Z gardła Vienny wyrwało się przeciągłe westchnięcie, kiedy uświadomiła sobie, że od blisko trzech kwadransów bezmyślnie wpatruje się w czystą kartkę papieru. Miała ambitne postanowienie wykonania projektu olśniewającego i najznakomitszego kapelusza w sam raz na Ladies Day z okazji wyścigów konnych Royal Ascot, więc z żywotną werwą zasiadła przed biurkiem. Teraz jednak nie potrafiła nawet przypomnieć sobie, co takiego chciała naszkicować.Dalsze wgapianie się w arkusz na nic by się zdało, zatem z irytacją odsunęła niewygodne krzesło i przeciągnęła się, szeroko ziewając. Kiedy otworzyła oczy natrafiła wprost na przypatrującą się jej z uwagą Edith.
- Na dole przy drzwiach czeka lokajczyk lorda Jonasa – powiedziała z pretensją w głosie. – Czeka na odpowiedź odnośnie pikniku – dodała, widząc nieprzytomne spojrzenie Vienny.
- Szlag! – zaklęła pod nosem panienka. – To dzisiaj?
Edith uniosła w górę brew. Vienna raz jeszcze szpetnie przeklęła.
- W takich właśnie chwilach chciałabym rozpłynąć się w powietrzu. Jak ja przeżyję ten dzień?
- Nie dramatyzuj – ucięła krótko pokojówka, odwracając się do niej plecami i udając prosto do garderoby. – Zachowujesz się jak rozkapryszony bachor.
- Mówiłabyś inaczej, gdybyś wiedziała jak to jest na tych przeklętych spędach. Kiedy ja będę wgapiać się w pomarszczone gęby matron i udawać, że interesują mnie gazy, na które się uskarżają, ty rozciągniesz się wygodnie na moim łóżku tak jak zawsze to robisz, myśląc, że o tym nie wiem.
Edith prychnęła i po chwili Vienna słyszała jedynie szelest krynolin, atłasów i jedwabiów, kiedy pokojówka próbowała znaleźć odpowiednią suknię.
- Nie uwierzę, że w towarzystwie rozmawia się o gazach – powiedziała, jakby był to najciekawszy fragment wypowiedzi Vienny.
- Oczywiście, że tak, o ile zaliczasz się do grona kobiet uznawanych za nieatrakcyjne. Mam tu na myśli wdowy, mężatki i damy do towarzystwa. A ja jestem traktowana jak jedna z nich, a nawet gorzej, bo w zasadzie nie należę do żadnej z grup, które wymieniłam.
- Od kiedy tak ci to przeszkadza? – zapytała Edith przytłumionym głosem, bo naręcze sukien zakrywało całą górną część jej ciała. Vienna widziała tylko czubeczek koka pokojówki.
- Od zawsze – mruknęła Vienna, obserwując Edith rozkładającą cztery suknie.
- Nieprawda – zaprzeczyła. – Coś w twoim móżdżku przestawiło się całkiem niedawno. Jesteś rozstrojona od kiedy wrócił ten diabeł.
- Być może. – Vienna przesunęła palcem po oliwkowej sukni, która wyglądała całkiem zwyczajnie. – Dodam do tego błękitną szarfę. I oczywiście nie założę gorsetu – dopowiedziała na wydechu, zanim Edith zdążyła otworzyć usta.
- Jesteś pewna? – Edith sceptycznie przechyliła głowę w bok, mierząc przyjaciółkę oceniającym spojrzeniem. – Sama przecież twierdzisz, że twoja sylwetka wygląda koszmarnie. Że nie masz piersi, ale za to kościste ramiona i za długą szyję.
- Tak, oczywiście – prychnęła. – A gorset magicznie wszystko naprawi – zakpiła Vienna całkowicie nieurażona chłodną oceną pokojówki. Cóż, Edith powtarzała tyko to, co przecież sama o sobie mówiła. – Z próżnego i Salomon nie naleję, zawsze tak uważałam i tego będę się trzymać. I poza tym – uniosła w górę palec – jestem na tyle wyzwolona, że mało interesuje mnie zdanie innych. A przynajmniej taką mam nadzieję – dodała cicho pod nosem.
Edith bez słowa sprawnymi ruchami zaczęła rozpinać guziczki dziennej sukni Vienny i po chwili podała jej czystą bieliznę. Vienna ubierała się mechanicznie, znowu błądząc gdzieś myślami. Pokojówka splotła włosy Vienny w luźny warkocz i przerzuciła go przez jej lewe ramię. Cały proces szykowania się zajął obu dziewczętom jedynie dwadzieścia minut.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...