- Zawsze szczyciłeś się tym, że wiesz, ile dokładnie możesz wypić, żeby nie narazić na szwank swojej godności. – Do uszu Victora dotarł rozbawiony głos Ilones'a.Ashford potrząsnął głową, próbując skupić wzrok na jednym punkcie, ale w tym samym momencie przez jego czaszkę przemknęła iskra bólu i równocześnie wbiła się w obie skronie, zmuszając go, by ponownie zacisnął powieki i uparcie milczał, starając się walczyć z wszechobecnym cierpieniem.
- Do diabła, Ashford – mruknął z irytacją Ilones. – Musiałeś się tak schlać?
Victor odetchnął głośno i raz jeszcze zmusił się do szerszego otwarcia oczu. Uświadomił sobie, że leży w jadącym powozie należącym do jego przyjaciela, co poznał po wyściełanych błękitnym aksamitem siedzeniach. Nie bardzo pamiętał jak się tu dostał i co tu robił, a kiedy przesunął dłonią po twarzy, dotkliwie do niego dotarło, że każda jej najmniejsza cząstka pioruńsko go boli.
- Nie wypiłem więcej, niż zwykle – wycharczał, a przyjaciel domyślnie podał mu manierkę z wodą. Z odsłoniętego okienka powozu sączyło się jeszcze słońce, więc popołudnie dopiero się kończyło.
- Doprawdy? – zakpił. – Bo twoje zachowanie świadczy o czymś zupełnie przeciwnym.
Ashford obrzucił wicehrabiego nieprzychylnym spojrzeniem. Ilones jak zwykle wyglądał nienagannie w swoich idealnie skrojonych strojach i burzą ciemnych włosów na głowie. Victor po raz setny zastanowił się jak to możliwe, że on zawsze prezentował się, jakby został przeżuty i wypluty, a Ilones rześko jak poranek, niezależnie od tego jak długo i często się łajdaczyli i ile wypili.
A potem Victor sobie przypomniał. Pił od samego rana, kiedy tylko znalazł się w tym przeklętym Londynie. Razem z Ilones'em trafili do jakiejś podłej spelunki i tam oddawali się rozkoszy jaka towarzyszy bezmyślnie traconym pieniądzom podczas hazardowych uciech.
Victor próbował topić smutki w butelce i zapomnieć o własnych problemach. W Somerset zostawił swoją ulubioną metresę i z trudem opuszczał jej miękkie ramiona. Trudno mu było wracać do znienawidzonego Londynu, ale nie mógł już zwlekać. I tak udało mu się odkładać nieuniknione najdłużej jak to możliwe, bo nie sposób przecież uciec przed przeznaczeniem.
Kiedy więc Ilones bezinteresownie towarzyszył mu w tej beznadziejnej podróży, zatrzymali się w końcu na krótki odpoczynek. Victor powziął postanowienie schlania się do nieprzytomności i byłby to uczynił, gdyby nie podróżny z Leeds, którego spotkali na miejscu.
Zasiedli do partyjki kart i nie zajęło dużo czasu, nim obaj z Ilones'em poznali zawiłą i niezwykle nudną życiową historię nieznajomego. Przez cały poranek przechwalał się walką, którą miał stoczyć z czempionem klubu Jacksona i tak długo o tym gadał, że Victor marzył już tylko, żeby wreszcie przestał człapać zapijaczoną jadaczką.
Bokser był tak pochłonięty własnym samochwalstwem, że ani on sam, ani obaj przyjaciele nawet nie zauważyli, że oskubali go do ostatniego pensa. Na sam koniec ten desperat, próbując się odegrać, postawił najcenniejsze, co miał. Zaproponował, że odstąpi Victorowi swoją walkę, jeśli Ashford wygra ostatnie rozdanie pikiety.
Victora nie bardzo pociągał boks, ale dużo ćwiczył i uważał, że ma talent. A według Ilones'a, miał cholerny talent, więc zaczął wierzyć, że byłoby pyszną zabawą, gdyby pokonał tego słynnego zabijakę z Londynu.
I tak na nieco chwiejnych nogach zajął miejsce pokonanego faceta z Leeds. I szło mu bardzo, naprawdę bardzo dobrze, a przynajmniej tak mu się zdawało, bo oględnie mówiąc, by nieźle zawiany. Wkrótce jednak dotarło do niego, że idzie mu genialnie, bo wszakże powalił tego draba. Victora zalała ekstaza i radość ze zwycięstwa.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...