Vienna wzniosła oczy ku szarzącemu się bladym świtem niebu. Właśnie teraz, dokładnie w tej chwili przeważyły się jej przyszłe losy. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie w stanie ze spokojem myśleć o tym upiornym poranku i złowrogim teraz ogrodzie.Stała bez ruchu i zerknęła w bok, kątem oka zauważając Jonasa, który wszakże początkowo ruszył w ich stronę, ale nagle jakby sobie coś uświadamiając, zawrócił i zniknął w środku rezydencji, zapewne w poszukiwaniu jej ojca. Vienna także chciała tam pobiec i zaszyć się w ukryciu, unikając spojrzeń zgromadzonych gości.
Bała się konsekwencji własnych czynów i dopiero teraz docierało do niej przed czym uchronił ją Victor. Nawet nie wyobrażała sobie, jak zdołałaby umknąć przed plotkarzami, jak dotarłaby do ojca i jak wyjaśniła zniknięcie Deamona. I kogo mieliby obwiniać za jej upadek, skoro Deamon był jej najsłodszą tajemnicą? Byłaby do granic zhańbiona, ale... w imię miłości. Czy to było tego warte? Być może tak. Być może nie.
Powinna była złorzeczyć Deamonowi, że doprowadził ją do stanu takiej niepoczytalności, ale prawda była taka, że Vienna nie wymagała zbyt dużej zachęty, żeby mu ulec. Tęsknota za nim zaćmiewała jej umysł, nawet jeśli miała mu za złe jego ciągłe porzucanie jej i uciekanie w najmniej odpowiednich momentach, a także ciągłe sekrety i niedopowiedzenia. A to wszystko najwyraźniej doprowadziło ją do tego, co stało się teraz. Och, kto by pomyślał, że to Deamon ostatecznie przyczynił się do jej małżeństwa z Victorem.
Zacisnęła powieki, starając się uspokoić drżący oddech i powstrzymać napływające do oczu łzy. Jakżeby chciała przykładem Deamona wspiąć się na drzewo i umknąć w gałęziach, żeby już zawsze znajdować się w jego otoczeniu, nawet jeśli z taką nonszalancją poczynał sobie z jej sercem.
Te wszystkie myśli ekspresowo przebiegały przez jej głowę, ale tylko dlatego, że nieopatrznie pozwoliła, by emocje wzięły w niej górę. Opanowała w końcu nerwy i wbiła rozogniony wzrok w szerokie plecy Victora i z uwagą od jakiej zależało jej życie obserwowała zmarszczki układające się fantazyjnymi wzorami na jego pogniecionym surducie.
Zdawało jej się, że przebywa pod wodą, albo w jakimś szczelnym kokonie, bo przez cały ten czas głosy, które do niej docierały były przytłumione, jakby słyszała je z oddali. Rozróżniała wypowiedzi poszczególnych gości i ich złośliwe uśmieszki, ale przede wszystkim skupiała się na głosie Victora: opanowanym, cichym, mocnym i nieco ironicznym.
W akompaniamencie tego dźwięku, plotkarze w końcu opuścili alejkę i pozostawili Viennę i Victora samych.
Powinna teraz spojrzeć w górę i powiedzieć coś Victorowi, ale jedynie drżała w chłodnym powietrzu. Chciała zapiąć do końca suknię, bo odkrywała jej skórę, ale gdyby uniosła ręce, gest ten byłby na tyle wyzywający i bezczelny w obecności Victora, że można byłoby go jedynie wziąć za wyrachowanie i podłość w stosunku do niego.
Jednak ku jej zdziwieniu, Victor zrobił kilka kroków w jej stronę i krótkimi, niedelikatnymi ruchami zaczął zapinać drobne guziczki. W geście tym nie było nic z opiekuńczości czy galanterii. Vienna stała w bezruchu z płonącymi policzkami i uparcie wbijała wzrok w zadeptaną trawę i drobne, ciemne kamyczki usłane na drodze.
- Okryłbym cię surdutem, ale to byłby już nad wyraz oczywisty znak twojego domniemanego upadku – odezwał się beznamiętnym głosem.
Vienna czuła się upokorzona i skarcona, choć przecież nie zrobiła niczego złego. Nie, nieprawda! Pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia w ramionach Deamona. Pozwoliła na to, by ją przyłapano i zaszufladkowano jako najgorszą wszetecznicę. Tylko jedno zdanie Victora mogło zedrzeć z niej tę łatkę i zdanie to wypowiedział, ale...
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...