46. Pielęgniarka

2.7K 73 2
                                    

- To zajmie chwilę. Chcę to załatwić jak najszybciej, żeby próbka była świeża. - Mówił.

Popatrzyłam na strzykawkę w walizce. Jej długa, ostra igła jakby zalśniła śmiejąc się ze mnie. Przełknęłam ślinę. Nie ma mowy. Potem na chwilę uniosłam wzrok znowu na Asha. Nagle gwałtownie wbiegłam z powrotem do łazienki i zamknęłam drzwi. Szybko przekręciłam zamek. Równie dobrze mogę spać w łazience. Czemu nie? Wtedy Asher nacisnął na klamkę, a ona od razu ustąpiła otwierając drzwi. Stanął zażenowany w progu. Jak on to zrobił?

- Ten zamek nie działa. Nie da się zamknąć od wewnątrz. - Wytłumaczył z zażenowaniem. Westchnął. - Mieliśmy umowę. Wiem, że się boisz, ale obiecuję, że nie będzie tak źle.

Przesunął się w progu aby zrobić mi miejsce. Jak skazaniec wyszłam powoli z pomieszczenia mijając go.

- Grzeczna dziewczynka.

Stanęłam na środku.

- Usiądź na łóżku. - Wydał polecenie. Wykonałam je krzywiąc się. Kucnął tuż przede mną. Już chciałam odruchowo zabrać ręce. - Nie mam nic w dłoniach. - Pokazał mi je na dowód swoich słów. - Po kolei. Podwiń rękaw.

- Wyrwę ci tak rękę. - Ostrzegłam. Zwęził na mnie oczy. - Tylko ci mówię, bo znam siebie.

- Dobra inaczej. Nie sądziłem, że to będzie aż takie ciężkie.

- A ja tak.

Wstał. Obserwowałam co robi. Usiadł na krawędzi łóżka blisko walizki obok mnie. Potem wskazał na swoje udo.

- Siadaj. - Polecił.

Patrzyłam na niego z uniesioną brwią i ani drgnęłam. Wtedy przewrócił oczami. Złapał mnie pod pachami i jednym, szybkim ruchem podniósł mnie i posadził sobie na swoim prawym kolanie, tyłem do siebie. Nawet nie zdążyłam zareagować. Potem złapał za moją prawą rękę i podwinął mi rękaw jego bluzy, którą miałam na sobie.

- Teraz mi się nie wyrwiesz. - Powiedział.

Muszę przyznać, że było to sprytne. Wziął jakiś spray i psiknął mi nim na zgięcie łokcia. Przetarł to miejsce gazikiem.

- Napewno umiesz to robić? - Spytałam już lekko panikując.

- Tak. - Odparł pewnie.

- Napewno?

- Tak.

Wziął teraz do ręki strzykawkę.

- A jeśli nie? - Pytałam dalej głupio.

- Angie. To nie boli.

- Wiem, że nie boli. Choć czasem boli. Ale nie o to chodzi.

Chwycił lewą dłonią mocno mój nadgarstek abym mu się nie wyrwała ani nie poruszyła ręką. Trzymał mi ją wyprostowaną. W drugiej dłoni trzymał strzykawkę.

- Zaciśnij pięść. - Rozkazał. Nie zrobiłam tego. - Angie. - Upomniał mnie. Zacisnęłam. - Dobrze.

- Czekaj, czekaj, czekaj! - Zaczęłam mówić chcąc go zatrzymać. Pociągnęłam ręką chcąc ją wyrwać.

- Uspokój się, Angie. - Mówił stanowczo, ale łagodnie.

- Przepraszam, to nie jest takie łatwe. Widzę tą igłę i panikuję.

- Jeszcze nawet nie zacząłem się przymierzać aby ją wkłuć. - Powiedział. - Posłuchaj. Powiem ci kiedy to zrobię, okey? Ale nie będziesz patrzeć. Złap mnie za rękę i ściśnij, byle nie tą w której mam strzykawkę. Albo najlepiej odchyl się w drugą stronę i przytul.

DevilishOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz