Czterdziesty drugi

533 48 11
                                    




Vienna uniosła w górę brwi i prychnęła.

- Daruj, proszę – powiedziała ze złością, machając Deamonowi dłonią przed twarzą, jakby próbowała pozbyć się natrętnej muchy. – Wszystko, co mówisz działa na twoją niekorzyść, a wiesz dlaczego? – Nachyliła się ku niemu, a Deamon jakoś wytrzymał to pełne pasji spojrzenie. – Gdybyś powiedział mi wszystko od razu, miałabym czas, żeby się z tym pogodzić. Albo temu zaprzeczyć i nie uwierzyć, albo wyśmiać! Ale ostatecznie zdążyłabym to przemyśleć. Teraz jednak, kiedy zaraz nastanie nowy dzień, nie stać mnie na nic innego jak tylko pokręcić głową. To wszystko, co mówisz jest abstrakcją. Taką samą jak to wszystko, co bezpośrednio dotyczy ciebie, a w równym stopniu dotyka i mnie, ale zważ proszę na to, że zdradzając mi, przypadkiem lub nie, kolejne tajemnice na swój temat, dotychczas nie oczekiwałeś ode mnie błyskawicznych i natychmiastowych reakcji. Teraz, mówisz mi coś takiego i każesz wybierać.

- Nie każę ci wybierać. – Pokręcił głową, ale oboje wiedzieli, że to właśnie robił. – Powiedziałem to, ponieważ przyszedł na to czas.

- Nie, powiedziałeś to dlatego, że nie miałeś już wyjścia. Ile jeszcze takich sekretów masz przede mną? – Uniosła rękę. – Nie, cofam to. Powtarzam to już setki razy, aż dziwię się, że cię to nie nudzi. Im więcej wiem na twój temat, tym więcej pytań się pojawia, a teraz mówisz mi, że twój pocałunek mnie zabije. Po co w takim razie chcesz ze mną być?

- Sądzisz, że tylko o to mi chodzi? – wyrzucił z siebie z niedowierzaniem.

Vienna pokręciła głową. Przez ulotną chwilę, Deamonowi zdawało się, że się roześmieje.

- Sądzę, że powinniśmy mówić sobie prawdę i być ze sobą szczerzy. Tu nie chodzi tylko o pocałunek.

Deamon tego nie rozumiał, albo udawał, że nie rozumie. Sam zresztą nie wiedział już, co czuć i myśleć. Głowa mu pękała, a w ustach czuł żółć i suchość. Wypiłby z trzy wiadra wody, a i tak byłoby mu mało. Jak więc mógł racjonalnie myśleć? Jak miał walczyć o własne szczęście? Mógł nie mówić o tym Viennie. Może wystarczyłoby trzasnąć ją w tę piękną kształtną główkę i znokautować. Zarzucić sobie na plecy i porwać jak największy szubrawiec, ale myśl, by zadać jej ból, nawet najmniejszy, napawała go odrazą. Istniał przecież po to, by ją chronić.

- Obiecaj mi tylko, że przynajmniej to rozważysz – szepnął.

Vienna uniosła się na kolanach i cofnęła w głąb łóżka. Deamon klęczał i patrzył na nią z żałosną miną winowajcy.

- Co mam rozważać? Ucieczkę z tobą, czy co oznacza ta bzdura, którą mi przed chwilą wyznałeś?

- To nie jest bzdura – wymamrotał przez zaciśnięte zęby i ukrył twarz w dłoniach, szarpiąc się z rozpaczy za włosy.

Wszystko w co wierzył, wszystko, czego pragnął zamykało się w tym przeklętym pokoju, w którym duszno było od nadmiaru emocji. Deamon chciał wyskoczyć przez okno, zniknąć w mrokach nocy, może kogoś zniszczyć, unicestwić jakiś cień i gnać jak najdalej na spotkanie świtu. Mógłby krzyczeć w głos, śmiać się rozpaczliwie i przeklinać z wściekłości, ale nie mógł się ruszyć z tej sypialni, nie dopóki ona nie powie, że ma się wynosić.

- Och, Deamonie – wyszeptała. – Przy tobie mam wrażenie, że jestem bohaterką jakiejś baśni. Tajemnice, wrogowie, magiczne przedmioty, a teraz co? Klątwa?

Deamon poderwał głowę. Vienna widziała jak płoną mu oczy, teraz czarniejsze jeszcze od najgłębszej nocnej ciemności. Wyciągnął ręce i wspiął się lekko na łóżko, tak, że znalazł się tuż przed nią. Złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie tak mocno, że niemal boleśnie uderzyła o jego twarde ciało.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz