Chapter 9

150 7 6
                                    

Cały dzień przespałam, odpoczywałam, spałam i podjadałam jego zapasy z lodówki. Jego łóżka jest idealnie, wygodne niż moje w mieszkaniu teraz coraz bardziej myśle nad zmianą materaca. Pod wieczór gorączka zeszła, zatoki przestały boleć jak i gardło. Było późno, a Alexa jeszcze nie było w domu. Praca w branży muzycznej chyba nie ma stałych godzin pracy. Opatulona w koc oglądałam film w telewizji. Po głowie krążyły mi myśli czy coś czuję do niego albo czy on coś czuję do mnie. To głupie i bez sensu. Jesteśmy znajomymi i tylko to zostaje między nami. 

W tym samym czasie drzwi do sypialni otwierają się i wchodzi wokalista. Podnoszę na niego wzrok. 

- Cześć. Jak się czujesz? Przepraszam że nie pisałem w ciągu dnia ale myślałem że śpisz. - Podchodzi do krzesła i zrzuca kurtkę z ramion.

- Teraz już lepiej, o wiele lepiej ale czuję jak tak jak wyglądam. 

- Wyglądasz dobrze? - Marszczy brwi. Spuszczam wzrok na ekran telewizora.

- Jestem kokonem cierpienia i bólu. - Na moje słowa wybucha śmiechem. Siada obok mnie i otula ramieniem. - Jak praca?

- Piszemy coś i tworzymy. Głodna jesteś? 

- Coś tam zjadłam ci z lodówki. Jutro jadę z tobą do studia bo zanudzę się tutaj. - Przykłada mi dłoń do czoła. 

- Nie jesteś już tak rozpalona jak wcześniej. Jeśli będziesz na siłach to dobrze. - Wtulam się do niego. 

- Pójdę się umyć i może coś obejrzymy. - Wychodzę z koca i siadam na skraju łóżka. 

***

- Nie pójdę w tym. - Podnoszę wysoko głowę, a mężczyzna dosuwa suwak do połowy kołnierza. 

- Jesteś jeszcze chora. - Robi ostatnie poprawki. - No i pięknie leży. 

- Ten polar jest za duży i... - marszczę nos. - Śmierdzi tobą. - Kłamie, pachnie cudownie. 

- Będzie ci cieplutko i wygodnie. - Uśmiecha się. Patrzę na niego wilkiem. - Dobra, teraz sam coś znajdę. - Denerwuję mnie to że jest wyższy ode mnie i to o dużo, gdzie wyglądam przy nim jak mała wkurzona dziewczynka. Spuszczam wzrok na garderobę, jest ogromna. Nawet ja nie mam tyle ubrań co on. W oko rzuca mi się niebieska koszulka. Wyjmuję ją. Niebieskie, polo z małym znaczkiem krokodyla. Znam tą firmę. 

- Ładna. - Mówię. Alex podnosi wzrok znad koszul. 

- Stara jest ale lubię ją. 

- To już jest moja. - Uśmiecham się. 

- O nie! Idka. - Łapie mnie delikatnie za ramię. - Nie oddam ci ubrań. 

- A ten polar? - Chowam bluzkę zza siebie. - No właśnie. 

- Ten polar jest dla twojego zdrowia. - Przybliża się do mnie. Robię mały kroczek do tyłu ale i tak to nic nie daję bo dalej jesteśmy bardzo, bardzo blisko siebie. - A więc? 

- Już jest moja. - Mówię pewna siebie z uśmiechem. Powoli zniża głowę. Pocałuje mnie, napewno. Zaczynamy się całować. Zamykam oczy i czyje przyjemne ciepełko. Obejmuję mnie i nie przestaję całować. W pewnym momencie wyrywa mi wieszak. Odrywa się ode mnie. Jestem szoku jak on mógł. - Nienawidzę cię. 

- Przestań. Ida.

- Jesteś złem Alex. - Odchodzę od niego pokazując środkowy palec. 

Alex z Sheffield/Alex Band Guy // A.TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz