Pokój Vienny wyglądał jak po przejściu gwałtownego huraganu. W jej sypialni zwykle panował artystyczny nieład jak sama go określała, ale dzisiejszego popołudnia podłoga wyjątkowo gęsto pokryta była zwiniętymi w kulki kartkami papieru.Na każdej z nich widniał portret, a raczej karykatura Victora. Viennę zawsze uspokajało rysowanie jego obrzydłej twarzy. Teraz jednak wkładała w to całą furię, wciąż czując na wargach wstrętny dotyk jego wyuzdanych ust. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to dziecinne, ale dzięki temu mogła poczuć się nieco lepiej.
Poza tym, wczorajszego wieczora Rose na wszelkie możliwe sposoby próbowała zminimalizować straszne skutki tej tragedii. Na siłę szukała najmniejszych plusów i Vienna byłaby jej naprawdę wdzięczna, gdyby z takim uporem nie skupiała się głównie na tym, że Victor jest przystojny. Nawet jej to szczególnie nie dziwiło, bo wręcz niemożliwym było znalezienie innej jego zalety.
- Zawsze mogłaś trafić znacznie gorzej, na przykład na lorda Fisher'a – powiedziała Rose, wciskając w usta słodki makaronik.
- Naprawdę nie rozumiesz, że nie ma dla mnie znaczenia, że Ashford ma ładną twarz, albo pięknie wykrojone usta? – zapytała z irytacją. – To tylko w twoich oczach Victor wygląda jak człowiek. Dla mnie jest przebrzydłą ropuchą. A im więcej o nim myślę, tym większą odrazę czuję.
- Podły charakter nie ma najmniejszego wpływu na urodę – sprzeciwiała się uparcie Rose, pewna swoich przekonań. – Dobrze wiesz, że obiektywnie rzecz ujmując, Ashford jest przystojny. Zrozum wreszcie, że to nie jest tragedia. Tym bardziej, że i tak byłyśmy niemal stuprocentowo pewne, że Victor będzie pierwszym i jedynym mężczyzną, jaki cię pocałuje. Trudno byłoby znaleźć dżentelmena, który uległby twoim wdziękom, wiedząc, że od maleńkości jesteś obiecana innemu. On jedynie przyspieszył nieuniknione.
- To okrutne, że tak myślisz, Rose. Dla mnie wciąż istniała nadzieja, że ktoś szalenie się we mnie zakocha i uwolni od jego podłej osoby, a teraz wszystkie moje plany, pragnienia i marzenia przepadły. Zresztą, inaczej jest całować się w samotności, kiedy nikt tego nie widzi, a inaczej w towarzystwie innych ludzi. Przecież on mnie skompromitował na oczach tych wszystkich widzów!
- Nikt cię nie rozpoznał – strywializowała. – Może tylko jego przyjaciel, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo jest mężczyzną i nie będzie plotkował.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty pierwszy pocałunek oddałaś mężczyźnie, którego nienawidzisz. W dodatku okoliczności były koszmarne. I wciąż istniała nadzieja, że Victor nigdy mnie nie pocałuje. Przecież mnie nienawidzi. A trudno całować kogoś, kogo darzy się takim silnym afektem.
- Zrobiłby to pewnie celowo, żeby ci dopiec. Nie wiemy przecież, co sobie myśli. Mógłby to uczynić tylko dlatego, że wiedziałby, iż dla ciebie znaczy to bardzo dużo. Skup się na tym, że i tak byłby twoim pierwszym, bo inaczej oszalejesz.
- Już oszalałam – szepnęła z emfazą Vienna, w zamyśleniu pocierając palcem dolną wargę.
Edith wpadła w panikę, kiedy godzinę wcześniej Vienna podniesionym głosem zażądała maski z ługu i szorowania druciakiem ust. Jej przesadzona reakcja być może byłaby i zabawna, gdyby nie to, że mówiła całkiem poważnie.
- Już nie wiem jak mam ci pomóc. – Rose załamała ręce i stanęła za fotelem przyjaciółki, obejmując ją za szyję i przyciskając pulchny policzek do policzka Vienny.
- Nie można mi pomóc. Moje życie straciło sens, Rose. Mój pierwszy pocałunek został doszczętnie i okrutnie zniszczony... – Głos jej się załamał i byłaby ponownie się rozpłakała, gdyby Edith nie rzuciła w nią zwitkiem papieru, który podniosła z podłogi.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...