Chapter 1

414 11 6
                                    

Mam dosyć. Tak, miałam dosyć ostatniego czasu w moim beznadziejnym życiu. Pomyśleć że jeszcze rok temu wszystko zaczęło się układać na nowo. Zamieszkałam z siostrą, znalazłam dobrze płatną pracę, a mój związek zaczął na nowo się układać ale to przeszłość. Pieprzona, durna przeszłość. Wzdycham i wypijam końcówkę drugiego drinka. Słodko - kwaśny drinki wypełnia moje usta i powoli spływa do gardła. Dłonią przeczesuję długie włosy, jedno nierozczesane pasmo zahacza o pierścionek na palcu wskazującym. 

Bar dziś jest pusty. Kilka osób siedzi przy stole, jakaś para mężczyzn gra w bilarda, a ja siedzę sama przy barze. Myślę czy może upozoruje moją śmierć i wyjdę za moje nędzne oszczędności, gdzieś gdzie mnie nie znajdą. Kanada? Za daleko. Portugalia? Za gorąco. Finlandia? Lubię ją pić i tyle. To nie ma sensu. Barman podchodzi do mnie, pokazuję mu że poproszę jeszcze to samo. Gdy znika, sięgam do paczki z fajkami. Otwieram. Niech to szlag! Ostatniego wypaliłam pół godziny temu.

- Proszę. - W tej samej chwili ktoś kładzie koło mojej pustej całą paczkę czerwonych Marlboro. Marszczę brwi i odwracam na bok. Obok na pustym krześle siada wysoki mężczyzna z ulizanymi włosami, ubrany w skórzaną kurtkę. Jakbym go kojarzę ale cholera wie. 

- Dziękuję. - Wyjmuję jednego i odpalam. Pierwsza zasada, jeśli palacz częstuję cię tym co dla niego ważne, czyli papierosem bądź dla niego miły. Zaciągam się i odwracam wprost na barek. Sekundę później brodaty barman przynosi drinka. Upijam łyka. 

- Ciężki dzień? - Pyta. Wiedziałam że na tym miłym geście się nie skończy. Wytrzymam z nim godzinkę i pójdę do siebie. 

- Prędzej całe życie. Znów odwracam wzrok na jego osobę. Cholera, widziałam go już kiedyś. Myśli mi się rozmywają przez alkohol. - Kojarzę cię skądś.

- Czyli chcesz zrobić sobie zdjęcie? - Na jego żart zaczynam się śmiać. Widzę zmieszanie na jego twarzy, zaciągam się. Napewno jakaś gwiazda internetu. - Co?

- Dobry żart. - Dalej chichoczę wypalając papierosa i pijąc drinka. Mężczyzna zmieszany uśmiecha się. 

- Poczęstowałem cię papierosem ale się nie przedstawiłem. - Podaję mi dłoń. - Alex z... - Obejmuję jego dłoń moją dłonią. Zapada cisza, jakby się zawiesił.

- Z? - Powtarzam. 

- Z Sheffield. Taaak! Alex z Sheffield. - Uśmiech nie znika mu z twarzy.

- Wiem gdzie to jest. Moja prababcia tam mieszkałam, często przyjeżdżaliśmy do niej na święta i wakacje może dlatego cię kojarzę. Małe miasto. - Nie spuszczam wzroku z niego. Jest nawet przystojny. - Ida z Manchesteru. 

- Ida. Jakie piękne i niespotykane imię. - Puszczam jego dłoń. 

- Po mojej prababci. - Sięgam po szklankę i piję. - Napijesz się czegoś? 

- A ty co pijesz? - Wzrok spuszcza na różowy trunek. - Wygląda bardzo ciekawie.

- Sama nie wiem. - Podaje mu szkło. - Powiedziałam że chce coś słodko - kwaśnego. - Mężczyzna wyjmuję słomkę z pudełka i upija dwa łyki.

- Nawet niezłe. - Podaje mi. 

- Nie musiałeś brać szklanki, jakoś nie brzydzi mnie picie z innymi. - Zapada znów cisza. Alex prosi barmana i zamawia to co ja. 

- Chcesz?

- Nie, dziękuje. Dopijam tego i lecę do domu. - Uśmiecham się. Mam nadzieję że nie czuję się że go zlewam tym pójściem do domu.

- Rozumiem. Chłopak będzie się martwił. -Żartuję. 

- Jakby nie zerwał. Czuję w kościach że siostra nie śpi i czeka na dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. - Tak naprawdę ona jak tylko ma wolne nie śpi po nocach. Ogląda seriale albo czyta książki. Taki typ nocnego marka. - Co cię tu sprowadza?

- Sprawy... biznesowe. Tak, biznes. - Kręci głową. 

- Wyjazd służbowy? 

- Tak. - Dostaje swojego drinka. Mija kilka minut w ciszy. Nie można powiedzieć że się delektujemy drinkami tylko pijemy żeby jak w moim przypadku zapić smutki, a w jego chyba żeby się rozluźnić. Wyjmuję komórkę z kieszeni. Zero powiadomień. Jak klasycznie. Zegarek pokazuję trzecią i szatana na tapecie. 

- Będę się zbierać. - Przywołuję barmana stuknięciem szklanki o blat. - Ile płace?

- Ja zapłacę. -  Odzywa się kolega. Na te słowa aż sztywnieje. Dawno nikt nie płacił za mnie, szczególnie w barze. 

- Nie musisz. 

- Miło spędziłem ten czas. - Jeśli te ledwo pół godziny są dla niego miło spędzonym czasem to jest to jakiś psychiczny czubek. - Pozwól.

- Dobra. - Wstaję z krzesła. Alex robi to samo. Jest wyższy ode mnie o głowę albo nawet więcej. Uśmiecham się. Nie wiem jaki impuls mną kieruję ale całuję go. To nie jest taki zwykły całus. Jego delikatnie usta oddają to. - Żegnaj Alexie z Sheffield. 

Uśmiecham się i powolnym krokiem wychodzę z baru. Szkoda że już więcej się nie spotkamy.


Alex z Sheffield/Alex Band Guy // A.TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz