Czternasty

672 58 20
                                    




Victor bezwiednie ściskał w spoconej dłoni chusteczkę, którą zabrał Viennie. Wyciągnął ją z kieszeni i w zamyśleniu obserwował drobne, równe ściegi.

Całkiem zgrabnie wyhaftowała na niej... nosy. Prychnął, ale od razu się opanował, kiedy natrafił na zaciekawione spojrzenie Ilones'a.

Victor potrząsnął głową i opróżnił kolejną szklaneczkę whisky. Przyjaciel siedział wygodnie rozparty na tapicerowanym fotelu w klubie White'a, a Victor zerknął na kieszonkowy zegarek. Było jeszcze wystarczająco wcześnie i jasno, by na czas wrócić do domu.

- Wiedziałeś, prawda? – rzucił z wyrzutem do kompana. – Ty zawsze wiesz – dodał po chwili. – Obserwujesz wszystko tymi swoimi czarnymi ślepiami z miną, jakbyś połknął wszystkie rozumy i bawisz się nieszczęściem innych.

Rozbawiona mina Ilones'a powiedziała mu wszystko. Wicehrabia nawet nie był skruszony. Odpowiadała mu rola lalkarza, który porusza jedynie sznurkami, a jego figurki robią to, co mu się podoba.

Victor sam wielokrotnie padł ofiarą tych machlojek i dzisiaj nie było inaczej. Wszedł w sprytnie zastawioną pułapkę naiwny jak nieopierzony kurczak, a Ilones się śmiał. Zawsze się z niego śmiał. Victor wielokrotnie zadawał sobie pytanie, dlaczego jeszcze się z nim zadaje i nigdy nie potrafił znaleźć na nie odpowiedzi.

Służący zauważył, że Victor ma już pustą szklaneczkę, więc pospiesznie uzupełnił alkohol. Ashford nie zamierzał się urżnąć, ale miał plan, by stępić nieco zmysły. Ta wiedźma znowu wytrąciła go z równowagi, a moment w którym uświadomił sobie, że wygrał jej pocałunek był dla niego jednym z większych koszmarów.

A to tylko dlatego, że na samą myśl o dotknięciu jej ohydnych warg robił się chory. Od zawsze widok jej jasnych włosów działał mu na nerwy i wprowadzał w stan wzburzenia, a te usta... Te pełne, krwiste usta odcinające się czerwoną plamą na tle jej bladej twarzy sprawiały, że miał ochotę wymiotować.

Był z siebie zadowolony, bo przecież nieźle sobie obmyślił ten wybieg, zwłaszcza że miał tak mało czasu, by znaleźć rozwiązanie, jak uniknąć pozornie czegoś nieuniknionego, a ona bezczelnie nawet mu za to nie podziękowała.

- Już czas, żebyś wziął sprawy w swoje ręce – odezwał się Ilones, tym samym ucinając jego ponure rozmyślania. – Przyjechałeś tu w określonym celu.

Och, wicehrabia nie miał zielonego pojęcia w jakim tak naprawdę przyjechał tu celu, ale niech sobie myśli, co chce. Chociaż tyle Victor mógł zachować przed nim w tajemnicy, która sukcesywnie dzień po dniu, godzina po godzinie, powoli go wykańczała.

- I zamierzam go zrealizować. Na razie jednak się nie pali. Pozwól mi chociaż, bym mógł na nowo przyzwyczaić się do miastowych rozrywek.

- Za bardzo przeciągasz strunę, Ashford.

- A co ci tak na tym zależy? – warknął, nerwowo podnosząc szklaneczkę do ust i rozlewając na spodnie część alkoholu.

- Och nie wiem, Ashford – zaczął swoim drwiącym tonem. – Może znudziło mi się już przyglądanie się twoim żałosnym próbom odwleczenia tego, co nieuchronne. Może mam już dość twojej wiecznie zapijaczonej gęby. Może nie mogę dłużej znieść twojego kurewskiego, podłego nastroju.

Ilones rzadko kiedy mówił tyle naraz, więc na Victorze zrobiło to dość duże wrażenie. Wpatrywał się w przyjaciela ze szklaneczką zawieszoną w powietrzu. Wiedział, że ostatnimi czasy był niemożliwie marudny i nieprzyjemny i że wylewał swoje żale na wicehrabiego, ale kto nie zachowywałby się tak samo na jego miejscu? Milczał więc uparcie, choć został skarcony jak mały chłopiec.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz