Na rzęsach Vienny wciąż błyszczały pojedyncze krople łez, a nos był zaczerwieniony od ciągłego wycierania go chusteczką. Wargi miała drżące i lekko rozchylone, gdy z trudem łapała urywany oddech i patrzyła na niego z wyrzutem.Victor ledwo powstrzymywał uśmieszek triumfu, który wciąż odczuwał jak rozpierający pierś dreszcz nieujarzmionej radości. Dobrze było patrzeć na jej koszmarną fryzurę, podartą i brudną suknię i wszystkie te drobne ranki na rękach, które rozpaczliwie próbowała przed nim osłonić długimi, jedwabnymi rękawiczkami.
A potem Vienna groźnie zmarszczyła czoło i gwałtownym, niespodziewanym ruchem sięgnęła do Ashford'a, ściskając palcami wykrochmalony fular. Przyciągnęła jego twarz do swojej na tyle blisko, że widziała najdrobniejsze żyłki pod jego oczami i fakturę starej blizny na policzku. Zaczerpnął głośno powietrza, nie spodziewając się po niej takiej żywiołowej reakcji.
- Jeszcze jedno słowo, a tym razem naprawdę cię zastrzelę – syknęła.
Uniósł w górę brew, a potem drugą i z wprawą urodzonego dandysa przewrócił oczami. Vienna aż zagotowała się z wściekłości i jeszcze mocniej pociągnęła go za krawatkę.
- Ty naprawdę nie możesz się powstrzymać, prawda? Nie jesteś w stanie – kontynuowała prawie tym samym tonem, teraz tylko nieco zmienionym przez rosnące niedowierzanie.
Mało płynne ruchy powozu utrudniały jej zachowanie tej samej odległości między ich twarzami, ale starała się dopasowywać uścisk do zmieniających się ruchów pojazdu.
- Nie mogę, nie chcę, nie potrafię, na jedno wychodzi – odparł Victor niefrasobliwie i ku jej ogromnemu niezadowoleniu rozciągnął wargi w bardzo ładnym uśmiechu.
Wiedziała, że z łatwością wyrwałby się z jej uścisku, ale z jakiegoś powodu pozwolił im trwać w tym zawieszeniu, wyzywająco patrząc jej w oczy. Wtedy jednak powóz najechał na jakąś koleinę i Vienna wyrżnęła czołem w łuk brwiowy Ashford'a. Syknął z bólu, zaklął i otarł wierzchem dłoni płynącą z rozdarcia krew.
Puściła go w końcu i na pożegnanie udało jej się jeszcze pchnąć go na tyle mocno, by uderzył plecami o oparcie ławki.
- Chryste, czy każde nasze spotkanie muszę okupować krwią? – zapytał zgryźliwie, wyciągając z kieszeni chusteczkę i tamując krew. – W istocie – mówił dalej kąśliwie – ciekawą walutę przyjęłaś, jako zapłatę za swoje cudowne towarzystwo.
Vienna była zadowolona, a właściwie bardzo zadowolona. Przyjemnie było patrzeć na jego krew, nawet jeśli od uderzenia bolało ją czoło. I rozkoszowałaby się tym jeszcze dłużej, gdyby złośliwie nie rzucił w nią zakrwawioną chusteczką, trafiając prosto w twarz. Wzdrygnęła się zdegustowana z obrzydzenia i odrzuciła ją na podłogę powozu, a Victor oczywiście się śmiał.
- Jesteś ohydnym, obmierzłym prostakiem! – parsknęła, odkopując ją jeszcze dalej od swoich stóp.
- Kobieto, krwawię dla ciebie – odparł w roztargnieniu, krzywiąc się czy to z bólu, czy ze zdenerwowania, nie była do końca pewna. – Powinnaś więc przyjąć moją daninę, a nie odrzucać ją jak niechcianego śmiecia. Zdawało mi się, że właśnie dlatego to robisz: bym cierpiał ku twojej chwale. Jedno mnie tylko zastanawia – dodał nonszalancko z udawanym zaciekawieniem – wrócę z tej wyprawy żywy?
Vienna parsknęła i zadarła podbródek, powstrzymując się od pocierania czoła. Bolesne pulsowanie świadczyło o rosnącym guzie, ale to ofiara, na którą było ją stać. Victor nosił przecież na ciele znacznie więcej znaków ich burzliwej relacji.
Gdyby miała inne wyjście wysiadłaby z tego cholernego powozu i niezwłocznie wróciła do Londynu, ale nieszczęśliwie dla niej, niosło to za sobą szereg nieprzyjemnych konsekwencji. Po pierwsze, Ashford uznałby za ogromny sukces jej tchórzostwo, po drugie i jednocześnie najważniejsze: nie uratowałaby Rose przed okrutnym małżeńskim losem.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...