychnął, królewskim gestem rozpościerając jedno ramię i zapraszając ją do śniadania.
Była zbyt głodna, żeby teatralnie się boczyć, więc przysiadła na skraju jego łóżka i rzuciła się na posiłek. To było chyba najlepsze śniadanie w jej życiu i nie mylił się ten, który powiedział, że głód jest najwspanialszą przyprawą. Wszystko smakowało wyśmienicie, nawet jeśli moczone w słabej, gorzkiej herbacie suchary trzeszczały o zęby, a marmolada trąciła nieco stęchlizną. Jadła w milczeniu, a ból z każdym kęsem i łykiem powoli ustępował.
Ignorowała obecność Ashford'a dopóki nie pochłonęła całej porcji i nie zapragnęła umyć twarzy. Ani myślał się odwracać, więc zmuszona była dokonać pospiesznych ablucji pod jego czujnym, rozbawionym spojrzeniem.
On sam wyglądał znacznie lepiej, jakby sen pokrzepił go na tyle mocno, że byłby w stanie z miejsca stanąć do kolejnej bójki. To było niesprawiedliwe, ale za przygotowane śniadanie nie mogła źle mu życzyć.
- W kącie masz wiadro z wodą. Możesz się umyć, a ja oporządzę konia.
- Co takiego?
Koń i wiadro z gorącą wodą było tak absurdalne w tym wykopanym w ziemi pokoiku, że przez chwilę nie była w stanie połączyć faktów. Victor spojrzał na nią z ironią.
- Przecież to kryjówka – stwierdził przemądrzale. – Wystarczyło nieco poszperać.
I rzeczywiście, dopiero teraz Vienna zauważyła prowizoryczny dołek do grzania wody i dużą miskę nieco zardzewiałą i z odpryskami, ale nie zamierzała wybrzydzać.
- Złodzieje i szubrawcy, to wciąż ludzie i choć podejrzewam, że stronią od wody, to muszą coś pić, oprócz bimbru. Kilometr dalej jest niewielki staw. Znalazłem tam konia i przyniosłem wodę, a potem się umyłem. Albo w odwrotnej kolejności – dodał z drwiną, obserwując grymas obrzydzenia na twarzy Vienny, kiedy z odrazą wpatrywała się w kubek po herbacie.
Wiedziała, że z niej dworuje, ale rzeczywiście był czysty i Vienna wątpiła, żeby mył się tutaj. Jakoś udało mu się samodzielnie nastawić nos i wyglądał prawie normalnie.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...