Kolejne dni mijały Viennie na udawanej rekonwalescencji, bo choć głowa od dawna jej nie bolała, to dzięki symulowania słabości, nie musiała rozmawiać z ojcem. Niestety dyskusje z nim były ostatnimi czasy monotematyczne: skupiały się jedynie na ciągłym nakłanianiu jej do uwiedzenia Ashford'a.Z kolei ku rozpaczy wicehrabiego, Victor nie złożył jej już kolejnej wizyty, co niezmiernie ją samą niebywale cieszyło. Znacznie jednak mniej cieszyła ją nieobecność Deamona, któremu co noc zostawiała szeroko otwarte okno, a które z zacięciem ignorował.
Nie rozstali się w złości, raczej w niezręcznej atmosferze pełnej niedomówień. Ostatni uśmiech jaki posłał jej Deamon prezentował się dość żałośnie. Wciąż miała w oczach jego niezgrabny ukłon, kiedy żegnał się z nią w sypialni po odejściu służących i podświadomie wiedziała, że coś między nimi nieodwracalnie się zmieniło.
Dzisiejszego ranka siedziała pogrążona w nostalgicznym zamyśleniu, popijając zimną herbatę. Było jej przyjemnie w saloniku, kiedy ojciec znikał na sesjach parlamentu i kompletnie nikt jej nie przeszkadzał – mogła wtedy wreszcie odpocząć.
Nie za długo jednak.
- Hrabia Ashford prosi panią o przejażdżkę – odezwał się od progu majordomus. Vienna posłała mu nieprzytomne spojrzenie.
- Tak, przybył kariolką – dodał tak samo zdziwiony jak ona. – Czeka na panią na zewnątrz. Twierdzi, że to bardzo poważna sprawa – wyjaśnił, jakby sam umierał z ciekawości i bardzo zależało mu, żeby przyjęła zaproszenie.
Vienna podniosła się szybko i pospiesznie poprawiła suknię. Nie była zbyt wyjściowa, ale nic jej to nie obchodziło. Musiała się spieszyć, by umknąć przed Edith. Wykorzystała więc oniemiałego majordomusa do zapięcia długich do łokci rękawiczek i związania wstążek kapelusza.
- Ponad kwadrans – przywitał ją z kariolki Ashford, wkładając do kieszonki zegarek z dewizką.
Z lekkością zeskoczył z powozu i z uniżonym ukłonem podał jej dłoń obleczoną w skórzaną rękawiczką do powożenia.
- Bez przyzwoitki? – zapytał, kiedy Vienna z wyniosłą miną mościła się na wąskiej ławeczce. – Rozglądam się, ale nie nigdzie nie widzę tej harpii.
- W otwartym powozie jej nie potrzebujemy – powiedziała cierpko. – Przecież nie rzucisz się na mnie na środku drogi.
Victor parsknął śmiechem i spojrzał na nią tak, jakby to, co powiedziała wziął sobie za wyzwanie. Wyjechali sprzed rezydencji Ousborn'ów i Ashford skierował konie w stronę Hyde Parku. O tej porze nie powinno być tam zbyt tłoczno.
W milczeniu pokonali połowę drogi, choć Vienna czuła na policzku żarliwe spojrzenia rzucane jej przez Victora. Cała umierała z ciekawości, co też takiego ważnego miał jej do powiedzenia.
Kiedy ostro wziął zakręt, Vienna poczuła na nodze ciepło jego umięśnionego uda. Zacisnął dłonie na lejcach i minął nadjeżdżającą z naprzeciwka parę na dwóch karych ogierach. Widać było wyraźnie, że jeźdźcy chcieli się z nim przywitać, ale Ashford całkowicie ich zignorował.
- Chciałem z tobą poważnie porozmawiać – zaczął fałszywie lekkim tonem, gdy wjechali głębiej w park. – Obawiam się, że twoje zachowanie u White'a nie pozostało bez echa.
- Co masz na myśli? – wymamrotała, zaciskając lodowate palce na sukni.
- Jak wiesz wydarzenie to było dość osobliwe i lotem błyskawicy obiegło cały Londyn, no a później Anglię i tak dalej, ale nie w tym rzecz. W każdym razie, wieść ta dotarła również do mojego prawnika, któremu niegdyś zleciłem szczegółowe badania nad naszym kontraktem małżeńskim.
CZYTASZ
Gdy zgaśnie słońce [18+]
FantasyAnglia, czasy regencji. Lady Vienna Ousborn już w kołysce została zaręczona z czteroletnim Victorem przyszłym hrabią Ashford. I choć zaplanowany od dawna mariaż miał olśnić całą londyńską socjetę, a połączenie obu potężnych rodów zapewnić nieprzebra...