Sześćdziesiąty szósty

357 39 7
                                    


Reszta dnia upłynęła Viennie na tępym wgapianiu się w Victora, albo bezcelowym spacerowaniu po ciasnym wnętrzu pokoju. Dusiła się w tak ograniczonej przestrzeni, ale nie chciała zostawiać Ashford'a samego. Jakaś bezrozumna panika wdzierała jej się do gardła za każdym razem, kiedy napotykała wzrokiem jego nienaturalnie nieruchomą twarz.

Niestety ciężka cisza tylko potęgowała jej przykre rozmyślania. Wciąż nie mogła dojść do siebie po wizji. Wnętrze ust pogryzła do krwi i zdarła chyba wszystkie paznokcie. Widzenie, którego doświadczyła było najgorszym w jej życiu.

Nie chodziło nawet o przebieg wizji, ale także o to, że nigdy wcześniej nie widziała Deamona w jego prawdziwej, cienistej postaci.

I nigdy wcześniej nie była świadkiem jego spotkań z Carmen.

Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Deamon został przez nią stworzony, a przynajmniej taką przyjęli narrację, choć skłaniali się również ku temu, że jest częścią Victora. Vienna rozumiała jednak, że to się przecież nie wykluczało. Istniało wszakże prawdopodobieństwo, że Carmen mogła czerpać z Victora, tkając Deamona. Nic nie stało jej na przeszkodzie, by podstępnie skradła część jego jestestwa.

Nie zastanawiała się wcześniej jaka relacja łączy Deamona i Carmen i pojęła, że być może był to błąd. Dopiero w takiej chwili dotarło do niej, że nie mogła być wszystkiego pewna. Obserwowanie Deamona wywarło na Viennie ogromne wrażenie i to niekoniecznie dobre.

Teraz nie miała już żadnych wątpliwości, że Deamon darzył Carmen uczuciem. Dotychczas nie była pewna natury tych uczuć, bo szczerze mówiąc, nie poświęcała im szczególnie dużo uwagi. Może kochał ją jak kobietę, może jak matkę, może jak przyjaciółkę. Nie potrafiła i w zasadzie chyba nawet nie chciała sklasyfikować tego, co widziała. Najwyraźniej była tchórzem, bo myśl, by miała się nad tym zastanawić, bardzo ją przerażała. Bała się potencjalnych wniosków.

Tyle, że Deamon mimo wszystko mówił o uczuciu do niej, do Vienny. Nazwał ją swoją najsłodszą ciemnością...

To prawda, że sprzeciwiał się Carmen, groził jej, ale równocześnie jego ciało lgnęło do Cyganki. Tylko czy Vienna miała prawo go za to winić? Relacji, które ich łączyły, nie pojmie chyba nigdy i nawet nie powinna próbować.

I jakie miała prawo, by osądzać Deamona, skoro sama przecież nie była wierna, ani jemu, ani Victorowi? Poczuła narastającą falę wstydu, gdy uświadomiła sobie, że w zasadzie zachowywała się po prostu jak hipokrytka.

Słońce zgasło na jej oczach. Odeszła od okna i przystanęła przy Victorze, czekając aż Deamon pojawi się na jego miejscu. Po krótkiej chwili zatrzepotał rzęsami i z jęknięciem podniósł się do pozycji siedzącej, patrząc na nią trochę zdezorientowany. Wyglądał normalnie i znajomo: jak Deamon, jej miłość.

Pieszczotliwie dotknęła jego policzka, ale kiedy wtulił twarz w jej dłoń, zupełnie tak samo jak w dłoń Carmen, nie mogła powstrzymać nieprzyjemnego odruchu i od razu ją cofnęła, co okazało się błędem. Nie umknęło to jego uwadze, bo podejrzliwie zmrużył oczy, ale niczego nie skomentował.

Milczał też, jeśli chodziło o spotkanie z Carmen, choć Vienna wymownie czekała, dając mu odpowiednio dużo czasu do tego, by podjął temat.

Dlaczego o niczym nie wspomniał? Ukrywanie tego przed nią, wprawiło ją w niepokój. Bał się jej reakcji, czy knuł za jej plecami?

Nie, to niemożliwe. Deamon jest dobry, nie zdradziłby jej.

- Podjęłaś już decyzję? – odezwał się cicho, nie spuszczając z niej czarnych oczu.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz