Pierwszy

1K 79 15
                                    




Kojarzone małżeństwa zdecydowanie nie były rzadkością w sferze, w której wychowywał się Victor, powoli jednak przechodziły już do lamusa na rzecz bardziej nowoczesnych form zawierania formalnych związków.

Niestety dla młodego dziedzica hrabiowskiego tytułu, rodzice nie widzieli przeciwskazań do połączenia w ten sposób obu rodów, prognozując w tym wielkie korzyści. Wiejskie, rozległe majątki usytuowane w Kent sąsiadowały ze sobą, a zatem ich zespolenie przyniosłoby synowi Vienny i Victora nieprzebrane bogactwa.

Obaj ojcowie tak zapalili się do pomysłu żon, że z miejsca zaczęto przygotowywania kontraktu małżeńskiego. Victor jako czterolatek, rzecz jasna nie miał w zasadzie niczego do powiedzenia w tej kwestii, dlatego tylko dąsał się w kącie gabinetu ojca i podsłuchiwał o czym rozmawiają dorośli.

Zapomniał o tym jednak szybko, bo choć matka Victora serdecznie przyjaźniła się z wicehrabiną Ousborn i panie często się spotykały, to na całe długie dwa lata Victor pozostawał szczęśliwym, beztroskim chłopcem, wolnym od towarzystwa maleńkiej Vienny.

Kiedy jednak osiągnął poważny wiek sześciu lat, a jego maleńka narzeczona skończyła tych lat dwa, przeżył dość duży szok.

Hrabiostwo Ashford zostało zaproszone na urodzinowy obiad Vienny. Oprócz okazji do miłego spędzenia czasu, postanowiono wykorzystać sytuację, by dzieci nieco się poznały, co oczywiście w tych okolicznościach było wysoce wskazane.

Wtedy Victor z całą powagą uświadomił sobie, że posiadanie dwuletniej narzeczonej jest po prostu koszmarne. Wszystko było w miarę w porządku do momentu, w którym zjedzono deser. Dorośli udali się do pokoju przylegającego z jadalnią, by tam skosztować alkoholu, posłuchać muzyki i rozmawiać. Tam też Victor rozłożył armię swoich ołowianych żołnierzyków, którą wszędzie ze sobą zabierał i z zapałem zabrał się do zabawy.

Bawił się więc, ustawiając złożone fortyfikację, skazując na śmierć wiernych żołnierzy, przetrzymując jeńców i robiąc jeszcze więcej innych rzeczy, które mali chłopcy robią z zabawkami. Po chwili jednak jego mama posadziła przed nim Viennę.

Dzieci obserwowały się uważnie i Victor od razu zauważył, że dziewczynka jest tak samo szkaradna jak wtedy kiedy widział ją po raz pierwszy. Być może wszystkie dwuletnie dziewczynki wyglądały tak samo, ale Vienna z jakiegoś powodu wydawała mu się wstrętna i wyjątkowo działała mu na nerwy.

Siedziała przed nim na swoich guzkowatych kolanach i pulchnymi piąstkami wycierała brudną od puddingu buzię. A potem tymi obślinionymi palcami sięgnęła po jedną z najważniejszych figurek Victora.

Wpatrywał się ze grozą jak podnosi żołnierzyka w górę i wpycha go sobie do buzi, a gęsta ślina spływa po jej zadartej brodzie. Victor był wychowanym paniczem, więc w milczeniu znosił tortury jakich był uczestnikiem. Znosił je mężnie, do czasu kiedy do jednego z generałów dołączył drugi, a potem trzeci z nich.

Victor próbował oponować, prośbą nęcąc dziecko, by oddało figurki, ale im intensywniej i żałośniej prosił, tym uosobienie jego wszelkich koszmarów głębiej wkładało figurki do gęby. W końcu targany sprzecznymi emocjami, sięgnął ręką, próbując wyszarpnąć zabawki i zrozumiał, że nie warto walczyć z dwuletnimi bachorami.

Nie dość, że postradał trzech żołnierzy, to jeszcze osiem włosów, które ta mała jędza z takim upodobaniem mu wyrwała. Nie był zadowolony z faktu, że krzyknął, oczywiście bardziej ze zdziwienia niż z bólu, bo wtedy papa spojrzał na niego groźnie, jakby to wszystko było jego winą, kiedy on tylko próbował odzyskać swoją własność.

Nic więc dziwnego, że kiedy następnego roku ponownie został zaproszony na urodziny, robił wszystko, by go tam nie zabrano. Insynuował wysypkę, ból brzucha, a nawet skrył się na strychu na długie godziny. To znaczy, wydawało mu się, że minęły długie godziny i może bezpiecznie wyjść z kryjówki, ale ku jego rozpaczy nie było go zaledwie kwadrans i nikt nawet nie zauważył, że gdzieś zniknął. Nie zdążył już niestety powtórzyć swojego iście genialnego fortelu z zabunkrowaniem się na strychu i został ulokowany w powozie tuż obok swojej matki.

Starał się unikać tej trzyletniej ropuchy i szło mu całkiem nieźle, choć ten diabeł w skórze dziecka co chwilę na niego zerkał.

- Chce się tylko pobawić – mówiła mama tym wyjątkowym, pełnym nacisku głosem, nieznoszącym sprzeciwu.

Victor nie miał więc możliwości, by uniknąć bliższego kontaktu z dzieckiem. Był grzecznym chłopcem, więc z niejaką odrazą złapał Viennę za klejącą rączkę i zaprowadził na górę schodów, zakładając, że na piętrze znajduje pokój zabaw.

Dziewczynka poszła za nim chętnie, mówiąc jakieś bzdury, które kompletnie go nie interesowały i których, co oczywiste, w ogóle nie rozumiał, jako, że nawet nie próbował się w nie wsłuchiwać. Znaleźli się więc na klatce schodowej, a wtedy Victor zauważył służącego niosącego tacę z jego ulubioną szarlotką. Krzyknął do mężczyzny, ale ten niestety go nie usłyszał. Pognał więc za nim na złamanie karku, drżąc ze strachu, że ominie go taka podniebna uczta. Kompletnie zapomniał o Viennie, która pokracznie ruszyła za chłopcem.

Na tym nakrył Victora ojciec. Obrazek był przerażający: jego młody dziedzic pędził za lokajem, a maleńka Vienna przebierała nóżkami, pragnąc go dogonić. Omal nie spadła ze szczytu schodów. Tylko szybka reakcja hrabiego uchroniła dziecko od tragedii.

Victor, słusznie lub nie, został odpowiednio ukarany za swoją bezmyślność. Hrabia był wielkim pasjonatem konnej jazdy i zawsze przy sobie trzymał szpicrutę. Zabierał ją nawet na bale, a towarzystwo kpiło z jego niegroźnej fanaberii. Ta niegroźna z pozoru fanaberia miała jednak namacalne skutki dla pośladków Victora. Po feralnych urodzinach Vienny nie mógł siadać na tyłek przez calutki tydzień i doskonale poznał smak bicza. A to wszystko przez nią. Jakże nie znosił tego bachora!

Victor w swojej rozpaczy zastanawiał się namiętnie za czyje grzechy tak cierpi. Chłopiec wiedział, że nie był przecież niegrzeczny. Wstawał o określonej porze, nie marudził przy śniadaniu, dawał sobie myć uszy i nie znosił błota do sieni. Doprawdy, nie miał pojęcia za co go tak ukarano.

Bo to przecież nie była jego wina, że ten dzieciak ledwo nauczył się mówić i że nie dało się z nim prowadzić nawet najprostszej konwersacji.

Być może jakoś przeżyłby fakt tego, że był zaręczony. Za – rę – czo – ny! Zaręczony, jak to w ogóle brzmi? Prychał pod nosem i kopał kamyki na wiejskiej drodze. Ale zdecydowanie nie mógł przeboleć tego, że kazano, nie! Rozkazano mu bawić się z tym dzieciakiem. To było poniżej jego godności. Wolałby już pokładać się przy korycie ze świniami, ubrać w dziewczęce fatałaszki, albo dać się wycałować tej starej, śmierdzącej naftaliną ciotce z Somerset.

Nie rozumiał zatem, dlaczego musiał być miły dla tego diabła o anielskiej urodzie. To znaczy, według mamy miała anielską urodę. Hrabina zawsze zachwycała się jej szarymi oczami i jasnymi, płowymi włosami, a właściwie niemal białymi. Powtarzała, że wyglądała jak księżniczka, ale Victorowi zdawała się czarownicą.

Wiedział, że to dziecinne, ale na znak buntu pokazywał Viennie język. Kiedy miała cztery lata rozumiała już, że to nie zabawa, więc za każdym razem na niego skarżyła. A kiedy coraz częściej odwiedzała go z rodzicami, to zawsze sadzano ich wspólnie przy dziecięcym stole, choć Victor, kiedy był tylko z mamą i tatą, jadał już przy tym dla dorosłych. Oddelegowanie z powrotem do jadania z dzieciakami było dla niego afrontem nie do przełknięcia.

Żeby tego było mało, a Victor poczuwał już sobie za despekt odesłanie do stołu dziecinnego, Vienna zawsze kopała go po kostkach i rzucała w niego rozgotowanym groszkiem. I oczywiście ciągnęła za włosy, a nawet próbowała włożyć palce do jego nosa.

Nie wiedział jak ma się zachowywać, bo niezależnie od tego, co robił, to za każdym razem i tak właśnie jemu się obrywało. A to dlatego, że wystarczyło, by krzywo na nią spojrzał, a już ryczała. W prawdziwą histerię wpadła, kiedy nastraszył ją Almondem. No dobrze, może przesadził z tymi wszystkimi szczegółami mrożącymi krew w żyłach odnośnie gwałtownego charakteru mastifa, ale naprawdę nie chciał, żeby poszła za nim na łąkę i rzucała psu patyki.

Zostawił ją więc w westybulu. Hmm, może nie zostawił, co zamknął, żeby nie przeszkadzała. Niestety ku jego przerażeniu papa się o tym dowiedział, bo bachor wpadł w spazmy i przez to ojciec ponownie sprał go szpicrutą. I o cały miesiąc przesunął ich obiecaną, wspólną konną przejażdżkę.

Po tej sytuacji z uwięzieniem Vienny miał od niej spokój na całe trzy lata. Rodzina jego upiornej narzeczonej nie przyjechała latem na wieś, więc Victor niemal zapomniał o swoim przekleństwie. Do czasu, kiedy doszło do ponownego spotkania – tym razem na jego urodzinowym przyjęciu.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz