Chapter 7

119 3 7
                                    

Nareszcie wyczekiwany poranek. Spałam jak dziecko w jego objęciach. Czułam się bezpiecznie i odrazu zasnęłam bez myśli co będziemy robić jak się spotkamy. Nie mogłam się jedynie doczekać wyjazdu na ostatni koncert zespołu i imprezę w naszym wspólnym mieszkaniu. Partner obudził się wcześniej ode mnie całując mnie w policzek, a potem schodząc niżej podwijając krótki rękaw koszulki. Ucieszyłam się z tego gestu, normalnie zaczęłabym marudzić i schowałabym się pod kołdrę ale w tym przypadku wtuliłam się w niego. Słyszeliśmy z rana śpiew ptaków. W sumie tylko dlatego polubiłam ten dom. Daleko od miasta i z rana śpiew ptaków, chociaż jestem mieszczuchem z krwi i kości. 

Kilka minut póżniej byliśmy w łazience. Myłam zęby w jego za dużej koszulce, a mężczyzna prysznic. Co chwilę przecierałam lustro aby zobaczyć moje odbicie. Przepłukując usta poczułam na tali ciepła i mokrą dłoń. Odrazu wyprostowałam się. Za mną stał ukochany z ręcznikiem związanym na biodrach. Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł przez moje myśli, byłam całkowicie pochłonięta myślami. Delikatnie otulał mnie i kołysał moimi biodrami. 

Baby, I'm yours. -  Śpiewał jedną z moich ulubionych piosenek. - And I'll be yours until the stars fall from the sky. - Szeptał mi do ucha. Odchyliłam głowę do tyłu dotykając jego ramienia chichocząc.  - Wiem że wolałbyś swoją ulubioną piosenkę. 

- Hmm, chodzi ci o Knee Socks? - Odwracam głowę wpół. Czuję jak z końcówek jego włosów kapią na moje czoło. 

- Myślałem że chodzi o I Wanna Be Yours? - Robi zdziwiona minę. Odwracam się do niego. - Ale od kiedy obudziłem się odrazu przyszedł mi ten tekst do głowy. 

- Jak tylko zobaczyłeś mnie zaspaną z splątanymi włosami? - Uśmiecham się.

- Oczywiści. - Palcami gładzi mój policzek. - Wszystkie takie piosenki teraz kojarzą mi się z tobą.

- Rozumiem. - Krzyżuje ręce na piersi. - Cieszę się że w końcu jesteśmy w końcu razem. 

- Mnie również to też cieszy. - Łapie mnie za pośladki i siadam obok umywalki. - Kocham cię Idka. 

- Jak dawno tego nie słyszałam. - Daje mu buziaka w usta. - Jakoś tydzień temu przez kamerkę ale liczy się na żywo. 

- Tak to negocjujesz. - Zaczesuje pasma grzywki za ucho. Jestem w nie patrzona wzrokiem pełnym miłości. Czyli to tak wygląda szczęście i miłość. - To może powiem ci jeszcze tak dwa razy na zapas? 

- Ej! - Daje mu kuksańca w ramie. - To nie nie liczy. 

- Naprawdę? - Przybliża się i zaczyna mnie całować. Kładę dłoń na jego kark. Jestem tak bardzo pochłonięta jego ustami. 

- Ten zarost mnie denerwuje. - Śmieje się i zeskakuje. 

- Zaraz się ogolę. - Przybliża się do lustra. Dłonią dotyka okolic ust. - Masz za duże wymagania co do mojego wygląda. Zarost: Nie. Wróć do włosów z czasów Humbug. - Mówi pół żartem, pół serio. 

- Oj tylko proponuje. Uwielbiam te twoje krótkie włosy. - Wplątuje włosy i rozwalam na różne strony. - A może... - Stoję przed nim. Sięgam po gumkę z kosmetyczki. Klękam przed nim na co wokalista opada na ścianę z uśmiechem na twarzy. W tym samym momencie rozlega się pukanie do pokoju. - Co tam! - Krzyczę.

- Cześć. - Głos siostry. - Mogę wejść? 

- Tylko do pokoju. Jesteśmy w łazience. - Dźwięk otwieranych drzwi i małe kroki. 

- Tam nawet nie spróbuje wejść. Rodzice pojechali na zakupy.

- Yhymm.

- Chcecie coś na śniadanie? - Podnoszę wzrok na niego.

- To co zrobisz to zjemy. Coś jeszcze?

- Nie już nic to... do zobaczenia na dole. 

- Narazie. - Wywracam oczami. Słyszymy zamykanie drzwi. - Wybrała super moment. - Łapie za ręcznik. 

- Lepiej niż miałaby wejść niespodziewanie. - Chichoczę. Kładzie dłoń na mojej głowie. - Moja dziewczynka. 

***

Godzinę póżniej byliśmy na dole. Pogoda dopisywała. Ciepły przyjemny wiaterek, a na niebie chmury. Piłam herbatę obserwując biegającą wiewiórkę po drzewie. 

- Co tam cię zainteresowało w tych drzewach? - Podchodzi do mnie Alex. 

- Patrz tam. - Pokazuje palcem i dopijam zimną już herbatę. Wokalista zdejmuję okulary z nosa. 

- Nic nie widzę. - Nie wierze w niego. - A wiewiórka. Jakby się nie poruszyła to pomyślałbym że to liść. 

- Rudy, włochaty liść w środku lata? - Śmieje się. Ukochany wywraca oczami i obejmuję mnie ramieniem. W tej samej chwili Athena przynosi talerz pełen kanapek. 

- Smacznego. - Częstuje się jedną z nich. Podchodzę biorąc jedną dla siebie, a drugą dla Aleksa. -To jakie plany na dziś? 

- No chyba tylko ten grill. Jutro już trzeba się zbierać. 

- Przyznam że zaczynam si trochę nudzić. - Dodaję siostra. - Lubię to miejsce ale przyzwyczaiłam się do miasta.

- W sumie masz rację. Chyba jeszcze nie jesteśmy w takim wieku jak nasi rodzice aby to zrozumieć. - Żartujemy. 

- Mi się podoba i odpocząłem od koncertów. Jeszcze jeden nas czeka i koniec. 

- Trasa musi wykańczać? - Kiwa głową. - Pamietam jak kiedyś dziadkowie kupili zestawy muzyczne. Idka miała mikrofon i gitarę, a ja perkusje. - Śmieje się. Odrazu przypomniało mi się nasze dzieciństwo. 

- Taaa, zabrali nam po tygodniu bo za bardzo wkręciliśmy. 

- Dziadkowie? Właśnie jak u was wyglądała sytuacja, jeśli wasz tata...

- Idka ma więcej. Mamy we dwie od strony mamy, mojego taty i Ida od strony swojego taty. 

- Ale oni nie żyją, a normalnie żyje tylko babcia od strony mamy i dwójka od strony taty Atheny. 

- Skomplikowane ale zrozumiałem. To zaczynamy znów naukę gry? - Zjada ostatni kawałek. 

- No nie wiem, słabo mi szło. 

- Bo zaczynałaś dopiero. Zobaczysz że teraz będziemy mieć więcej czasu dla siebie. 

- Zobaczę. 

- Szybko się irytuje, denerwuje i poddaje. - Wtrąca siostra. Muszę przyznać że to prawda. - Musisz ją przymusić i tyle.

- Ty będziesz uczyć mi robić dobre drinki.

- To nie fair. - Oburzam się. - Drinki są łatwiejsze. 

- Wyjadę ci się tak przez to że to umiesz, tak jak dla mnie gra na gitarze. - Łapie mnie za nadgarstek i ciągnie do siebie aby pocałować. - Dasz radę, wierzę w ciebie. 

- No właśnie. Trochę wiary w siebie.

Alex z Sheffield/Alex Band Guy // A.TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz