Chapter 16

152 7 1
                                    

Byliśmy trochę spóźnieni. Może słowo trochę jest zbyt delikatne. Bardzo spóźnieni. Szybkim krokiem weszliśmy do budynku i windą na górę. Przez cały czas nie odezwał się do mnie. Zastanawiałam się dlaczego? Może był wkurzony po wizycie swojej mamy? Nie wiem, nie będę pytać. W środku znajdował się zespuł i menago. 

- Witaj. - Przykładam palce do czoła. - Allo, salut. - Opuszczam dłoń po powitaniu zespołu i odwracam się do starszego mężczyzny. - Witam, menago.

- Witam, pani Turner. - Zaciska moją dłoń. Uśmiecham się bo widzę że nawet on ma poczucie humoru.

- Mówiłem ci że ona nie jest moją żoną. - Dodaję. - Przepraszamy za spóźnienie. 

- Da się wybaczyć. - Chłopaki wstają z miejsc. Siadam na mojej ulubionej sofie. - Macie dla mnie dwie nowe piosenki?

- Tak, już je nagrywamy. - Alex zakłada gitarę i wchodzi do mieszczenia. Siadam bliżej konsoli i zakładam słuchawki. 

Piosenki mają po kilka minut. Naprawdę dobrze słuchało się ich, szczególnie jego głosu. Ma tak cudowną barwę że mogłabym poprosić aby jeszcze raz zaśpiewał. Tekst też był dobry. Po wyjściu z pomieszczenia dźwiękoszczelnego zapytali męzckzyne co sądzi. Wszystko na plus i czeka na więcej. Po chwili zostaliśmy tylko ja i zespół. 

- Czekałam aż on wyjdzie. - Mówi Alex i zamyka drzwi. - Idaaaa! 

- Co? Aaa co sądzę o tych piosenkach? Są mega! Podobają mi się, szczególnie ta pierwsza. - Opieram się o krzesło i posyłam chłopakom uśmiech.

- Czemu masz na sobie moją koszulę? - Spoglądam w dół. Wstaję z czerwonego krzesła i podchodzę do niego.

- Fajna? - Obracam się. - Pożyczyłam ją aby zarzucić coś na ramiona. - Kartka jest prześliczna.

- Ale sam jej jeszcze nie małem i co ci mówiłem o moich ciuchach?

- Że mogę nosić kiedy chce. - Kłamie.

- Nie, nie i jeszcze raz nie. - Wzdycha wkurzony.

- Masz zamiar jej prawić kazania że założyła twoja koszulę? - Dopytuję Matt. Jedyny normalny. 

- No właśnie to tylko koszula.

- A to na głowie? - Pokazuję palcem.

- To? - Robię delikatny ruch głową aby okulary spadły mi na czy ale zjeżdża niżej na nos. - Okulary, znalazłam w aucie. 

- Moje ulubione. - Delikatnie zdejmuję je z mojej twarzy. - Jeszcze ubrudź. 

- Stary to tylko rzeczy. - Mówi Jamie. 

- Was nie pytam o zdanie. Jeszcze rażą zamknę tą garderobę na klucz. 

- I tak jakoś się prześlizgnę. - Wzruszam ramionami. 

- Tak? - Specjalną ściereczką wyciera szkła. - To nie jedziemy dzisiaj na jedzenie.

- To miała być randka? - Pytam oburzona. Jakby to nic nie znaczyło. 

- Tak nazwałaś to z moją mamą. - Zakłada okulary na oczy. - I za tą koszulę i okulary nic nie ma. - Poczułam dziwne ukłucie w klatce. Próbuje powstrzymać się od łez. 

- Jadę do domu. - Wyjmuję z tylnej kieszeni klucze. - Pa chłopaki, genialne piosenki. - Wychodzę.

Jechałam autobusem pod jego blok. Miałam łzy w oczach. Cholera czy zaczynam zachowywać się jak zakochana gówniara? Może. Zaczynam coś czuć do niego, chociaż nie powinno mieć to miejsca. W ogólne. Ni cholery. Po prostu ktoś zaczął sklejać moje pokruszone na kilka kawałków serce albo tak mi się zdawało. Miałam tylko udawać jego kobietę i tyle. UDAWAĆ. U-D-A-W-A-Ć. Udawanie nie równa się miłość. To nie ma sensu. On ma takich jak ja na pęczki. 

Po pół godzinnej jazdy w zatłoczonym autobusie wchodzę do bloku i jadę na ostatnie piętro. Zamykam drzwi i zdejmuję jego koszulę rzucając niedbale na sofę. Niech ją sobie weźmie i nie wiem co zrobi. A niech mu się tak poplami że plamy nie zejdą. Tak, to będzie dobre. 

Godziny leciały raz za raz i powoli robiło się ciemno na dworze. Alex powinien być dwie godziny temu ale najwidoczniej nie śpieszy się do domu, do mnie. Wypluj to słowo. Do domu. I tak muszę mu otworzyć drzwi. Siedzę przy stole w jadalni i pije herbatę. Mogłam w sumie mielise. W tym momencie słyszę pukanie do drzwi. Schodzę z krzesła i idę do nich. Powoli otwieram. Nie chce patrzeć na niego, więc powoli się oddalam.

- Dlaczego to zrobiłaś? - Pyta. Nie odpaowpiam, nie zatrzymuję się. - Ida?

- Bo chciałam. - Mówię będąc tyłem do niego.  - Nakrzyczałeś na mnie. - Odwracam wpół wzrok. 

- Nie krzyczałem. Po prostu zdenerwowałem się że bierzesz moje rzeczy bez pytania. - Odwracam się i opieram dłonią o stół. 

- I to jest taki wielki powód? 

- Jeszcze to że nie chciałem cię dziś wziąć na kolacje? - Spuszczam wzrok. Trochę jest mi wstyd za to. - Przecież to tylko kolacja, nic nie znaczy. Zachowałaś się jak dziecko, które niedostała lizaka.

- Okey. - Znów próbuje powstrzymać się od łez. - Dobra. - Szybkim krokiem omijam go i podchodzę do kurtki i butów. 

- Gdzie ty idziesz? 

- Daleko od ciebie. - Zakładam wszystko w pośpiechu. - Mam cię dość. Znajdź sobie inną, która będzie dla ciebie bez znaczenia.

- I tak zrobię. - Biorę torbę i wychodzę trzaskając drzwiami. 

Gdy jestem na dole odrazu wybucham płaczem. Nie zadzwonię przecież do siostry bo ta wpadnie w panikę co teraz ze mną będzie. Idę kilka uliczek dalej i widzę bar. Wzdycha. Muszę trochę wyluzować. Dwa drinki miś starczą i może wrócę do mojego miasta. A co z rzeczami? Wyślę mi je i tak skończy się nasza beznadziejna... dobra, dosyć fajna przygoda bez happy endu. 

Bar przypomina ten co byłam ostatnio z Alexem ale nie jest tak duszno i jest bardzo mało osób. W sumie jest środek tygodnia i mało kto wtedy pije. Siadam przy barze. Barman podchodzi do mnie pytając co podać. Na tą chwilę lekkiego drinka. 

Nie pamiętam ile wypiłam ale tyle żeby zaczęło kręcić mi się w głowię. Głupie będzie schlać się i zgubić w obcym mieście. Płace przy barze i odchodzę. Biorąc torebkę ze sobą. Idę chwiejnym krokiem przez ulice. Latarnie i wszystko wokół jest rozmazane i kręci się. Dobra musimy znaleźć dworzec i pojechać do domu. W pewnym momencie opadam na ceglany mur i płacze. Przecież ja w takim stanie nie wrócę, nie dam rady. Jestem jednak skazana na niego. Z trudem odblokowuje telefon i wybieram jego numer. Odczekuję dwie sekundy.

- Słucham? - Odpowiada szorstkim tonem. 

- Przepraszam, to było głupie. - Czkam. - Przyjedź po mnie.

- A gdzie jesteś? - Wzdycha. Zaczynam się rozglądać. 

- Tu jest pełno aut, jakiś neonowy napis i...

- Ulica.

- Chwila. - Podchodzę do słupka. - Ree, Rooo, Raaavvveee...

- Zrób zdjęcie. - Odkładam telefon i włączam aparat. Robię zdjęcie i wysyłam mu. - Ja pierdziele, dobra jestem zaraz. - Rozłącza. Chowam komórkę do kieszeni i sięgam po paczkę fajek. Odpalam jednego. Dobrze że alkohol mnie rozgrzewa oby się pośpieszył. W tej samej chwili czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Przestraszona podskakuję i odwracam na pięcie. Alex.

- Cholera, prawie bym papierosa upuściła. - Wywraca oczami.

- Wypal i chodź. 

- Gdzie stoisz? W ogóle szybko jesteś.

- Zszedłem tylko. - Marszczę brwi. - Jesteś pod moim blokiem. - Podnoszę wzrok do góry. Rzeczywiście skądś kojarzę ten budynek. 

- Wiedziałam. - Uśmiecham. - Sprawdzałam cię tylko. 

- Dobrze. Chodźmy. - Bierze mnie za rękę.

- Weźmiesz mnie na ręce? - Odwraca się do mnie. Rozkładając ręce. Wskazuje na niego plątających nogami w pasie i wtulając się. Wiem że śmierdzę jak z gorzelni ale potrzebuję tego. 

- Śpisz dziś sama. - Mówi gdy wchodzimy na klatkę.

Alex z Sheffield/Alex Band Guy // A.TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz