~it's over, isn't it?~

1K 68 79
                                    

~~~~~
TW
Samookaleczanie
~~~~~

~Regulus Black~

Nie sądziłem, że wrócę do skrzydle szpitalnego tak szybko. Siedziałem obok łóżka na którym leżał Syriusz. Trzymałem go za rękę. Obok mnie siedział Remus, głowę miał opartą o łóżko i słychać było jedynie cichy szloch. James siedział oparty o nie. Wpatrywał sie w przestrzeń, a z jego zaczerwienionych oczu płynęły łzy. Na policzkach było widać zadrapania, ktore sobie zrobił kiedy pani Pomfrey ratowała Syriusza. Taki odruch stresowy.
Stan Syriusza był fatalny ale stabilny. James przybiegł po mnie kiedy tylko odnieśli mojego brata do skrzydła szpitalnego. Puściłem jego rękę i wstałem z stołka na którym siedziałem by usiąść koło Jamiego. Przytuliłem sie do jego ręki i oparłem głowę na jego ramieniu, on natomiast położył swoja na mojej.
Siedzieliśmy tak w ciszy, która przerywało płakanie Remusa i stukot obcasów pani Pomfrey. Po paru minutach James westchnął głęboko i pocałował mnie w czoło. Spojrzałem sie na niego. Przestał płakać ale oczy miał zapuchnięte oraz był cały czerwony na twarzy.

-Jak sie czujesz?- zapytał cichym zachrypniętym głosem.

-Jakoś ujdzie- powiedziałem równie cicho- a ty?

-Jakby mnie hipogryf staranował- uśmiechnął sie lekko- Martwię sie o Łape...

-Ja też, Jamie. Boje się, że odejdzie kiedy wciąż jesteśmy pokłóceni... i to z mojej winy- dodałem szeptem

-Potraktowaliśmy go wszyscy za ostro- odezwał się Remus. Jego głos był szorstki i pełen rozpaczy- zostawiliśmy go, a on teraz...- szloch zalał całe pomieszczeni, a ja spojrzałem sie na James.

-Przepraszam- wydusiłem i kilka łez popłynęło z moich oczu- to wszystko moja wina- przyłożyłem dłonie do twarzy i zacząłem szlochać- Jakbym nigdy sie z wami nie zaprzyjaźnił, gdyby nie ta durna impreza i te durne palenie, wszyscy byście byli szczęśliwi, a Syriusz by nie był na granicy śmierci- wyszlochałem to wszystko na jednym tchu. James położył mi rękę  na ramieniu, a ja wzdrygnąłem sie na jego dotyk.

-masz racje- powiedział Remus, a ja spojrzałem na niego- nic by się nie wydarzyli gdybyśmy ciebie nie poznali ale...- poczułem jak serce mi staje, krew napływa do uszu. Przestałem słuchać tego co mówi dalej. Podniosłem sie szybko z podłogi i nie patrząc za siebie wybiegłem z pomieszczenia.

Zamiast na wierze astronomiczną, pobiegłem na błony. Potrzebowałem świeżego powietrza i miejsca, ktore nie kojarzy mi sie źle. Biegłem ile sił w nogach i już po chwili znalazłem sie na błoniach. Nikogo nie widziałem. Pobiegłem do dużego dębu, pod którym pocałowałem sie z Jamesem pierwszy raz. Ukryłem sie za jego pniem. Sprawdziłem czy nikogo nie ma i zmieniłem sie w swoją animagiczną formę. Już jako kot wdrapałem sie po drzewie na gałąź, która była kilkanaście metrów nad ziemią. Była szeroka więc kiedy już sie na nią wspiąłem, wróciłem do swojej ludzkiej postaci. Oparłem sie o drzewo i skuliłem.
Syriusz umiera, a ja zamiast martwic sie o niego, myślę o sobie. Czemu musze być taki okropny. Nie zasługuje na nic co mi dano. Syriusz ma racje, jestem bezużyteczny. Zostawię huncwotów w spokoju, a z Jamesem... Ograniczę kontakt. Wrócę do swojego planu z Evanem i wtedy Jamie uratuje mojego brata, a ja zostanę zapomniany.
Wyjąłem z kieszeni zapalniczkę od Jamesa i paczkę papierosów. Wziąłem jednego do buzi i próbowałem odpalić ale wiatr wciąż zdmuchiwał mi płomień. Zakryłem ręką zapalniczkę i odpaliłem. Gorący płomień dotknął mojej ręki, wywołując ostry ból. Syknąłem i odsunąłem rękę. Jednak moje myśli zamilkły na chwile. Odpaliłem zapalniczkę i wolna rękę przyłożyłem pod płomień. Miejsce w którym stykał sie żar z moja dłonią wypełniał sie nie przyjemnym bólem i przynosił ukojenie.
Zabrałem rękę i odpaliłem papierosa. Spojrzałem na swoja dłoń. W miejscu stykania sie płomienia pojawiła sie czerwona plama. Rozlewała sie ona na większa cześć dłoni. Podwinąłem rękaw koszuli i odpaliłem ogień przybliżając go do skóry na lewym przedramieniu. Robiłem to tak długo, aż całe przed ramie nie stało sie krwiście czerwone, a w niektórych miejscach pojawili sie małe rany. Uśmiechnąłem sie na to. Nie tylko mroczny znak będzie mi znaczył na przedramieniu. Zaśmiałem sie na to.
Nie tylko to będzie mi brzydzić. Będę mieć kolejny powód by sie nienawidzić. Zaciągnąłem sie papierosem i wypuściłem dym z ust.
Powtórzyłem te czynność parę razy, po czym zgasiłem papierosa na lewej ręce. Niedopałek wyrzuciłem przed siebie.
Zacząłem delektować sie cisza ale ktoś mi ją przerwał. Na dole drzewa rozległ się odgłos biegu, a zaraz po nim walenia w drzewo i płaczu. Głośny męski szloch doleciał do moich uszu. Wychyliłem sie lekko. Na dole była jasnobrązowo włosa osoba. Siedziała skulona pod drzewem. Z tej odległości nie widziałem jej za dobrze. Nie chcąc jej spłoszyć ponownie zmieniłem sie w swoja animagiczną postać i zszedłem na dół z gracją na pewno nie kota. Zleciałem z jakiś dwóch metrów i wylądowałem obok tej osoby. Spojrzałem sie na nią, a ona na mnie.
Przede mną siedział Barty Crouch Junior.
Miał całe zapłakane oczy. Wyciągnął rękę w moja stronę, a ja odruchowo sie odsunąłem.

-spokojnie! Nic ci nie zrobię!- powiedział słabo i podniósł ręce w obronnym geście. Podszedlem do niego i usiadłem przy jego nogach- ładny jesteś, wiesz?- przewróciłem oczami- kurwa...- złapał sie za lewe przedramię- daj mi spokój- wyjąkał, a z jego oczu popłynęły kolejne łzy- ja już nie chce ci służyć!- widziałem jak przez rękaw koszuli wbija sobie paznokcie w miejsce czarnego znaku. Spojrzał sie na mnie- jeszcze nie uciekłeś od takie szaleńca i niewolnika jak ja?- zapytał szlochając- Reg i Evan mnie zostawili... Chociaż im sie nie dziwie, też bym sam siebie zostawił. Wybacz Kocie, musze uciekać- powiedział do mnie i uśmiechnął się słabo- może sie jeszcze kiedyś zobaczymy?

Nie czekając na odpowiedz wstał i pobiegł do zakazanego lasu, zapewne by móc sie teleportować do Czarnego Pana. Odczekałam chwile i powróciłem do swojej normlanej postaci. Po rękach spływała mi krew z popękanej od ognia skory. Nie zwracałam na to jednak uwagi.

-Barty jest niewolnikiem- wyszeptałem i złapałem sie za głowę- Barty nie chce Mu służyć , a my go zostawiliśmy zamiast pomoc...

Moje serce wypełniło sie rozpacza. Zawiodłem już kolejną osobę. Kolejna osobę porzuciłem i wystawiłem na śmierć. Jestem tylko utrapieniem dla wszystkich.
/***\
[Słów 987]

Zostalam przekonana by jednak nie zrobic z Croucha najwiekszego chuja na swiecie. Nie ma za co. Można dziękować mojemu kochanemu Serkowi i mojej kochanej Blanusi<3

light in the dark [Jegulus]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz