Po kilku godzinach Vienna wysunęła się z pokoju i dała służbie wskazówki, by nie przeszkadzać jej mężowi w odpoczynku. Następnie zapukała do przeciwległych drzwi, prowadzących do sypialni cioci, która w podekscytowaniu krzątała się, zmieniając suknię.- Powinniśmy niedługo ruszać, ale dam wam jeszcze kilka godzin, bo oboje potrzebujecie odpoczynku – powiedziała łagodnie. – Przypilnuję, żeby przyniesiono wam jedzenie i przygotowano kąpiel, jeśli jeszcze tego nie zrobiono.
- Z pewnością wieczorem przyda się nam posiłek i kąpiel, natomiast teraz z chęcią wypiłabym z tobą, herbatę, jeśli nie masz nic przeciwko. Victor śpi jak zabity i za nic w świecie go nie dobudzę.
- Biedactwo – odparła ciocia, współczująco klepiąc Viennę po dłoni.
Z nuceniem zabrała się do dalszych przymiarek. Tylko jej pokojówka podejrzliwie łypała na Viennę, która miała nieodpartą ochotę po dziecinnemu pokazać jej język. Pewnie była wściekła, że musiała odstąpić im pokój.
- Wiesz – podjęła po chwili ciocia – po drodze zatrzymamy się w niewielkiej posiadłości Stock'ów.
Vienna stężała, wybałuszając oczy.
- Stock'ów? – powtórzyła głucho, ale ciocia zajęta porównywaniem koronek nie zwróciła na to uwagi. – Tak, tych z Londynu. Obiecałam tej młodej dziewczynie, że zabiorę ją na wiejski bal. Zaprzyjaźniłyśmy się jakiś czas temu. Poczciwe dziewczę. Niestety smutne i zabiedzone. Być może nie powinnam tak mówić, ale jej przeklęty, pożałowania godny małżonek, w miesiąc roztrwonił cały jej posag i resztę pieniędzy, które posiadał. Mówi się – zerknęła na Viennę przez ramię – że zwiał, kiedy pieniądze przepadły. Na pewno sama rozumiesz, że musiałam wziąć to maleństwo pod opiekę.
- Jak nazywa się ta lady? – zapytała Vienna, przyciskając dłoń do serca.
- Lady Rose Stock.
Vienna cudem tylko powstrzymała jęknięcie. W panice zaczęła szukać wymówek, byle tylko uniknąć spotkania z byłą przyjaciółką. Przecież przed nią nie ukryje prawdy. A co z Frankiem? Czy powinna jej mówić, gdzie znajduje się jego porzucone, martwe ciało? Nie, tego było za wiele. Ciężko usiadła na fotelu pod oknem, gryząc z nerwów paznokcie.
- Vienno! – Zgromiła ją wzrokiem ciotka. – Dama nie obryzguje paznokci! Twoje dłonie będą się prezentować koszmarnie, jak ręce pomywaczki!
Na reprymendę od razu oderwała palce od ust.
- Znasz tę dziewczynę? Jest chyba w podobnym wieku i powinna debiutować w tym samym czasie, co ty. Ona sama mówi, że owszem kojarzy cię, ale nie nawiązałyście bliższej znajomości.
Vienna zbladła. Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Wiedziała, że Rose jej nienawidzi, ale usłyszenie o tym z czyichś ust, sprawiło, że jej pierś przeszył kolejny spazm bólu. Tyle lat przyjaźni, przekreślone przez jedną decyzję. Kiedy tak myślała o Rose, od razu do głowy przyszła jej Edith. Co teraz robi? Czy myśli o niej? Cóż, na pewno się martwi. Musi napisać do niej list i przekazać kilka uspokajających zdań. Z miejsca zatęskniła za przyjaciółką, ale dość szybko się opanowała. Nie czas teraz na przejmowanie się możliwym spotkaniem z Rose.
Musiała skupić się na tym, co najważniejsze. Zostało jej jeszcze kilka godzin, żeby obmyślić dalszy plan. Jeśli miałaby zobaczyć się z Rose, nie może kontynuować podróży z ciocią. Na szczęście Deamon odzyskał skrzydła i w każdej chwili, kiedy tylko nadejdzie wieczór, będą mogli się ulotnić. Może przestanie być taki uparty i zabierze ją ze sobą do Carmen. W innym przypadku będzie musiała wymyślić coś, co go zatrzyma. Spętanie go za pomocą bransolety, to rozwiązanie tylko na chwilę. Nie wiedziała, jaki ma zasięg, ale wątpiła, żeby mogła związać Deamona na odległość. Ale będzie o tym myśleć później. Teraz najważniejsze było, żeby uniknąć spotkania z Rose.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...