Kilka wieczorów później, Vienna z zamglonym wzrokiem pocierała bransoletkę, nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co robi. Siedziała na swoim wysokim łóżku, drugą dłonią gładząc szorstki materiał bryczesów i nieprzyjemnie drapiącą koszulę z wełny.- Mam nadzieję, że Rose zdaje sobie sprawę z tego jak wiele dla niej robisz – powiedziała z powagą Edith, wyrywając Viennę z czegoś na kształt półsnu.
Dziewczyna potrząsnęła głową, starając się wrócić do rzeczywistości, ale im dłużej myślała o swojej wizji, tym trudniej było jej normalnie się zachowywać.
Naprawdę miała złe przeczucia co do tej wyprawy, a porywisty wiatr za oknem, tylko utwierdzał ją w tym przekonaniu.
Pokojówka delikatnie pogładziła Viennę po bladym policzku, patrząc na nią z troską. Wiedziała, że nie powinna jej puszczać, ale panienka była zbyt uparta, by kogokolwiek słuchać.
- Na tym polega przyjaźń – odezwała się w końcu. – Dla ciebie zrobiłabym to samo, wiesz przecież.
- Z tą różnicą, że ja na pewno nie zmuszałabym cię, żebyś w środku nocy biegła do ogrodów Vauxhall przekazywać mój miłosny list zakochanemu we mnie głupcowi.
- Oczywiście, że nie, bo ty jesteś na to zbyt pragmatyczna. – Vienna posłała jej przewrotny uśmieszek.
Edith prychnęła i podniosła z łóżka koszulę, pomagając panience się w nią wcisnąć.
- To idiotyzm – utyskiwała. – Popełniasz głupstwo.
- Wiem – zbagatelizowała całą sprawę Vienna, wsuwając nogi w spodnie.
Okropnie żałowała, że dała się wciągnąć w tę kabałę, ale nie było już możliwości, by z tego zrezygnować. Stało się coś, czego od dawna oczekiwano. Na Franka nasłano brutalnych wierzycieli, którzy ściągali długi za pomocą pięści i pistoletów.
Stock więc obawiał się o własne życie i za wszelką cenę unikał skupisk ludzi, gdzie czyhać na niego mogli bandyci. Zatem wybór przez niego miejsca schadzki jako ogrodów Vauxhall według Vienny był kompletnym idiotyzmem. Nie komentowała tego jednak, bo Rose była pogrążona w rozpaczy. Ojciec nakrył ją na rendez-vous z Frankiem i kategorycznie zabronił jej dalszych spotkań z tym bankrutem. Frank jednak o tym nie wiedział, więc czekał na nią przy wschodniej bramie, a Rose nie mogła znieść myśli, że miałby sterczeć tam bezowocnie, zagrażając własnemu życiu i myśleć sobie, że nawet ukochana go porzuciła.
Dziewczęta nie mogły posłać na miejsce jakiegoś lokajczyka, bo każdy z nich oddany był swojemu pracodawcy. Jedynie Edith, którą można byłoby wykorzystać do udziału w tym planie, była zbyt przerażona i kategorycznie odmówiła udziału w samobójczej misji. Huckley'ów nie było w mieście, więc Vienna nie miała za dużego wyboru. Jeśli chciała pomóc przyjaciółce, sama musiała to zrobić.
A Vienna? Cóż, Vienna czuła się niepewnie, bo każdej nocy śniły jej się koszmary, w których goniono ją w ciemnym labiryncie. Nie bardzo pamiętała szczegóły snu, ale wiedziała, że zawsze budziła się z walącym sercem.
Teraz, kiedy nerwowo zerkała w okno, ciemność i wiatr na nowo rozpalały w niej strach. Nie było już jednak odwrotu. Obiecała przecież, że spotka się ze Stock'iem, wręczy mu list i szczegółowo wyjaśni nieobecność Rose.
- Jesteś pewna, że tam trafisz? – Edith przekrzywiła głowę, wpatrując się w nią badawczo i sprawiając wrażenie, że zadała to pytanie tylko z grzeczności, bo była przekonana, że Vienna absolutnie nie ma pojęcia, w którą stronę pójść.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...