Pięćdziesiąty trzeci

541 44 5
                                    


Vienna z irytacją zacisnęła pięści na parapecie i obserwowała niknącą w ciemności sylwetkę Deamona. Rozumiała jego decyzję, by jak najszybciej zniknąć z jej sypialni, a może raczej z życia, ale był jej winien chociaż chwilę na wyjaśnienia.

Nie zdążyła nawet zaprzeczyć, nie zdążyła nawet odetchnąć, by otworzyć usta, a on od razu zwiał. Poczuła bolesny skurcz w sercu na myśl, że odszedł z tym fałszywym przekonaniem o jej nieistniejącym uczuciu. Cóż za tragedia.

Vienna nie umierając i nie zrywając klątwy pojęła przecież, że coś poszło zupełnie nie tak, że coś było kłamstwem i że to coś było naprawdę bardzo istotne. Szkoda tylko, że nie miała szansy, by opowiedzieć o tym temu wariatowi.

Przez moment przeżywała męki wyrzutów sumienia i współczuła Deamonowi, ale po chwili ogarnęła ją fala podekscytowania. Była na niego zła, ale to wzburzenie szybko przekształcało się w konieczność działania.

Rozpoczęła nerwową wędrówkę po sypialni, analizując i rozmyślając nad tym, co właśnie odkryła. Czuła nieodpartą ochotę podzielenia się tym z kimkolwiek, kto zechciałby słuchać. Rozmowa pozwoliłaby jej uporządkować myśli, odnaleźć słabe i mocne strony jej teorii, ale wiedziała, że nie ma takiej możliwości. Musiała sama uporać się z tym problemem i podjąć odpowiednie kroki, by zbliżyć się do rozwiązania zagadki.

Jeszcze nie odkryła wszystkiego, ale wiedziała kilka istotnych rzeczy. Nie umarła od pocałunku Deamona i nie zerwała też klątwy, uwalniając od niego Victora. Zatem oba jej elementy okazały się nieprawdziwe.

Carmen więc skłamała w obu tych kwestiach. Vienna w myślach odhaczyła jedną z rzeczy, ale po chwili dobiegła do biurka i sięgnęła do arkuszy papieru i ujęła w palce pióro. Zagryzając koniuszek języka, zaczęła tworzyć listę.

A więc jedynka: kilka zdań o ustach Deamona i obu łgarstwach na ich temat. Carmen kłamała co do trucizny pocałunku Deamona, kłamała też co do sposobu zerwania klątwy. Wargi Deamona nie były narzędziem ani zagłady Vienny, ani jego własnej. Były zwykłymi wargami? Pewnie tak. Zamknęła oczy, wbijając pióro w kartkę.

Vienna coraz bardziej złościła się uświadamiając sobie, że Carmen miała całkowitą swobodę w rozpuszczaniu kłamstw.

Bo Victor i Deamon czerpali wiedzę na temat klątwy tylko z jej ust.

Jakże mogli być tak głupi i łatwowierni, by zaufać jej słowom?

Słowom tej samej Carmen, która przecież przeklęła przodka Victora, a tym samym cały jego ród. Którą nic nie powstrzymywało przed tym, by kłamać, snuć intrygi i zrobić wszystko, by uwolnić się z więzienia, w którym gniła.

Więzienie - naskrobała kolejny punkt.

A skoro Carmen przebywała w więzieniu, ktoś musiał ją tam umieścić. To musiało być więzienie, po prostu musiało, skoro Vienna po raz pierwszy zobaczyła cygankę w bardzo ciasnej przestrzeni, co z łatwością wywołało w niej lęk związany z klaustrofobią. Wzdrygnęła się na wspomnienie tego jak wtedy się czuła. A gdyby Carmen mogła swobodnie opuszczać kryjówkę, nie byłaby przecież w zamknięciu. Tyle, że przecież nie mogła jej opuszczać.

Więzienie – podkreśliła słowo kilka razy.

Vienna pomyślała, że ktoś, kto ją tam umieścił, miał albo dużo szczęścia, albo był znacznie silniejszy od Carmen. Zaraz potem pojawiło się pytanie, dlaczego ktoś ją tam uwięził. To oczywiście prowadziło do zrozumiałej konkluzji, że Carmen wcale nie była taka wszechmocna za jaką chciała uchodzić, a ktoś ewidentnie miał nad nią przewagę, przekuwającą się właściwie we władzę. Vienna postanowiła, że na razie tę kwestię zostawi do dalszych rozważań. Teraz i tak nie posiadała wystarczającej wiedzy, by odkryć prawdę.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz