Chapter 34

106 3 1
                                    

Wstaliśmy wcześnie rano aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy na te dwa dni. W sumie to połowa dnia, noc i połowa drugiego. Wzięłam to w czym najlepiej wyglądam żeby zrobić jak najlepsze wrażenie na jego znajomych. Czułam tremę bo nie lubiłam być w wśród ludzi, których nie znam. Chociaż byłam typem osoby lubiącej imprezy, chodziłam na nie, gdy wiedziałam że znam chociaż połowę osób plus gospodarza. 

Zarzuciłam na siebie długą sukienkę aż do kostek z rozcięciem na lewej nodze, a na górę duży, ciemny golf. Wyglądałam jak sądziłam dobrze. Skromnie ale z klasą. Delikatnie podmalowana i rozczesane długie brązowe włosy. Od kiedy mieszkam u niego moja cera jest w lepszej kondycji i trochę przytyłam. Może to od naszych wspólnych posiłków, które tak bardzo lubię? Ostatnio podczas naszej wspólnej kąpieli powiedział że mam przepiękne ciało i że lepiej mi z krągłościami niż miałabym być chuda jak modelka. Bardzo to podwyższyło moją samoocenę. 

Schodzę na dół i kieruję się do kuchni, gdzie siedzi wokalista pijąc kawę. Gdy wstaliśmy powiedział żebym na spokojnie się wyszykowała, a on zrobi coś do picia i jedzenia. Po chwili staję na przeciwko niego.

- Jak wyglądam? - Pytam nieśmiało. Podnosi na mnie wzrok i wpatruje się w dłuższą chwilę. Nie umiem odczyta z jego wyrazu twarzy i zaczyna mnie to trochę stresować. - Powiesz coś?

- Przepraszam. - Prostuje się i stawia kubek na stole. - Zaniemówiłem bo wyglądasz bardzo pięknie. - Podchodzi do mnie. Odrazu na mojej twarzy pojawia się delikatny, nieśmiały uśmiech. 

- Dziękuje. - Zaczesuję pasmo moich włosów do tyłu i znów ciarki. Całuje mnie w czubek głowy.

- Zrobiłem ci herbatę. Co zjesz? - Przestaje mnie obejmować.

- Chyba nie dam rady. - Wzdycham. - Mam strasznie ściśnięty żołądek. - Podchodzę do blatu. Biorę łyka czarnej herbaty, 

- Naprawdę stresujesz się moimi znajomymi? Proszę cię jako zespół cię nie stresował. - Śmieje się.

- Wiem ale teraz jest inaczej. - Opieram policzek o dłoń. Jakby sama siebie nie rozumiem w tej chwili. 

- Dlatego wziąłem Matta aby czuła się lepiej. - Odwraca się do mnie. Dzięki że jego wziął. W sumie cieszyłabym się jakby kogokolwiek wziął z zespołu na to spotkanie. - Tylko że musimy być parą.

- Przecież jesteśmy. - Marszczę brwi. - Udawaną rzecz jasna.

- Tak ale teraz na te dwa dni musimy być prawdziwą, nie udawaną parą. - Prawie zachłysnęłam się herbatą, a żołądek zrobił dwa fikołki. Prawdziwa para. Ale dlaczego? Czy może coś zaczyna się zmienić w naszej relacji. - Wiesz chłopak i dziewczyna. Okazywanie czułości przy innych i takie tam zachowania.

- Rozumiem, rozumiem. - Biorę głęboki wdech. - Dobrze, zrobimy to. - Uśmiecham się. Chociaż wolałabym żebyśmy byli do końca naszego życia razem ale zadowolę się tymi dwoma dniami. 

- Dzięki Idka. - Szybkim krokiem podchodzi do mnie i całuje w czoło. - Jesteś wspaniała.

- Wiem. - Wzruszam ramionami. 

- I jeszcze jedno. - Podnoszę wzrok na niego. - Będzie tam moja była Alexa. - Wzdycha. Będzie. Jego. Była?! Teraz mi o tym mówi. Żartuje. - Idaa?

- Od kiedy wiedziałeś? - Patrzy na mnie swoimi szczenięcymi oczami, które teraz mnie bardziej rozkurwiają niż rozczulają. - Alex! - Podnoszę głos.

- Od tygodnia. - Z udawanym uśmieszkiem odwrwaracram wzrok. - Ida, lepiej abyś teraz się dowiedziała niż...

- Niż na miejscu? - Znów parzę na jego osobę. Czuję jak serce pieką mi na milion drobnych kawałeczków. On nie chciał być ze mną prawdziwą parą żeby przedstawić mi swoich znajomych tylko żeby pokazać się swojej byłej. - Jesteś beznadziejny. - Wstaję z krzesła. 

- Ida, proszę cię. - Słyszę za sobą błagalny głos. - To tylko spotkanie. To nic nie będzie znaczyć. - Łapie mnie mocno za ramie. 

- Jesteś totalnym idiotą, nie to ja nią jestem że się zgodziłam. Co ja sobie myślałam. Przecież Alex Turner musi pokazać się przed swoją byłą że poderwał jakaś inną naiwną laskę i wiesz co? - Pokazuje na niego palcem. Chcą powiedzieć że jestem w nim zakochana ale nie powiem mu tego. Myślałam żeby to wyznać w samochodzie ale ten dupek robi ze mnie zabawkę. - Jesteś okropny. 

- Co w ciebie wstąpiło? - Podnosi brwi. To trochę zabrzmiało jakby coś było na rzeczy. Cholera. 

- Nic ale tak się nie robi i nie lubię takich sytuacji. - Wyrywam się. - Już pojadę z tobą bo i tak za drzwi dni mnie tu nie będzie. - Nie patrząc na niego omijam go zabierając kubek z herbatą i idę do jego sypialni w spokoju ją dokończyć. Zirytował mnie. 

Alex z Sheffield/Alex Band Guy // A.TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz