Jechaliśmy naprawdę długo. Nie umiałam określić dokładnie ile. Czy godzinę, czy 3, czy 6? Nie do stwierdzenia. Wiedziałam tylko, że dla mnie to była prawdziwa wieczność.
W końcu auto się zatrzymało, a silnik zgasł. Ponownie zamarłam. Usłyszałam, że drzwi się otworzyły i ktoś wysiadł. Poczułam dłoń zaciskającą się na moim ramieniu. Zostałam siłą wyciągnięta z pojazdu.
- Idziemy. - Usłyszałam rozkaz.
Porywacz popchnął mnie. Prawie się przewróciłam. Szłam powoli tam gdzie prowadził mnie przestępca. Na początku idąc czułam ziemię oraz trawę pod butami. Później jednak weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Pod stopami miałam twardy beton. Nagle oprawca przycisnął mnie mocniej w dół. Już szykowałam się na bolesny upadek, gdy zorientowałam się, że wylądowałam na krześle. Ktoś zdjął mi worek z głowy. Pierwsze co zobaczyłam po tak długim czasie to kilkoro mężczyzn stojących w półmroku. Wszyscy patrzyli na mnie. Byłam zaskoczona. Nie mieli masek. Nie byłam jednak pewna czy to dobrze... Rozejrzałam się. Byłam w jakimś dość sporym pomieszczeniu. Nie było żadnego światła prócz blasku księżyca wnikającego do środka poprzez szybę okna. Mężczyzny, który został porwany razem ze mną, tu nie było.
- Jak się nazywasz? - Zwrócił moją uwagę łysy osiłek.
Nie odpowiedziałam.
- Patrz. Głucha. - Zaśmiał się do faceta obok.
Zaczął iść w moją stronę. Znowu spanikowałam. Nie chciałam aby zbliżył się choćby o centymetr.
- Chcę rozmawiać z waszym szefem. - Wypaliłam bezmyślnie na jednym wdechu.
Do tej pory nie wiem dlaczego właściwie to zrobiłam. Chyba po prostu chciałam zdobyć trochę czasu.
Bandyta zatrzymał się w pół kroku. Spojrzał na swoich towarzyszy po czym się roześmiał. Jego śmiech jednak wcale nie brzmiał wesoło. Reszta też się zaśmiała. Śmiali się ze mnie.
- Dziewczyna chce rozmawiać z szefem. Ma do tego prawo. - Mówił mężczyzna z tatuażem na twarzy, do pozostałych. - Będzie jutro. Poczekasz na niego. - Zwrócił się tym razem do mnie.
Dwóch gangsterów podniosło mnie z krzesła. Następnie na moje nieszczęście przeszukali mnie i zabrali mi telefon i wszystkie rzeczy, które miałam przy sobie. Aż dziwne, że nie zrobili tego wcześniej. Liczyłam, że do tego nie dojdzie. Mój punkt łączności ze światem został mi odebrany. Zostałam skazana tylko na siebie. Wyprowadzili mnie z pomieszczenia, poprowadzili schodami w dół i brutalnie wrzucili do jakiejś piwnicy. Upadłam na podłogę, boleśnie obijając sobie kości. Zamknęli za mną stalowe drzwi. Usiadłam. Zaczęłam się rozglądać. Było ciemno. Szukałam drogi ucieczki. W piwnicy znajdowały się tylko gołe ściany i jedno bardzo wąskie i małe okno. Doczołgałam się pod jedną ze ścian. Oparłam o nią głowę i przymknęłam powieki.
Siedziałam pod ścianą myśląc jak do tego wszystkiego doszło. Nie sądziłam, że tak się to skończy... Moje myśli były chaotyczne i „biegały" wręcz po mojej głowie. Nie potrafiłam się skupić na żadnej konkretnej dłużej niż kilka sekund. Przez taki stan rzeczy oraz ogólne wykończenie, po kilku minutach wbrew mojej woli, zasnęłam.
Gdy tylko odzyskałam świadomość pomrugałam szybko powiekami i zorientowałam się, że zasnęłam. Szybko się otrząsnęłam i byłam zła na siebie, że do tego dopuściłam. Na dworze było ciut jaśniej niż zapamiętałam. Był ranek. Albo jeszcze noc. A może dalej wieczór? Nie wiem. Nigdy nie była ze mnie dobra harcerka więc bez zegarka jestem w dupie. Nie wiedziałam ile spałam, ale wiedziałam jedno. Nie mogłam marnować już więcej czasu i musiałam się stamtąd wydostać.
Ponownie się rozejrzałam, próbując ułożyć jakiś plan. Wtedy mój wzrok padł na jedyne w tym pomieszczeniu okno. Było niewielkie i w dodatku dość wysoko, ale mogło się udać. Na szczęście byłam niska i szczupła. Mogło mi się udać przecisnąć.
Próbowałam jakoś uwolnić ręce. Zdałam sobie sprawę, że wcale nie będzie to łatwe. Były ciasno zabezpieczone. Najpierw spróbowałam przełożyć ręce do przodu. Położyłam się na boku, skuliłam i próbowałam przełożyć ręce do przodu przez tyłek, a następnie nogi. Wierciłam się i wyginałam na oko dobre pół godziny, aż w końcu jakimś cudem mi się udało. Miałam ręce pod kolanami. Potem tylko przełożyłam po kolei obydwie nogi i miałam już ręce z przodu. Potem z całej siły tak jakby uderzyłam nadgarstkami z góry o kolano przez co moje więzy pękły. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nieźle obtarłam sobie przy tym nadgarstki, ale starałam się to zignorować. Wstałam i podeszłam do ściany z oknem. Stanęłam na palcach i wyjrzałam przez szybę. Zobaczyłam tylko kawałek jakiejś drogi. Postanowiłam od razu działać. Z całej swojej siły uderzyłam pięścią w szybę. Szkło rozbiło się z hukiem. Zagryzłam mocno wargę gdy poczułam pulsujący ból w kostkach prawej dłoni. Został w niej jeszcze mały odłamek szkła. Leciała z niej krew. Ostrożnie wyjęłam tylko szkło i zacisnęłam zęby. Bolało, ale musiałam działać. Pewnie już usłyszeli huk. Rękawem bluzy wyłamałam resztki szkła z ramy. Poszarpałam sobie cały rękaw. Usłyszałam szybkie kroki. Natychmiast się podciągnęłam i chwyciłam za ramę okna. Zaczęłam przeciskać się przez otwór po szybie. Byłam już dalej niż w połowie kiedy usłyszałam jak drzwi się otwierają. Najszybciej jak potrafiłam wyczołgałam się na zewnątrz i stanęłam na nogi. Zaczęłam biec. Biegłam najszybciej jak mogłam. Nie oglądałam się. Nagle usłyszałam wystrzał. Krzyknęłam i się przewróciłam.
CZYTASZ
Devilish
Romance„Lepiej być władcą w piekle niż sługą w niebiosach." ~ John Milton, Raj utracony Angie Reed przypadkowo trafi do samego piekła i jeszcze niżej. Ale czy to możliwe, że to sam diabeł, który ściągnął na nią piekło, ją od tego piekła wybawi? Kto tak nap...