Sześćdziesiąty trzeci

364 33 24
                                    


Vienna zaciskała oczy, czując na plecach lodowate powiewy wilgotnego powietrza. Kurczowo wczepiała się w koszulę Deamona, czując pod własną skórą jego poruszające się mięśnie. Było jej nieswojo w jego towarzystwie, bo podłe słowa, które wypowiedziała, wciąż rozbrzmiewały w jej głowie.

Skrzywdziła go w okrutny sposób, oskarżając o małostkowość, choć powinna była wiedzieć, że i dla niego zniknięcie Victora nie mogło być łatwe.

Mocniej ją objął, próbując ogrzać, bo szczękała zębami z zimna. Latanie nie było najprzyjemniejszym sposobem lokomocji, bo bądź, co bądź, ale Vienna powoli zamieniała się w sopel lodu. Jeśli nie zapłaci za tę podróż zapaleniem płuc, będzie wielce zdziwiona.

Po wlekących się minutach, Deamon obniżył lot i zatrzymał się nieopodal niewielkiej mieściny. Z odległości wiejskiej dróżki dostrzegli migoczące lampy i spadziste dachy domów.

- Resztę drogi pokonamy w tradycyjny sposób. Dasz radę? – zapytał, przechylając głowę.

Vienna cała była skostniała i zesztywniała. Spróbowała zrobić krok do przodu, ale byłaby upadła, gdyby Deamon na czas nie złapał jej za ramię. Nie czekając na jej dalsze żałosne próby, wsunął ją sobie na plecy i ruszył przed siebie, pogwizdując cicho, jakby wybierali się na przyjemny spacer. Tym gwizdaniem tak bardzo przypominał jej Victora, że zacisnęła powieki, starając się powstrzymać nadciągające łzy.

- Jeszcze kawałek, a weźmiesz przyjemną, gorącą kąpiel – zachęcał ją, siląc się na beztroski ton.

Vienna wiedziała, że robi wszystko, by poprawić jej humor. Nie jego wina, że szło mu z marnym skutkiem. Za to mogła mieć pretensje tylko do samej siebie.

Deamon jeszcze kilka razy próbował nawiązać z nią rozmowę, ale odpowiadała półsłówkami, nie potrafiąc poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Szli więc w milczeniu, mijając coraz rzadziej rosnące drzewa. Droga, którą podążali nosiła na sobie ślady setek końskich kopyt i kół powozów, co było dość niezwykłe jak na porę dnia i okolicę.

Kiedy wyszli zza zakrętu, ujrzeli przed sobą morze powozów. Vienna wytrzeszczyła oczy i zsunęła się z pleców Deamona, zaciskając palce na jego nadgarstku. Przyłożyła dłoń do czoła.

- Jak mogłam o tym zapomnieć? – wymamrotała.

- Co się stało? – zapytał z niepokojem.

- W Bluehale odbywa się właśnie coroczna giełda koni. Wszystko wskazuje na to, że to miasteczko jest jednym z przystanków.

Vienna rozejrzała się po zaparkowanych powozach. Na pierwszy rzut oka już rozpoznała kilka herbów. Mnóstwo znanych jej dżentelmenów, a nawet dam nie ukrywało słabości do konnych wyścigów i posiadania w stajniach najwspanialszych koni, więc próbując pokonać konkurencję, kupującą w Tattersall, szukało perełek na mniej znanej giełdzie.

Szansa na wolny pokój w gospodzie była znikoma. To prawda, że w tym miasteczku roiło się od nowo powstałych gospód, ale miejscowość była tak oblegana, że Vienna wątpiła, by udało się upchnąć igłę. Za chwilę wstanie słońce i Vienna skończy z nieprzytomnym, bezwładnym ciałem Victora na środki drogi.

- Nie mamy żadnych opcji, oprócz lasu – powiedziała, mocniej ściskając rękę Deamona.

- Znajdę jakiś pokój. Nie pozwolę, żebyś przez cały dzień koczowała w środku lasu bez jakiejkolwiek ochrony i to z ciałem Victora.

- Nie uda ci się. Przecież sam widzisz, że miasteczko pęka w szwach. A nawet jeśli jakimś cudem udałoby ci się znaleźć wolny pokój, w co szczerze wątpię, to ktoś może mnie rozpoznać i co wtedy zrobimy?

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz