40. Coś mocnego

2.9K 81 4
                                    

Rag szedł przodem, a ja za nim. Zeszliśmy z parkietu. Potem weszliśmy w jeden z korytarzy. Po kilku metrach zobaczyliśmy tym razem inny wystrój niż na głównej sali. W pomieszczeniu przy podłodze rozciągały się pomarańczowe ledy. Po lewej, tuż przy ścianie stał rząd szarych, skórzanych kanap wraz ze stolikami. Niektóre z nich zajmowali klubowicze popijający swoje drinki. Na ścianie, nad kanapami były malowidła przedstawiające kosmos. Sufit był podwieszany i również miał świecące ledy, ale fioletowe. Po prawej stronie za to znajdował się zabudowany bar. Muzykę słychać było tu o wiele ciszej. Obydwoje podeszliśmy do baru.

- Cztery razy alien brain hemorrhage. I otwórz rachunek na nazwisko Blanco. - Zamówił Rag.

- Masz na nazwisko Blanco? - Spytałam zdziwiona.

- Nie wiedziałaś? Cóż, No to już wiesz.

Barman zaczął przygotowywać specyfik. Okazało się, że były to szoty. Gdy skończył wyglądały niezwykle. Postawił przed nami na barowym blacie cztery kieliszki. W każdym z nich na górze unosiła się beżowa masa, która tworzyła jakby kolumny w dół aż do dna kieliszka. W dodatku na dole dziwnie się formowała i tak jak w nazwie, przypominało to trochę mózg. Od dna kieliszka mieszały się kolory czerwony i niebieski. Wyglądało to bardzo ciekawie. Rag wziął kieliszek do ręki co zaraz skopiowałam.

- Za naszą pierwszą wspólną imprezę. - Wzniósł toast.

Stuknęłam się z nim swoim kieliszkiem i przechyliłam jego zawartość, wlewając ją do gardła. Ciecz spłynęła po nim delikatnie je drażniąc. Była całkiem dobra w smaku. Kremowa i ostra, ale ze słodkim posmakiem. Zaraz po tym, wypiliśmy jeszcze po jednym kieliszku.

- Dobre, ale trochę słabe. - Przyznałam.

- Chcesz coś mocniejszego? - Zapytał.

- No. Coś co podziała szybko.

- Three wise men, dwa razy. - Zwrócił się do barmana.

Potem ten zaczął sporządzać zamówienie. Raggie sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął z niej mały foliowy woreczek. Były w nim trzy małe, kolorowe tabletki. Wyglądem przypominały cukierki pudrowe. Otworzył woreczek i wysypał narkotyki na blat. Chciałam zapytać czy nie boi się tak z tym obnosić na widoku, ale zdałam sobie sprawę, że przecież to impreza dla przestępców. Wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Nikogo nie obchodziło co, kto bierze i nikt nie śmiałby chociażby zwrócić komukolwiek uwagi. Zasady tam nie obowiązywały. Może poza jedną. Bez agresji. A przynajmniej tak twierdził Rag.

- Chcesz jedną? - Zaproponował.

- Nie, dziękuję. - Odmówiłam.

Wtedy chłopak wziął jedną z tabletek w dwa palce, włożył do ust i połknął. W tym czasie barman postawił przed nami dwa kieliszki brązowego płynu.

- Chcecie do tego po cytrynie? - Spytał pracownik.

- Ja nie. Chcesz? - Odparł Rag.

- Poproszę. - Wzięłam na wszelki wypadek.

- Proszę cię bardzo. - Odpowiedział szarmancko barman.

Lekko się nachylił i podał mi w szczypcach plaster cytryny pięknie się przy tym uśmiechając. Wzięłam go od niego i podziękowałam. Ogólnie był młody i przystojny. Dość wysoki, krótkie, postawione, blond włosy, niebieskie oczy, delikatny zarost i prosty nos. Miał mały, okrągły, metalowy kolczyk w prawym płatku nosa. Ubrany był w czarne spodnie, białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i czarną kamizelkę typową dla barmanów, która opinała jego tors i szerokie barki.

- Jestem do usług. Wszelkich. Dajcie tylko znać. - Puścił nam oczko i zaczął sprzątać swoje stanowisko.

- Wszyscy się na mnie gapią. - Poskarżyłam się gangsterowi. - Dziwnie się czuję.

- Nic dziwnego, że patrzą. Jesteś tu najpiękniejsza. - Słodził mi.

- Myślę, że to bardziej przez tą sukienkę. - Docięłam mu sarkastycznie.

- Oh, nie zwracaj uwagi i tyle. Niech się gapią. Jak się bardziej napijesz to przestaniesz to zauważać.

Tak więc go posłuchałam i wypiliśmy swoje szoty. Były okropnie mocne. Paliło mnie w gardle. Od razu szybko zaczęłam wgryzać się w cytrynę i wysysać z niej sok. Potwornie się krzywiłam. Rag za to zaczął się ze mnie śmiać. Wcale mu się nie dziwię. W końcu zostawiłam wymaltretowany plasterek, z którego nie wiele już zostało i odłożyłam na blat.

- Chcesz mnie zabić? - Zapytałam teatralnie oburzona. - Nie byłam na to gotowa. Co to za piekielne szoty?

- Johnny Walker, Jim Beam i Jack Daniels. Trzy mocne whisky. Chciałaś coś mocnego. - Wyrecytował.

- Co prawda to prawda. - Przyznałam mu. - Mocne było napewno.

Podniosłam rękę i uśmiechnęłam się w stronę barmana zwracając na siebie jego uwagę.

- Słucham cię słońce. - Zwrócił się do mnie miło.

- Mogę ci mówić po imieniu? - Spytałam.

- Możesz mówić jak zechcesz. - Wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją. - Paul. Miło mi. - Potem podał rękę też chłopakowi obok mnie.

- Angie. A obok mnie siedzi Rag. - Przedstawiłam nas. - Paul, jeszcze raz to samo. Podwójnie.

Raggie prawie się opluł.

- W końcu mam rywala do picia! - Krzyknął radośnie i poczochrał mi włosy.

- Zwariowałeś?! - Oburzyłam się.

Natychmiast zaczęłam poprawiać włosy robiąc obrażoną minę. Przeczesałam je palcami i poprawiłam.

- Nie mogłeś, nie wiem, przybić żółwika zamiast psuć mi fryzurę? - Zapytałam z wyrzutem.

On udawał, że nie słyszy moich oburzeń. Podał mi kieliszek, który przyniósł Paul i sam wziął drugi. Wzięłam go do ręki. Rag stuknął swoim kieliszkiem o mój i wypił całą zawartość na raz. Przewróciłam oczami i zrobiłam to samo. Zagryzłam kolejnym plastrem cytryny, który już na mnie czekał na blacie. Tym razem było lepiej, ale i tak się skrzywiłam od mocnego smaku alkoholu.

- Paul dawaj jeszcze dwa! - Krzyknął do niego Rag.

I tak wyszło, że wypiliśmy jeszcze po szocie, a potem zamówiliśmy jakieś kolorowe drinki. Przenieśliśmy się z nimi na kanapy. Rag usiadł naprzeciwko mnie. Popijaliśmy je i rozmawialiśmy.

- Ragner sukinkocie! - Usłyszałam gdzieś niedaleko mnie.

Spojrzałam w górę i zobaczyłam, że obok kanapy, na której siedział Raggie stał mężczyzna. Napewno był starszy ode mnie i od Raga, ale nie wiedziałam o ile. Był wysoki, miał jasno brązowe, kręcone włosy, piwne oczy, równe brwi, tak samo jak i nos, pełne usta, zarysowaną żuchwę i uroczy, mały pieprzyk na policzku. Był zauważalnie muskularny. Ubrany był w czarny, przylegający golf, czarne jeansy i tego samego koloru sneakersy. Do tego miał sygnet na palcu i srebrną, męską bransoletkę. Uśmiechał się szeroko i patrzył wprost na Raga. Zęby też miał ładne. Obok niego stała dziewczyna. Napewno wyższa ode mnie. Wyglądała też na starszą, ale nie dużo. Była bardzo ładna. Miała długie, chude nogi, ładną talię, duży biust, szczupłą budowę ciała, długą szyję, wąską szczękę, duże usta, mały nos, cienkie, jasne brwi, duże, brązowe oczy i szare, lekko pokręcone, średniej długości włosy. Miała brązową szminkę, różowy rozświetlacz na kościach policzkowych, i ładne konturowanie. Oczy również wykonane były starannie. Miała różowo złote cienie i pomalowane rzęsy. Była w czarnych kozakach przed kolano na obcasie, krótkiej, też czarnej, rozkloszowanej spódniczce i również czarnym, przylegającym, cienkim golfie wciśniętym w spódnicę. Ona również patrzyła przyjaźnie na Raga.

DevilishOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz