Vienna przygryzła zębami koniuszek języka i zmrużyła oczy, chroniąc je przed ostrym popołudniowym słońcem. Przeklęła pod nosem, bo nie pamiętała już jak z upływem czasu pistolet zaczyna ciążyć w ręku.Ze wszystkich sił starała się ignorować ból, bo wrodzona zawziętość i ponura niechęć do przegranej sprawiały, że narastały w niej nowe siły. Wiedziała, że może wygrać. Panowie wbrew ich własnym oczekiwaniom nie strzelali nawet w połowie tak dobrze jak im się zdawało.
Jonas i Johnny zrobili wszystko, by strącić jak najwięcej puszek, ale byli koszmarnymi strzelcami Upadły tylko cztery. Z największą uwagą strzelał lord Clows, który posyłał jej samcze uśmiechy za każdym razem, kiedy niechcący na niego spojrzała.
Cieszyła się, że ustalili tylko jedną rundę, bo dłużej chybaby nie wytrzymała jego obleśnych spojrzeń i strzeliła mu w pysk. Naprawdę, była już na krańcu.
Zerknęła przez ramię na wygodnie rozparte na krzesłach panienki, które z gracją zjadały truskawki podawane im przez usłużnych dżentelmenów półleżących na trawie przy ich nogach. Byłaby to całkiem ładna i zgrabna scenka rodzajowa i artystyczna dusza Vienny przez chwilę poddała się idyllicznemu obrazkowi, ale potem jej wzrok natrafił na złośliwe twarze panien.
Powoli wypuściła powietrze przez usta i skupiła się na celu. Wyprostowała rękę w łokciu, odliczając w myślach do trzech i zamarła w bezruchu, bo nagle wszystkie rozmowy ucichły, a potem znacznie głośniej rozległ się szmer podniesionych głosów.
Odwróciła się, czując strużki potu spływające jej po plecach. Kilka metrów za nią w jasnych bawełnianych spodniach, białej koszuli i szarej kamizelce stał nie kto inny jak hrabia Ashford we własnej osobie.
Z niejakim zadowoleniem zauważyła, że ta kanalia wciąż ma na twarzy ślady niedawno odbytej walki, ale to na starej bliźnie na policzku zatrzymała na dłużej wzrok. Sama już nie wiedziała, czy to, co czuje na jej widok, to wyrzuty sumienia, czy satysfakcja. Możliwe, że obie te rzeczy naraz.
- Może się spróbujesz? – z szelmowskim uśmiechem zwrócił się do niego Nicki, który ze wszystkich uczestników chyba bawił się najlepiej. Poza tym, jako jedyny nie zdawał sobie sprawy z napiętej sytuacji między Vienną, a Victorem.
I od razu jego pomysł podjęły podłe panny, które postanowiły sobie zakpić z Vienny. Ashford posłał jej nieodgadnione spojrzenie, którego nie potrafiła odczytać z racji tego, że jemu w oczy również świeciło ostre słońce. Doskonale jednak widziała jego wyprostowaną sylwetkę.
Powolnym krokiem podszedł do stolika z pistoletami. Lokajczyk wręczył mu jeden o wypolerowanej lufie. Po chwili zauważył stertę fantów i sam wyciągnął z kieszeni pierwsze, co mu się nawinęło, a były to kolczyki.
Nawet nie zapytał, co postawiła Vienna. Chciała mu o tym powiedzieć, ale obawiała się jego nieprzewidywalnej reakcji na te wieści. Być może by ją wyśmiał. Może z takim samym obrzydzeniem jak ona na myśl o jego pocałunku, zrezygnowałby z udziału w zawodach. Na pewno zrobiłby coś podłego. Nie chciała jednak dłużej się nad tym roztrząsać i z jeszcze większą dawką oślego uporu i mocnym postanowieniem, stwierdziła, że sobie z nim poradzi i zgarnie też te wstrętne kolczyki, które zapewne kupił dla swojej kochanki. Wzdrygnęła się i zadarła w górę brodę, starając się ignorować szydercze docinki panien.
- Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty? – zapytała ze złością, kiedy podszedł do niej, wciskając smukłe palce w kieszenie bryczesów. – Jestem pewna, że gdzieś tam są jeszcze kobiety, których nie zaraziłeś syfilisem.
Spodziewała się, że Victor wybuchnie wściekłością za tak jawną obrazę, ale on tylko parsknął śmiechem. Nie miała najmniejszego zamiaru go rozbawić, ale cóż, ku jej rozczarowaniu właśnie tak się stało. Zaklęła pod nosem, znosząc nieludzkie męki.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...