Dwudziesty drugi

589 53 28
                                    




Vienna nie tknęła kolacji. Nie tknęła też śniadania i obiadu. Siedziała przy stole, ponieważ tak nakazał jej ojciec, ale nie była w stanie przełknąć ani kęsa.

Poprzednią noc spędziła trzęsąc się w łóżku, tuląc do Edith i płacząc w poduszkę. Szczelnie zasłoniła zasłony, nie bardzo w to wierząc, ale licząc, że może Deamon zechce ją odwiedzić. Nie mogła jednak do tego dopuścić, skoro postanowiła spać z przyjaciółką.

- Powinniśmy się wstrzymać z naszymi planami przez jakieś dwa tygodnie. Wątpię, by Ashford z bolesną raną mógł myśleć o romansach – powiedział wicehrabia podczas obiadu, wgryzając się w soczyste udko kurczaka. – Poza tym nie wyglądasz dzisiaj zbyt korzystanie. Spałaś w ogóle? – Nagła troska w jego głosie zbiła Viennę z pantałyku.

Zmusiła się, by wcisnąć w usta łyżkę zupy. Ojciec nie spuszczał z niej wzroku. Wiedziała, że ją kocha, ale człowiek z przystawionym do gardła nożem nie zachowuje się racjonalnie. Do jakiegoś stopnia mogła znieść jego chłód i bezwzględność, ale miała nadzieję na to, że papie wkrótce przejdzie.

Wzdrygnęła się, kiedy podszedł do niej i w delikatnej pieszczocie musnął kciukiem jej policzek. Ten gest przypomniał jej starego ojca tak boleśnie, że niemal jęknęła z ulgi.

- Jakoś to załatwimy – powiedział. Vienna już myślała, że porzucił idiotyczny plan uwiedzenia przez nią Victora, ale się przeliczyła. – Uczeszesz się ładnie, założysz jedną z tych odkrytych sukien i poślesz kilka uśmiechów. Mężczyźnie nie trzeba wiele, by zapałał żądzą.

Vienna nie była w stanie dalej słuchać ojca. Szarpnęła się i z głośnym hukiem odsunęła krzesło, wybiegając z jadalni i zamykając się w pokoju. Uważnie nasłuchiwała, czy ojciec za nią nie poszedł, ale wkrótce usłyszała, że pojechał do jednego z klubów.

Sprawdziła swój wygląd w lustrze i zrozumiała, co papa miał na myśli. Wyglądała koszmarnie, ale nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia. Przebrała się w popołudniową suknię i nakazała służbie przygotować sobie powóz.

Postanowiła sama załatwić sprawy z Victorem. Myślała, że napisze do niej liścik, ale milczał, a w niej zdenerwowanie walczyło o dominację z ciekawością. Musiała dowiedzieć się, jakie ma wobec niej plany. Im szybciej je pozna, tym lepiej będzie mogła się przygotować do konsekwencji, jakie za sobą niosą.

Wyperswadowała Edith pomysł, by jej towarzyszyła. Nie chciała, by przyjaciółka była zamieszana w jeszcze więcej jej kłopotów. Gryzła paznokieć palca i postukiwała nerwowo nogą, kiedy mijali zatłoczone uliczki Londynu. Od rezydencji Ashford'a dzieliło ją kilkanaście przecznic, ale nigdy podróż nie dłużyła jej się jak teraz.

Kiedy w końcu dotarli na miejsce, młodziutki foryś otworzył drzwi powozu, wystawił schodki i podał dłoń Viennie. Stanęła na zewnątrz i wzięła głęboki oddech. Zadarła brodę w górę, podziwiając eleganckie łuki białej jak śnieg rezydencji Victora. Dzisiaj miała dowiedzieć się, czy kiedyś będzie jej panią.

Z wyniosłą miną ruszyła do przodu w towarzystwie lokaja, który zapukał do potężnych drzwi. Otworzył im kamerdyner w liberii i z wyrazem pogardy na twarzy, jakiej nie powstydziłby się sam książę Walii, omiótł ją nieprzychylnym wzrokiem. Jeszcze mniej przychylny spoczął na jej służącym.

- Przyszłam w odwiedziny do hrabiego. – Wystudiowanym gestem podała mu własną wizytówkę. Kamerdyner poruszył brwiami i szerzej otworzył drzwi, trzymając między palcem wskazującym, a kciukiem niewielki bilecik, zupełnie tak, jakby ktoś wręczył mu do ręki krowie łajno.

Odsunął się, jakby wyświadczał im ogromną przysługę. Vienna spojrzeniem nakazała lokajowi zostać na zewnątrz, choć zauważyła, że cały protestował przed jej samotnym wejściem do miejskiego domu kawalera, nawet jeśli w teorii rzeczony kawaler był jej narzeczonym.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz