Dwudziesty siódmy

617 56 10
                                    




- Frank napisał.

Vienna wbiła zęby w kruche cytrynowe ciasteczko i spojrzała na przyjaciółkę, unoszącą właśnie do ust filiżankę z herbatą. Wreszcie odetchnęła z ulgą, bo od kiedy Rose przyszła z wizytą nie rozmawiały o niczym innym tylko o Victorze. A każde najmniejsze napomknięcie o nim wywoływało w Viennie bolesne skurcze.

- Och, to świetnie! – zawołała z entuzjazmem, być może trochę na wyrost. – Czy wszystko u niego w porządku?

- Ukrywa się pod Londynem. Niestety nie mógł mi zdradzić szczegółów, bo jak wiesz, obawia się wierzycieli. Nie powiedział zbyt wiele, jedynie tyle, że nic mu nie jest, że wciąż mnie kocha i że ma plan, co zrobić, byśmy byli razem – odparła z rozmarzeniem.

Vienna skrzywiła się, bo nagle rozmowy o zaręczynach i małżeństwach wprawiały ją w dziwaczny nastrój. Poza tym, wciąż mimo wszystko relację Rose z Frankiem traktowała jako nieszkodliwy flirt. Ileż to romansów miewała jej przyjaciółka? Całe mnóstwo. Jednak jej fascynacja lordem Stock'iem powoli przechodziła na wyższy poziom.

- Jesteś pewna, że sobie poradzicie? – zapytała z troską. – Mam na myśli to, że skoro ścigają go wierzyciele i ma mnóstwo długów honorowych może być wam ciężko bez wsparcia twojego ojca.

- Och, papa da nam pieniądze – odparła z lekceważącym machnięciem pulchnej dłoni. – Będzie psioczył na początku, to oczywiste. Wścieknie się i wyklnie mnie, ale po wszystkim przyjmie z powrotem. Znam go dostatecznie dobrze, Vienno.

- Nie jestem pewna, czy w tym przypadku będzie taki pobłażliwy. Wielokrotnie zabraniał ci spotkań z Frankiem.

- I co z tego? Za każdym razem łamałam te zakazy. – Podejrzliwie zmarszczyła brwi. – O co ci chodzi, co? – zapytała podniesionym głosem, przesuwając się na miękkich poduszkach.  – Mam wrażenie, że próbujesz mnie od tego odwieść, choć jeszcze niedawno sama mi pomagałaś. Czy chodzi o Ashford'a? O ten nieszczęsny postrzał? Wybacz, że to powiem Vienno, ale ktoś musi. Być może będę tego żałować, ale w końcu wyznam, co mi leży na sercu.

Viennę zemdliło, ale wytrzymała przenikliwe spojrzenie przyjaciółki. Zdawało jej się, że była już przyzwyczajona do wysłuchiwania niewygodnych prawd. Najpierw Victor, później papa, a teraz przyszedł czas na Rose. Ale w porządku, wysłucha jej i postara się przyjąć wszystko ze spokojem.

- Od zawsze taka byłaś – zaczęła Rose, nerwowo wyłamując sobie palce. – Źle nastawiona, bardzo źle nastawiona. Do miłości, do uczuć romantycznych ogólnie. Pragnęłaś miłości, wymyślałaś tysiące scenariuszy na to jak ją przeżyć, ale w rzeczywistości nigdy w nią nie wierzyłaś. Dobrze wiesz, że tak jest. Czujesz to w głębi serca i dlatego robisz teraz taką minę.

Vienna chciała jej przerwać i krzyknąć: Rose, przestań tak mówić! Przecież kocham, kocham nad życie. Znam już ten smak. Znam ten ból i tęsknotę! Ale milczała.

- Nigdy nie rozumiałaś miłości i za każdym razem, kiedy opowiadałam ci o moich miłostkach, wszystkie co do jednej krytykowałaś. Byłaś zazdrosna i cóż, jesteś zazdrosna nadal. Nie wiem, czy to zazdrość małostkowa, mam nadzieję, że nie, ale czasami trudno mi wierzyć w coś innego.

Vienna zwilżyła usta koniuszkiem języka i zapatrzyła się w przestrzeń nad ramieniem Rose. Z każdym jej kolejnym słowem narastała w niej panika i poczucie winy.

- To nieprawda – zaprotestowała słabo. – Ja zawsze byłam po prostu zdystansowana. Widziałam więcej, niż ty. Zakochany człowiek ignoruje niektóre rzeczy...

- Och, a co ty możesz wiedzieć o miłości? – przerwała jej z irytacją. – Jesteś zgorzkniała. I nie winię cię o to, bo nie zasłużyłaś na to, co cię spotkało. Nie zasłużyłaś na całą tę przeklętą umowę z Ashford'em, bo odebrała ci radość z odkrywania uczuć. Nie miałaś okazji, żeby flirtować. Nie poznasz miłości tylko o niej czytając i słuchając. Nie pojmiesz jak to jest, kiedy ona cię pochłania, całkowicie bez reszty. Kiedy szturmuje wszystko – kontynuowała z pasją w głosie.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz