To była jedna z najgorszych podróży Vienny. Plasowała się gdzieś pomiędzy pamiętnym powrotem z ojcem z teatru, kiedy wyznał jej prawdę o własnym stanie majątku, a tą koszmarną przygodą w powozie z Deamonem, kiedy odkryła, że nie jest do końca człowiekiem.Pomimo zapewnień cioci, że do celu dzieli ich zaledwie kilka kilometrów, jazda trwała bardzo długo. Być może spowodowane to było późną porą i ciemnością, przez co woźnica musiał prowadzić konie powoli i uważnie, by nie doprowadzić do jakiejś komunikacyjnej tragedii.
Vienna doskonale to rozumiała, ale to wcale nie sprawiło, że nie pragnęła mniej, by czas zaczął płynąć szybciej. Deamon posyłał jej ze swojego kąta powłóczyste spojrzenia, a Rose była sztywna jakby połknęła tyczkę. Tylko ciocia Meredith nieświadoma dramatu rozgrywającego w ciasnym wnętrzu powozu, trajkotała radośnie, pełna podekscytowania nadchodzącą zabawą.
W końcu pojazd skręcił ostro w prawo, konie zarżały i przyjezdni dotarli do celu. Powóz trząsł się jeszcze przez chwilę na resorach, kiedy w akompaniamencie pokrzykiwań i końskiego tupania, drzwiczki otworzyły się gwałtownie i usłużny foryś zachęcająco wyciągnął dłoń, by pomóc damom wysiąść ze środka.
Vienna byłaby rzuciła się pierwsza do wyjścia, byle jak najszybciej umknąć przed Deamonem, ale musiała zaczekać na swoją kolej.
- Vien – powiedział nagląco, łapiąc ją za rękę.
Odwróciła się w jego stronę. Rose wysiadła już ze środka i brała pod ramię ciocię, patrząc wymownie na Viennę.
- Masz mi sporo do wyjaśnienia – dodał, kiedy krótko skinęła głową i zabrała dłoń. Cała skóra paliła ją od jego dotyku.
Kiedy wszyscy już znaleźli się na zewnątrz, Vienna rozejrzała się po podjeździe zadbanej, niewielkiej posiadłości. Przy głównym wejściu z największą pieczołowitością rozlokowano ozdobne lampy mające służyć za rozpraszacze mroku. Kilku służących pilnowało, by płomienie nie zgasły, dopóki goście nie znajdą się we wnętrzu domu.
Gospodarzem przybyłych okazał się pan Larson. Nie był arystokratą i choć Vienna nie była snobką, to od razu poznała, że zalicza się raczej do nowobogackich posiadaczy ziemskich. Za dużo tu było przepychu i agresywnego emanowania pieniędzmi. Nawet jego służba odziana była w najwyższej klasy aksamity. Być może pan Larson posiadał pewien kompleks i próbował zagłuszyć jego wołanie poprzez nadmierne epatowanie majątkiem.
Deamon ujął Viennę za ramię i poprowadził w stronę wejścia. Rose i ciocia dyskutowały o czymś zawzięcie, ale przestały, kiedy przekroczyły prog. W holu czekał na nich mężczyzna o pociągłej twarzy i sylwetce konnego jeźdźca. Musiał mnóstwo czasu spędzać w siodle, bo krok miał sprężysty, a nogi nieco wygięte w kolanach na zewnątrz, co sprawiało, że trochę chwiał się na boki.
Zachęcająco wyciągnął ręce w stronę cioci, rozjaśniając się w szerokim uśmiechu. Vienna z miejsca pojęła prostą prawdę: pan Larson był w ciotce śmiertelnie zakochany, a ku jego rozpaczy, ona nie miała o tym zielonego pojęcia.
- Moja droga! – zawołał. – Twój list... Sądziłem, że stało się coś złego.
- Ależ skąd, Harry! – zbagatelizowała i wskazała dłonią na Viennę i Deamona. – Cały ten ambaras zawdzięczamy przykrym kłopotom tej uroczej pary. To córka mojego kuzyna, wicehrabiego Ousborn. Nie miał pan przyjemności go poznać, ale nic straconego. Cóż, Vienna niedawno wyszła za hrabiego Ashford'a i niestety w drodze do Bluehale napadnięto ich i ograbiono z majątku.
- Wielkie nieba – szepnął z przejęciem pan Larson.
- Niestety biedny hrabia ucierpiał w tej potyczce i potrzebował odpoczynku. Postanowiliśmy, że w drodze wyjątku wyruszymy w podróż o zmierzchu. Ot i cała historia. Mam nadzieję, że nie masz nam za złe tak późnego przybycia. – I nie czekając na odpowiedź od razu dodała: – A tutaj nasza słodka Rose.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...