Czterdziesty dziewiąty

523 46 2
                                    



Vienna odkryła, że Edith śpi jeszcze jak zabita. Nie chciała jej budzić, więc poprosiła o pomoc w toalecie jedną ze służących, która aż paliła się do tego, by wypytać ją o Victora. Vienna żyła przecież w przyjemnej komitywie ze służbą, ale tym razem nie miała dość siły i energii, by wymyślać zręczne kłamstwa. Wymówiła się bólem głowy i jakoś zniosła zaintrygowane spojrzenia rzucane na pogniecioną suknię. Kiedy jednak stanęła nago przed lustrem i ujrzała plamy krwi na udach, spłoniła się rumieńcem.

Służąca wytrzeszczyła oczy, dopowiadając sobie resztę i uśmiechnęła się łagodnie.

- Jeśli hrabina jest nieco obolała, to pomoże gorąca kąpiel. Poproszę też o jakiś krem na otarcia.

Vienna nic na to nie odpowiedziała, zawstydzona do granic. Chryste, dlaczego dokładnie się sobie nie przyjrzała? Ale skąd mogła o tym wiedzieć? Jak echo wracały do niej słowa Victora, że lepiej by się nią zajął. Prychnęła, podchodząc do lustra i obserwując się z uwagą.

Wszystko widziała z przerażającą jasnością. Jej brudne i przetłuszczone włosy, zadarty nos z pryszczem na czubku, zaczerwienioną twarz i szyję, nierówne piersi: jedną mniejszą od drugiej.

A potem pomyślała o wadach charakteru. O tym jaka była złośliwa, pamiętliwa, mściwa. Jaka była przekonana o własnej wyższości, egocentryczna, podła, zajadła i uparta. Co oni obaj w niej widzieli? Stłumiła łzy, kiedy pomyślała sobie jak złym człowiekiem była wobec ich dwójki. Niczego nie było w niej dobrego. I była brzydka.

I rozpłakała się z nadmiaru emocji. Teraz nie chodziło już o nią samą, ale o warunki klątwy. Co powinna uczynić? Cóż ona wiedziała o świecie? Miała dopiero osiemnaście lat. Nie potrafiła skazać jednego z nich na śmierć. Nie mogła nikogo poprosić o pomoc i o radę. Co dawało jej prawo decydować o czyimś życiu? Nie była sędzią, a przyszło jej wybierać. A nawet jeśli nie wybierze świadomie, to umrze Victor.

Nie będzie go już na świecie. Nie będzie tego nadąsanego skrzywienia warg, ani złośliwego poczucia humoru, ani jego łez, kiedy okazywał siłę, myśląc, że to jego słabość.

A może zabraknie Deamona. Tej lekkości w nim i gorącego serca. I dobroci. Szlachetności, kiedy dbał o jej życie i był dla niej jedyną radością.

Każdy z nich zabierze jej cząstkę ze sobą. Nie chciała myśleć o tym, który zabierze większą, bo znała odpowiedź. Czy można żyć bez większej cząstki serca? Czy może starczy jej ta resztka, która jej pozostanie?

Och, czemu musiała pętać Deamona? Chciała zostawić go przy sobie, dotknąć o świcie. Chciała być przy nim. Może było tak jak mówił Victor, że lubiła mieć nad nim władzę. A może wiedziała podświadomie jaka jest prawda i pragnęła uzyskać pewność? Nie, nie była na tyle inteligentna, by na to wpaść. Bez względu jednak na to jakie powody i motywacje nią targały, ostatecznie zrobiła sobie krzywdę.

Vienna odskoczyła od lustra, kiedy dwie służące wniosły wiadra z wodą, uginając się pod ich ciężarem. Poprosiła, by ją opuściły i sama zanurzyła się w gorącej wodzie, rozkoszując ulgą, jaka ją ogarnęła, kiedy zbolałe mięśnie zaczęły się rozluźniać. Przymknęła oczy i położyła sobie na twarz ręcznik. Podskoczyła, kiedy z nieużywanych bocznych drzwi rozległo się krótkie pukanie, a potem od razu w progu stanął Victor.

Wyglądał już niemal całkowicie normalnie i ubrany był jeden ze strojów do konnej jazdy. Trzymał w dłoni szpicrutę, ale rzucił ją na fotel i podszedł do Vienny, która wiercąc się niecierpliwie, przykrywała pianą z mydła co większe połacie nagiego ciała. Victor niczym się nie przejmował. Ukląkł obok niej, zrzucając z siebie surdut i podwijając rękawy do łokci.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz