Dwudziesty

558 56 18
                                    




Victor nawet nie zauważył, kiedy siła wystrzału przewróciła go wraz z fotelem. Upadł boleśnie na plecy, ale znacznie mocniejszy ból odczuwał w zranionym ramieniu. Był zamroczony i przez długą chwilę nie mógł zebrać myśli.

Otworzył usta i zaklął siarczyście, czując palący ogień. Zacisnął zęby i zachłysnął się z wrażenia, kiedy znikąd pojawiła się Vienna, stając nad nim z jeszcze dymiącą lufą.

Ilones dopadł do niego na kolanach i syknął, wpatrując się w ranę. To było dziwne. Naprawdę dziwne. Vienna odsunęła woal z twarzy i była porażająco wręcz piękna z białą jak kreda twarzą, platynowymi włosami upiętymi w wysoki kok i oczami szarymi jak zimowe niebo o zmierzchu. Czy to zaledwie kilka godzin temu te oczy nie patrzyły na niego z furią? Teraz zdawały mu się znudzone i spokojne jak uśpione morze.

Jęknął, widząc, że pochyla się nad nim i wyciąga z jego dłoni szklaneczkę, której jakimś cudem nie wypuścił.

Wprawnym, szybkim ruchem wylała na jego ranę palący alkohol. Bez zbędnych ceregieli wyciągnęła z rany fragmenty koszuli i marynarki. Kula przeszła na wylot, więc Victor liczył na to, że obrażenie nie będzie się paskudzić. Musiał jednak przygotować się na długie dni rekonwalescencji. A może nie aż tak długie, skoro trafiła go bardziej w bark, niż w ramię. Kula poharatała mu głównie skórę. Musiał przyznać, że dobrze wymierzyła.

Wciąż nie spuszczał Vienny z oczu, przypatrując się rozluźnionym mięśniom jej twarzy. Wyglądała spokojnie i lodowato jak środek zimy. Sam nie wiedział, skąd brały się w nim te skojarzenia, ale był tak oczarowany, że kompletnie nad nimi nie panował. W pewnym momencie wydawało mu się, że wyciągnął zdrową rękę, by musnąć palcami jej policzek, ale kiedy spojrzał w bok, zauważył, że ręka spoczywał na jego piersi.

A potem zaległą ciszę przerwał gwar głosów. Victor widział pochylone nad nim głowy i słyszał krzyki. Mnóstwo mężczyzn skupiło się wokół niego i wpatrywało z różnymi emocjami wypisanymi na twarzach.

Vienna wyprostowała się powoli i rzuciła mu beznamiętne spojrzenie. Wyglądała dość teatralnie w czarnej sukni i gdyby tak cholernie nie bolała go ręka, mógłby nawet się uśmiechnąć. Ale wciąż nie mógł dojść do siebie. Nie potrafił uwierzyć, że jest taka piękna, taka straszna, taka obezwładniająca. Otworzył usta.

- Dajcie mu więcej alkoholu. Niech się wreszcie zamknie – polecił szorstko Ilones, przeczuwając, że Ashford zaraz jeszcze bardziej się ośmieszy i powie coś, czego nie będzie można położyć na karb szoku.

Czyżby Victor mówił na głos? Chryste, tylko nie to! Nie miał kontroli nad własnymi ustami. Dopiero teraz uświadomił sobie, że mamrocze coś szybko, a im więcej z siebie wyrzucał, tym bardziej czerwieniały policzki Vienny. Skupił się więc na tym, by zamilknąć, ale wtedy krzyknął przeciągle, kiedy jakiś matoł próbował go podnieść.

- Weź się w garść, do cholery! – wrzasnął Ilones, rzucając mu zdegustowane spojrzenie. – Nie jesteś aż tak ranny.

- To dlaczego mnie tak kurewsko boli? – warknął, wzdychając i pozwalając, by oparto go o sofę.

Kręciło mu się w głowie i zbierało na mdłości. Nie był pewien, co miało na to większy wpływ: wlany w siebie alkohol, szok, czy ból.

Podniósł wzrok i natrafił na spojrzenie Vienny. Patrzyła na niego bez słowa, pozornie opanowana i spokojna, ale w jej oczach zaczął tlić się ogień. Mierzyli się twardymi spojrzeniami. To starcie przerwał im Ilones, który pociągnął za sobą Viennę.

Ruszyła za nim posłusznie, bo szczerze mówiąc, ale szukała wymówki, by odejść od Ashford'a i jak najszybciej zapomnieć o wszystkich tych słowach, które powiedział. Na samo ich wspomnienie kręciło jej się w głowie.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz