53. To nie Raggie

2.1K 71 6
                                    

- ...W samym piekle byłoby mi lepiej niż z tobą! - Wykrzyczałam.

Spełnił moje życzenie. Pozbył się mnie. Zostawił mnie.

Patrzyliśmy się na siebie pełni emocji, przewiercając się na wskroś. Wpatrywałam się w jego zaciętą minę, która zdradzała, że szargają nim złe emocje, ale nie mogłam rozpoznać jakie konkretnie. To było jak jakaś tajemnicza mieszanka. Jakby zlały się w jedność, tak aby nie dało się ich rozszyfrować osobno. Wpatrywałam się w jego szmaragdowe oczy. Ciężko było mi coś z nich odczytać. Zresztą nie chciałam tego robić. Nie chciałam go analizować. Rozkładać na czynniki pierwsze. Wpatrywałam się więc po prostu jakby na chwile zapominając, że czas dalej mija. Te przeklęte oczy jak zwykle odwróciły moją uwagę od wszystkiego innego. Ale ten problem sam rozwiązał się po kolejnych pięciu sekundach. Ash niespodziewanie uśmiechnął się uśmiechem aż ociekającym pogardą, wyższością i cynizmem. Był to uśmiech jakim można zaszczycić największego wroga. Spuścił wzrok z mojej twarzy i nie miał zamiaru już więcej na mnie patrzeć. Nie miał zamiaru dać mi możliwości spojrzenia w swoje oczy jeszcze choćby jeden raz.

- Czas znaleźć nową rozrywkę.

Powiedział to i wyszedł zostawiając za sobą tylko jedną, młodą, popsutą dziewczynę.

*****

Jechałam autem. Siedziałam na miejscu pasażera. Kierowcą był Rag. Między nami panowała grobowa cisza. Była tak ostentacyjna, że aż bolała w uszy. Atmosfera była tak gęsta, że mogłam prawie jej dotknąć. Nie grało nawet radio. W dodatku nasza dwójka od dokładnie 47 minut nawet na siebie nie spojrzała. Tak, policzyłam. Rag zaciskał dłonie na kierownicy mocniej niż musiał. Był przejęty, zdenerwowany i nad wyraz poważny. Nie pasowało to do niego. Nie wyglądał ani nie zachowywał się jak on. To nie był zawsze uśmiechnięty, figlarny, przyjazny Raggie. To był... Rag.

A jak znalazłam się w tej sytuacji? Ciężko powiedzieć. Po wyjściu Asha byłam w lekkim szoku. Moja głowa na chwilę przestała całkowicie pracować. Nic nie robiłam ani o niczym nie myślałam. Żadna konkretna myśl nie zawitała w moim mózgu. Jakbym się po prostu na chwilę zawiesiła. Potem wyrwał mnie z tego właśnie Raggie. Już nawet nie pamietam co do mnie mówił na początku. Ale pamiętam, że już wtedy był lekko spanikowany i bardzo niespokojny. Mówił mi, że muszę się spakować. Pomógł mi z tym. Był w pośpiechu. Jak pytałam co się dzieje nie odpowiadał. Powtarzał tylko, że muszę się spakować i musimy gdzieś pojechać oraz że nie ma czasu. Kazał mi też założyć kaptur. Po pięćsetnym moim pytaniu bez odpowiedzi dałam sobie spokój. Poddałam się. Wiedziałam, że sprawa musi być poważna. Wyszliśmy szybko z rezydencji. Chłopak wrzucił moje torby na tylne siedzenie jakiegoś srebrnego auta i razem ze mną wsiadł do środka. Potem wyjechaliśmy.

Po około godzinie jazdy wjechaliśmy do jakiegoś niedużego miasteczka. Mijaliśmy kolejne domki, sklepy i bloki. W pewnej chwili zatrzymaliśmy się pod jednym z nich. Spojrzałam na 5-cio piętrowy budynek z czerwonej cegły. Z jednej strony znajdowały się schody przeciwpożarowe. Obok wejścia namalowane było graffiti zapewne jakiegoś ulicznego chuligana. Blok zupełnie niczym się nie wyróżniał spośród innych.

Kiedy chłopak zgasił silnik zdecydowałam się wreszcie na niego spojrzeć. On tego nie odwzajemnił. Nadal patrzył się pusto przed siebie i tylko westchnął ciężko.

- Chodź. - Odezwał się.

Wysiedliśmy z pojazdu. Rag wziął moje torby i zarzucił sobie na ramię. Zamknął auto, a następnie zaczął kierować się do wejścia budynku przed nami. Chciałam zapytać dokąd idziemy i dlaczego, ale dobrze wiedziałam, że nie ma to sensu. Czekałam więc cierpliwie. Na dalszy ciąg wydarzeń, wyjaśnienia. W międzyczasie szłam posłusznie za brunetem. Ten otworzył drzwi i wszedł na klatkę, a ja zaraz za nim. Potem weszliśmy na pierwsze piętro i podeszliśmy do jednego z mieszkań. Nie rozumiałam co tu robimy. Ku mojemu zdumieniu, Raggie wyciągnął z kieszeni spodni klucze, które włożył do zamka mieszkania, pod którym staliśmy. Przekręcił klucz i nacisnął na klamkę. Pchnął ciemne drzwi. Weszłam po nim do środka, zamykając za sobą. Przez krótki korytarz weszliśmy do malutkiego salonu. Na środku stała szara kanapa. Chłopak skinął na nią głową dając mi do zrozumienia, żebym usiadła. Zrobiłam to lekko niepewnie. Mój towarzysz odłożył torby na podłogę i zajął miejsce obok mnie.

- Teraz powiesz mi w końcu co się dzieje? - Odezwałam się przełamując tą okropną ciszę.

- I tak i nie. - Odparł zagadkowo.

- To znaczy? Co tu robimy? Co się stało?

- Ehhhh. - Westchnął. - Może ci się to nie spodobać.

- Co takiego?

Chwilę milczał. Chyba zastanawiał się jak zacząć.

- Rag. Mów. - Ponaglałam.

- Musisz tu zostać. - Odrzekł wreszcie.

- Ale dlaczego? Na ile? Czemu nagle przenosimy się tutaj? - Pytałam dalej.

- TY. - Podkreślił. - TY się przenosisz. Sama.

- Sama???

- Tak. - Pokiwał głową.

- Czemu? Raggie możesz przestać być tak oszczędny w informacjach i opowiedzieć mi wszystko od A do Z?

- Nie mogę! - Podniósł lekko głos, wyrzucił bezsilnie ręce w powietrze i w końcu na mnie spojrzał. Popatrzył mi w oczy. - Nie mogę. - Powtórzył. - Musisz wiedzieć na razie tylko to, że zamieszkasz tu sama na jakiś czas. To mieszkanie Weavera. Nikt poza nami nie wie o jego istnieniu. Będę cię odwiedzał co jakiś czas. Zostawię ci kartę i trochę gotówki. - Mówiąc to otworzył portfel i wyjął wspomniane rzeczy. Położył je na stolik obok razem z kluczami do mieszkania. - Staraj się nie wychodzić często.

- Co mam mówić jak ktoś zapyta kim jestem i co tu robię? - Przerwałam mu.

- Opracuj sobie jedną wersję i jakby ktoś pytał to się jej trzymaj. Sąsiadom możesz mówić, że twój brat wynajmuje to mieszkanie, ale, że rzadko tu wpada to ci je udostępnił na jakiś czas, bo twoje zostało zalane. - Zrobił chwilę przerwy. - Zostawię ci też telefon. - Powiedział powoli uważnie na mnie patrząc. Po raz kolejny doznałam mini szoku. - Ale błagam cię Angie. Wiem, że będzie cię kusić, żeby skontaktować się z bliskimi, ale nie możesz tego zrobić. Mam nadzieję, że domyślasz się dlaczego. Rozumiem, że to ciężkie, ale będą z tego kłopoty na miarę: wyjebało poza skalę.

Pokiwałam powoli głową na znak, że rozumiem. Wtedy z tylnej kieszeni wyjął smartfona i mi go wręczył.

- Masz tam zapisany numer do mnie i do Weavera. Zapamiętaj też kod, którego będziemy używać w razie gdyby coś poszło nie tak. Po każdej rozmowie czy to przez telefon czy przez wiadomości ZAWSZE na koniec powiedz lub napisz, że tęsknisz. W różnych wariacjach, żeby za każdym razem nie było dosłownie tak samo. Tak, żeby wyglądało naturalnie. Ja też będę tak robił. I jeśli na przykład nie odpowiesz mi, że ty za mną też to będę wiedział, że coś się stało. W stosunku do mnie tak samo. Jeśli któregoś razu nie powiem, że tęsknie to uciekaj. Zapamiętasz?

- Tak. - Potwierdziłam. Samoistnie się spięłam. Trochę zaczęłam się bać. Chłopak musiał to zauważyć.

- Spokojnie. Jesteś tu bezpieczna. To tylko plan b. A wręcz c.

- Ile to potrwa? - Zapytałam.

- Niestety tego nie wiem.

- Dlaczego nie możesz mi powiedzieć co się dzieje? Skoro w jakiś sposób mnie to dotyczy to chyba mam prawo wiedzieć?

Zacisnął usta i odwrócił głowę. Odpowiedzią była cisza.

- Muszę już iść. - Odezwał się po minucie.

Wstał z kanapy co również uczyniłam. Podszedł do wyjścia, ale stanął i obrócił się jeszcze do mnie.

- W kuchni masz zupki chińskie, ale i tak będziesz musiała zrobić jakieś zakupy. Dasz sobie radę. To małe, spokojne miasteczko. Pewnie trochę się wynudzisz, ale jak wpadnę za niedługo to zrobimy domówkę. - Posłał mi pokrzepiający uśmiech. Wreszcie choć przez chwile zaczął bardziej przypominać siebie. Objął mnie ramionami i przytulił do siebie. - Nie rób nic głupiego.

Wypuścił mnie ze swoich objęć i ostatni raz się pożegnał zanim znowu zostałam sama.

DevilishOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz