Pięćdziesiąty szósty

453 35 7
                                    




Wcześniej

Victor wielokrotnie brał udział w polowaniach Deamona. W zasadzie był przy nim w każdym możliwym, ale dopiero dzisiaj naprawdę poczuł i zrozumiał, co to znaczy unieść się w powietrzu, zamachnąć potężnymi skrzydłami i puścić się w pogoń za wrogiem.

Wyczulone zmysły Deamona sprawiły, że i Victor zaczął uświadamiać sobie wiele rzeczy: to jak dobrze widać najmniejsze szczegóły po zmroku, jak wiatr łaskocze włosy i ile różnych zapachów można wyczuć.

A potem przed oczami stanęła mu twarz Vienny i Victor po raz pierwszy zrozumiał jaka zjawiskowa jawiła się Deamonowi. To, co Victor brał za zapach mydła w rzeczywistości było jej prawdziwym zapachem. Ten nieco zadarty nos naraz stał się dla niego definicją doskonałości, a włosy... Chryste, włosy Vienny były płynną krą lodu. Zżymał się na siebie wewnętrznie, że jak skończony głupiec ignorował dźwięk jej głosu i pozwolił, że taki diament, taka perła jawiła mu się jak groteskowa sekutnica, którą został zmuszony poślubić.

Zmuszony.

Deamon zachichotał. Miał rację, Victor był skończonym głupcem. Jak kiedykolwiek mógł sądzić, że to powinność, niechciana konieczność i bezduszny rozkaz? Teraz widział w całej swej okrutnej okazałości, ile błędów popełnił i jaką beznadziejną logiką się kierował. Skończenie nielogiczną. Tak, to była skończenie nielogiczna logika.

A teraz, gdy zagrażało jej niebezpieczeństwo i obaj nie mieli w rzeczywistości pojęcia, gdzie jest Vienna i co teraz robi, pojął, że być może nie zostało mu dużo czasu, żeby chociaż szczątkowo naprawić stosunki między nimi.

Tymczasem Deamon jakimś sposobem skupił się głównie za zadaniu i ze wszystkich sił starał się nie podsłuchiwać myśli Victora. Był mu za to wdzięczny i podziwiał, że był do tego zdolny i że na takim poziomie go uszanował, choć wszakże byli wrogami i to nie tylko pod względem walki o kobietę, ale i walki o życie. Jeden nie może żyć, jeśli drugi żyje. Vienna miała rację, że Deamon był dobry. Victor był zły. Deamon był spontaniczny i wesoły, Victor ponury i uporządkowany. Wcale jej się nie dziwił, że zależy mu głównie na nim.

- Przestań się mazgaić. – Deamon najwyraźniej nie mógł jednak dłużej ignorować jego rozpaczliwych myśli. – Rozpraszasz mnie – syknął.

A Victor otrząsnął się i stał się na powrót skupiony. Deamon miał rację, tylko mu przeszkadzał. I choć jak zwykle chciał pozostać jedynie obserwatorem, to teraz czuł niemal wszystkimi mięśniami każde uniesienie ręki Deamona, każdy jego ruch, każdy oddech.

Deamon śledził Sunącego, trzymając dłoń na sztylecie. Obaj wiedzieli, że obecność cienia nie jest przypadkowa. Że cienie pojawiały się tam, gdzie była Vienna, ale jeśli to pułapka... Jeśli Carmen celowo chce ściągnąć do siebie Viennę...

- Nie czuję jej – mruknął Deamon. – Nie wydaje mi się, żeby tędy przejeżdżała.

Victor zrozumiał, co miał na myśli. Zapach Vienny był dla Deamona ścieżką, która zawsze go do niej wiodła. Nie chodziło tylko o jego wyczulony zmysł powonienia, ale o czucie na zupełnie innym poziomie. Jakby Vienna była przedłużeniem jego ręki, jakby był z nią splątany nicią. Victor pojął już, jakie to uczucie i chciało mu się zapłakać, że taka więź łączy Viennę i Deamona, a nie jego z nią.

- Carmen coś knuje – dodał jeszcze Deamon, ale i tak uważnie obserwował otoczenie w poszukiwaniu Sunącego.

I kiedy Victor zagłębiony był we własnych rozmyślaniach, Deamon automatycznie ruszył w lewo i dopadł do cienia, łapiąc go za szyję.

Deamon pochodził ze świata cieni i oprócz umiejętności unicestwiania tych potworów, na jakimś szczątkowym poziomie mógł się z nimi porozumiewać. Zagłębił się w świadomość Sunącego, ale nie usłyszał niczego oprócz chrapliwych dźwięków pozbawionych sensu.

Gdy zgaśnie słońce [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz