Pięćdziesiąty czwarty

593 43 4
                                    


Vienna zacisnęła palce na uździe Kalipso i delikatnie pociągnęła za sobą konia. Chyba tylko niesamowity łut szczęścia sprawił, że nie zarżał i posłusznie opuścił stajnię, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Stajenni spali spokojnie i tylko ich głębokie oddechy przecinały ciszę poranka.

Vienna wykorzystała stojący przed drzwiami stajni pieniek i wspięła się na niego, zręcznie podciągając się w górę. Siodło, które zarzuciła na grzbiet młodej klaczki było doskonale dopasowane i wygodne, więc uśmiechnęła się z ulgą. Victor starannie zadbał o wierzchowce Vienny i nie szczędził pieniędzy, żeby miała wszystko, co najlepsze. Trochę ją to rozczuliło, więc pozwoliła sobie na dwie pojedyncze łzy, które energicznie otarła, starając się od razu o nich zapomnieć.

Sakwojaż trzymała przed sobą i choć bolały ją ręce, to jakoś zdołała dotrzeć do londyńskiego banku bez żadnego przykrego wypadku. Musiała zaczekać pół godziny, nim otworzą drzwi dla klientów. Niestety oczekiwanie tylko wprawiło ją w gorszy nastrój, a kłujące wątpliwości powoli rozrastały się do coraz większych rozmiarów.

Nie miała czym zająć myśli, więc skupiła się na obserwowaniu otoczenia. Kiedy w końcu zegar na wieży wybił pełną godzinę, Vienna zostawiła Kalipso na zewnątrz pod opieką jednego z młodych gałganów i starając się wyglądać poważnie, przekonująco i zgodnie ze swoim wciąż dla niej nowym, statecznym tytułem, ruszyła do wysokiej marmurowej lady.

Vienna skupiła się na dźwięku stukających trzewików i raz po raz powtarzała w myślach zdania, które powinna wypowiedzieć. Ostatecznie, kiedy stanęła przed szeroką ladą i zajrzała w bystre oczy kasjera, który uśmiechał się do niej profesjonalnym, ale obojętnym uśmiechem, pojęła, że jej strach i obawy są absurdalne.

Jako hrabina Ashford miała otwarty rachunek w największym londyńskim banku, a Victor wpłacił na niego sporo pieniędzy przeznaczonych na jej prywatne wydatki. Nie była pierwszą, ani jedyną kobietą, która pobierała gotówkę z kasy, ale Viennie przeszkadzała świadomość, że czyni to niejako wbrew woli Victora. Na pewno byłby wściekły, że postanowiła wyruszyć samotnie w podróż.

Musiała jednak przestać o tym rozmyślać. Nie zrezygnuje, nie zmieni planów i nie cofnie się już przed niczym. Decyzje zostały podjęte i teraz tylko musi zbliżać się do celu małymi kroczkami. Jednym z nich było pobranie pieniędzy.

Co do dalszych elementów planu, liczyła na to, że rozwiązanie samo wpadnie jej do głowy i że po prostu będzie wiedziała, co musi uczynić. Potarła bransoletę, by jej chłodny metal dodał jej otuchy. Nie szła przecież nieuzbrojona. Bo oprócz potrzebnej wiedzy, dzierżyła również narzędzie do pętania.

Kiedy kładła na kontuarze własną wizytówkę wybitą na czerpanym papierze, skupiła wzrok w cudacznie pozakręcane litery tworzące jej nazwisko i tytuł, do których wciąż nie mogła przywyknąć, choć miała przecież na to całe swoje życie. Teraz te litery wydawały jej się martwe, puste i nic niewarte.

Kasjer z sumiastym wąsem zapoznał się z treścią wizytówki, zaobserwował białe włosy Vienny i z uprzejmym uśmiechem czekał na jej instrukcje.

Vienna przedstawiła mu swoje wymagania i czekała aż mężczyzna sięgnie pod ladę i wyciągnie spod niej ułożone w pakiety funty.

Vienna nie prosiła o dużo. Zaledwie trzy setki na najpilniejsze potrzeby. Wiedziała, że nie musi, a nawet nie powinna się tłumaczyć, dlaczego je zabiera i choć język świerzbił ją, żeby rzucać bezwładne wyjaśnienia, to siłą woli zmusiła się do zaciśnięcia ust.

Opuściła bank, wysoko unosząc głowę. Zabrała konia i ruszyła w stronę coraz bardziej zaludniających się uliczek. Było wściekle wcześnie, ale gwar rozmów i hałasów rozdzierał już Londyn. Zerknęła w stronę mostu londyńskiego i z tkliwością pomyślała o Deamonie. Tam pierwszy raz go całowała. Ale nie było teraz czasu na sentymenty.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz