11. Towarzysz

16.4K 436 12
                                    

Minął tydzień. Dalej jestem zamknięta w tym cholernym pokoju. Weaver w pewien sposób nieumyślne „uratował" mnie od psychopatycznego Reya, ale nadal nie zmienia to faktu, że to przez niego się tu znajduję. Zostałam porwana oraz przetrzymywana wbrew mojej woli w zamknięciu. Moje życie dalej jest zagrożone i może się skończyć w ciągu jednej sekundy. Wystarczy dosłownie zwykły kaprys. Jeśli więc będę musiała to zrobię naprawdę prawie wszystko by się stąd wydostać i wrócić do domu. Bardzo za nim tęsknie. Mam już dość tego bycia w ciągłym strachu i niepewności. Moją małą ucieczką jest jak dotąd ołówek i szkicownik. Oraz alkohol. Asher raz przyniósł i po prostu zostawił na szafce butelkę „czegoś". Nie wiedziałam do końca co to za alkohol, ale był dość słodki i mocny. Dzięki procentom jest przynajmniej, jakoś weselej. Wszystkie problemy i zagrożenia przestają wtedy grać główną rolę. Czuję się jakby nieważne co się stało, dla mnie nie było by to ważne. No i pomaga mi zasnąć. Nie jest to łatwe. Miewam też koszmary. We śnie ogarnia mnie okropne, wszechobecne, dobijające jak najmocniejszy cios, poczucie bezsilności. Jakbym panicznie z całych moich sił próbowała się poruszyć, uciec przed czymś złym, ale moje ciało stało w miejscu. Próbuje, ale nie mogę nic zrobić. Jestem bezsilna. Później zazwyczaj się budzę i dyszę ze strachu. Nienawidzę tego uczucia. Nie chce się tak czuć. Desperacko muszę coś zrobić. Muszę się stąd wydostać. Tylko nie mam pojęcia jak mogłabym to zrobić. Jak na razie więc tylko rysuję i czekam aż coś się zmieni.

Właśnie kończyłam rysować mojego psa. Zdechł koło roku temu. Byłam do niego bardzo przywiązana. Brakuje mi go. Wszystko robiliśmy razem. Nie miałam przy sobie jego zdjęcia, ale obraz z głowy całkiem nieźle wyszedł mi na papierze. Wtedy zauważyłam, że Asher stał za mną i patrzył na to co narysowałam.

- To twój pies? - Zapytał.

- Był. - Odparłam bezuczuciowo.

- Wygląda groźnie. - Stwierdził.

- Ale nie był.

- Nie bałaś się, że kiedyś stanie się agresywny? - Nie wiedziałam o co chodzi z tymi dziwnymi pytaniami, ale i tak nie miałam nic lepszego do roboty więc kontynuowałam tą bezsensowną wymianę zdań.

- Nie. Nie skrzywdził by mnie. A to nawet przydatne, że inni się bali. Choć nie wiem czemu. Dlaczego tak wypytujesz?

Nie odpowiedział mi. Uwielbiałam tego psiaka. Był tylko jeden plus tego, że wszyscy się go bali. Czułam się przy nim bezpieczniej.

- To test? - Dopytałam. - Jeśli okażę słabość do zwierząt to zabijesz szczeniaka na moich oczach?

- Masz mnie za potwora, ale ja też lubię psy. - Powiedział.

Mało mnie to interesowało.

- Wrócę za 2 godziny. - Odezwał się znowu.

Wyszedł z pokoju i zamknął drzwi na klucz od zewnątrz. Czas szybko minął. Możliwe, że to już przyzwyczajenie. Usłyszałam kroki na schodach jak zwykle gdy wracał, ale tym razem oprócz nich słyszałam też jakby pazury. I dyszenie. Zmarszczyłam brwi. Drzwi otworzyły się, a w nich stał Weaver, a obok niego młody rottweiler. Był prześliczny. Aż mi się oczy zaświeciły gdy go zobaczyłam. Od razu miałam ochotę go pogłaskać. I tak też zrobiłam. Nie zważając na to, że to potężny pies i mógł być agresywny, podeszłam szybko do niego, dałam mu dłoń do powąchania i zaczęłam go głaskać witając się z nim.

- Idiotka. - Wyzwał mnie kryminalista. - Mógłby ci odgryźć całe przedramię.

- Ale tego nie zrobił. Zresztą to nie twój interes. Co on tu robi? - Zapytałam nie przestając głaskać czworonoga.

- Dotrzyma ci towarzystwa. Wychodzę. - Pomyślałam, że przecież dopiero wychodził. - Wrócę wieczorem.

Nie odpowiedziałam nic. Byłam zbyt zajęta moim nowym towarzyszem. Był o wiele lepszy od poprzedniego. Bandyta wyszedł, a ja pomyślałam, że skoro czworonóg to mój nowy przyjaciel, to muszę mu nadać jakieś imię. Wymyśliłam, że nazwę psa Boro. Od Marlboro. Papierosów, które palę. Zaczęłam się z nim bawić. Długo cieszyliśmy się sobą nawzajem. W końcu jednak Boro już się zmęczył, a mi zachciało się spać. To był długi dzień. Spędziłam go głównie sama z psem, ale minęło już sporo godzin od kiedy wstałam. Dlatego mimo iż nie było wcale późno, byłam zmęczona podekscytowaniem i długą, nieprzerwaną zabawą z czworonogiem. Pokochałam tego psa. Boro położył się na podłodze, a ja zrobiłam to samo obok niego. Przytuliłam się do niego, a on położył łepek na mojej ręce. Leżeliśmy w tej pozycji na podłodze wtuleni, aż oboje zasnęliśmy. Tym razem nie śnił mi się żaden koszmar. Może to dlatego, że zasnęłam obok mojego futrzastego rycerza.

Obudziłam się gdy usłyszałam swoje imię. Asher stał nade mną.

- Boro. - Powiedziałam do psa delikatnie kładąc dłoń na jego głowie, by go obudzić. Otworzył oczy i spojrzał na mnie, a potem podniósł łepek rozglądając się. Podniosłam się powoli.

- Boro? - Zdziwił się Weaver.

- Tak się nazywa. - Oznajmiłam.

- Nazwałaś go?

- Tak.

Spojrzałam na psa i go pogłaskałam.

- Wyjeżdżam. - Zmienił temat.

- I tylko po to miałam wstać? - Przerwałam mu. - Co chwile wyjeżdzasz. Jak dla mnie, możesz nawet nie wrócić. Wiesz o tym.

- Daj mi kurwa skończyć. Wyjeżdżam na tydzień. Sama tu nie zostaniesz mała. Więc się zamknij i posłuchaj. Zostawiam cię z moim najlepszym przyjacielem. Dostał wyraźne instrukcje. A gdy wrócę prawdopodobnie długo już tu nie zostaniesz. Nazywa się Rag. Będzie tu jutro rano. On będzie też decydował o twoim pobycie. - Zaczął zbierać się do wyjścia.

Chciałam coś powiedzieć, ale przerwałam. Nie wiem sama co dokładnie chciałam przekazać. Pomyślałam o Reyu. Wspomnienia powróciły do mojej głowy.

- Rag to nie Rey. - Powiedział patrząc w moją stronę, jakby czytał mi w myślach. - Niedługo wrócę aniołku. - Puścił mi oczko. - Nie tęsknij. - Powiedział narcystycznie i wyszedł.

DevilishOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz