Siedemdziesiąty pierwszy

807 51 48
                                    


Victor w milczeniu niósł Viennę na rękach. Nie odrywał wzroku od zakrwawionych falban sukni. Spędził kilka przerażających minut, rozpaczliwie szukając na jej ciele ran, dopóki nie uświadomił sobie, co jest źródłem krwawienia. Długo płakał, przytulając czoło do wilgotnego i zimnego karku Vienny.

Ręce drżały mu z wysiłku, kiedy wspinał się na grzbiet klaczki. Ostrożnie zajął miejsce w siodle, przyciskając do serca głowę Vienny. Musiał jak najszybciej dotrzeć do jakiejś wsi. Potrzebował lekarza, tyle, że nie znał okolicy. Ale ktoś inny tak.

- Kiedy wyjedziesz z tej drogi skręć w prawo. Niedaleko swój dom ma niejaki Larson.

Deamon został. Jego obecność Victor przyjął z największą radością i ulgą. Kiedy patrzył na rozpadające się ciało Carmen i babci, serce skuło mu się lodem przerażenia. Przecież to samo mogło stać się z Deamonem, ale Deamon był wszakże jego integralną częścią. Więc został na swoim prawowitym miejscu i pasował do Victora w każdym najmniejszym kawałeczku ciała i duszy.

Victor nie miał czasu, by porozmawiać z babcią. Dobrze, że pokazała przeszłość nie tylko Carmen, ale także jemu. Zrozumiał, że babcia czuwała nad nim w młodych latach dzieciństwa po śmierci matki, bo przeczuwała, że to właśnie on będzie ostatnim, że czas klątwy dobiega końca i to on będzie tym, który może ją zerwać.

Westchnął, kiedy Vienna poruszyła się w jego ramionach. Nie miał teraz czasu na rozmyślania. Musiał ratować ukochaną. Gdy w końcu dotarł na miejsce i płacząc prosił o ratunek dla żony, nawet nie zauważył zszokowanych min służących, którzy rozpoznali w nim nieprzytomnego sługę.

Od razu przyjął swoją wyniosłą i arystokratyczną minę, co z miejsca otworzyło mu główne drzwi. Ze zdziwieniem odnotował fakt, że w progu pojawiła się Rose. Rzuciła mu płochliwe spojrzenie, a potem zasypała gradem pytań. Potrząsał tylko głową, nie mogąc i nie chcąc skupiać się na niczym innym, tylko na Viennie.

Oczekiwanie na lekarza trwało wieczność. W końcu grzecznie, acz nieustępliwie wyproszono Victora z pokoju chorej. Wtedy Victor przeżył najbardziej dłużącą się w jego życiu godzinę.

Jak mantrę powtarzał sobie, że wszystko będzie dobrze i że najgorsze minęło. I to właśnie usłyszał z ust doktora. Tak, chora musi odpoczywać. To właśnie powiedział lekarz. Lekarz, który z fascynacją przyglądał się niczemu nieświadomemu Victorowi. Jakaś starsza kobieta patrzyła na niego wilkiem i szeptała z Rose, ale tym również się nie przejmował. Mało go obchodziło, oprócz Vienny. Vienna była jego ostatnią myślą, dopóki z wyczerpania zemdlony nie padł na podłogę jak kloc. Nie odzyskał świadomości przez dwie doby, a potem wszystko opowiedział Viennie.

***

KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ

- Czy czegoś ci trzeba?

Victor przystanął w połowie kroku.

- Tylko pistolet, żebym mógł palnąć sobie w łeb.

Wychylił już kolejną szklaneczkę alkoholu. Wkrótce nadejdzie moment, w którym popadnie w przyjemny stan nieświadomości. Czekał na niego niecierpliwie, bo cały truchlał z przerażenia. Wzdrygnął się, kiedy do jego uszu dotarł krzyk boleści.

Nerwowo krążył po korytarzu, co jakiś czas przykładając ucho do drzwi. A jego piekielny przyjaciel Ilones, w swoim stylu przypatrywał mu się z drwiącym uśmiechem.

- Sam jej to zrobiłeś – powiedział z rozbawieniem, zakładając nogę na nogę.

- Zamknij się – warknął Victor.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz