Sześćdziesiąty pierwszy

530 38 27
                                    


Biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia Vienny dotyczące zaskakujących i nieoczkiwanych zwrotów akcji, czas – jak zawsze to zresztą w podobnych sytuacjach bywało – powinien stanąć w miejscu. Ale nie tym razem. Nie tym razem, bo pierwsze sekundy, podczas których Vienna uświadomiła sobie, że do domku niespodziewanie wtargnęli intruzi minęły w zawrotnym tempie. Być może miało to też związek z tym, że ignorując początkową panikę, jednym szybkim ruchem opatuliła się prześcieradłem, a Victor wyskoczył z łóżka jak oparzony.

Ona też powinna podążyć jego śladem, bo bądź co bądź, ale przebywanie zakopaną w pościeli w całkowitym negliżu sprawiało, że automatycznie znajdowała się na przegranej pozycji w razie wystąpienia jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, a rzeczone niebezpieczeństwo emanowało z oczu trójki przybyszów.

Gorączkowo rozmyślała jak zdobyć ubranie i przy okazji znaleźć jakikolwiek przedmiot mogący posłużyć do obrony, bo grobowe miny i cyniczne uśmieszki przybyłych wprawiały ją w przerażenie. Rzuciła szybkie spojrzenie na wyprostowane plecy Victora i zrozumiała, że zdołał opanować się znacznie szybciej niż ona.

Victor natomiast cały stężał wściekły na samego siebie za własną niefrasobliwość. Stał teraz na chłodnej podłodze w szerokim rozkroku. Cóż za idiota z niego. Za bardzo dał się ponieść chwili i zapomniał, że przecież byli śledzeni, że powinien być czujny i ostrożny, a zamiast tego zabawiał się w pościeli i naraził Viennę na niebezpieczeństwo.

Kątem oka obserwował Viennę, która w panice zaczęła okrywać się poszewką i ze wściekłym rumieńcem na twarzy znosiła obrzydliwe, pożądliwe spojrzenie Franka Stock'a, który nawet na moment nie spuszczał z niej lubieżnego wzroku.

Victor przesunął się nieco w bok i sięgnął po porzucone spodnie, które z wystudiowanym rozleniwieniem na siebie wciągnął. Został już przy kominku. Zacisnął pięści i pochylił głowę, przygotowując się do nadchodzącego i nieuniknionego starcia.

- Macie dziesięć sekund, żeby stąd wyjść – powiedział spokojnym, opanowanym głosem, co nawet jego samego wprawiło w zdumienie.

Vienna toczyła wzrokiem po trójce intruzów i Victorze. To był najgorszy koszmar, bo w żadnym przypadku nie spodziewała się, że gdzieś pośrodku lasu, w maleńkiej chatce, na samym krańcu Anglii, spotka Stock'a, księcia Stanforda i jednego z jego osiłków, którego miała nieprzyjemność poznać w tamtej przeklętej gospodzie. Początkowe zdumienie wkrótce przerodziło się w panikę. Ich widok sprawił, że zaczęła wątpić w zdrowie własnych zmysłów.

A Victor rozważał w głowie setki planów. Co zrobić, żeby wyrwać się z tej dramatycznej sytuacji, jak ich pokonać i jak zapewnić bezpieczeństwo Viennie. Tak, Vienna była najważniejsza. Należało zadbać najpierw o nią.

Ale nie mógł do końca się skupić, kiedy widok kłębiących się przy drzwiach intruzów tak nim wstrząsnął. Był przecież przekonany, że załatwił sprawy i pozbył się niewygodnych osób, ale oni wrócili jak w największym koszmarze. Ale dlaczego, skoro Stock został uwolniony z więzienia Newgate, a jego byt sowicie przez Victora zabezpieczony? Stanford z kolei z podkulonym ogonem zwiał do Francji. I poza tym, co mogło połączyć Stanforda i Stock'a, oprócz oczywiście jednego, czyli samego Victora? To wciąż jednak za mało, żeby ścigali go jak zgraja wściekłych psów. To nie mogło wystarczyć.

Zerknął na Viennę. Pobladła, ściskając w drżących palcach prześwitujących materiał. Minę miała wyniosłą. Nie spuszczała wzroku ze Stock'a i wyzywająco unosiła małą brodę. Na ten widok, Deamon w jego wnętrzu warknął ostrzegawczo. Victor z ulgą przywitał jego budzącą się powoli obecność, nawet jeśli świadczyła tylko o tym, że problemy, którym musiał stawić czoła, były zgoła innej natury, niż początkowo zakładał. Poczuł, że u spojenia kręgosłupa coś łaskocze go od wewnątrz i zrozumiał, że to ogon Deamona.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz