~he doesn't trust me~

883 58 49
                                    

~James Potter~

Nastał listopad a po nim grudzień. Mój związek z Regulusem był wspaniały. Widywaliśmy się niemal codziennie. Huncwoci wrócili do gry i znowu zaczęliśmy uprzykrzać życie każdemu. Co prawda Reggie i Lunatyk nie pochwalali moich i Syriusza żartów ale w końcu raz sie żyje.
Jadłem właśnie obiad kiedy na przeciwko mnie usiadła Marlene Mckinnon. Ewidentnie była wkurwiona. Spojrzałem się na nią pytającym wzrokiem.

-Szmaciarz od eliksirów nie chce mi armortencji zaliczyć bo nie czuje tego co zawsze- prychnęła wkurwiona i zabrała mi z talerza jednego placka ziemniaczanego- nie moja wina, że nie kocha już wspaniałego Snape tylko kogoś innego.

-Może faktycznie coś zjebałaś?- zapytałem.

-Nie bo wzięłam ten eliksir od Lily, a ona dostała najwyższą ocenę- zjadła placka do końca- nie wyrobie nerwowo.

-Poproś Reggiego o pomóc- zasugerowałem- może sie popsuła ta twoja ?

-Jak niby miała sie zepsuć?- uderzyła głową o stół.

-Jest wiele możliwości- odezwał sie ktoś obok nas. Obróciłem sie w tamtą stronę i zobaczyłem mojego chłopaka i jego brata.

-Hej skarbie- zrobiłem mu miejsce by usiadł i pocałowałem w policzek- Cześć Łapa.

-Hej- odpowiedzieli oboje w tym samym czasie. Syriusz usiadł obok Marlene.

-Wracając do mojego problemu- zaczęła Merlene podnosząc głowę- Jak mogła sie popsuć?

-Mogłaś ją zostawić w za ciepłym lub za zimnym miejscu i straciła swoje właściwości- zaczął tłumaczyć Regulus- kurz mógł się dostać.

-A co z tego powoduje zmianę zapachu?- dopytała dziewczyna.

-Wszystko- odpowiedział Reggie i ukradł mi z talerza placka.

-Chciałbyś mi zrobić armortencje?- zapytała dziewczyna.

-Jak będę miał czas- odpowiedział- na kiedy ją potrzebujesz?

-za tydzień- Reggie kiwnął na to głową.

Syriusz dłubał coś w swoim talerzu ale ewidentnie był bez humoru. Regulus spojrzał sie na niego i uniósł brew, czego nie zauważył. Popatrzył się na mnie, a ja pokiwałem głową na znak, że nie wiem. Westchnął.

-Co się dzieje, Syri?- zapytał młodszy Black z troską w głosie.

-Remus sie rozchorowuje- odpowiedział posępnie Syriusz.

-Co miesiąc choruje- powiedział zatroskany Regulus- musi mieć bardzo słabą odporność.- wymieniliśmy z Syriusze porozumiewawcze spojrzenie.

-albo ma okres- odezwała sie Marlene, a na nasze spojrzenie dodała- no co? Choruje raz w miesiącu przez jakiś tydzień, mówcie co chcecie ale dla mnie brzmi jakby miał okres.

Ponownie wymieniłem spojrzenie z Syriusem tylko te tym razem znaczyło coś w stylu "Remus ma trochę wilczy okres". Regulus zaśmiał sie na to jedynie. Mój chłopak dokończył placka, pożegnał sie z nami i wyszedł z Wielkiej Sali. Marlene poskubała jeszcze trochę swojego ale nie kończąc go, zostawiła na moim talerzu i wyszła.

-Z Remus jest aż tak źle?- zapytałem sie Syriusza po cichu.

-Rozchorował się na serio ale zaraz jeszcze pełnia więc jest okropnie osłabiony. Kiedy ostatnio u niego byłem miał okropnie wysoką gorączkę i majaczył- odpowiedział i westchnął głośno- powiedziała mi, zże jego wilkołak będzie przez to też słabszy.

-zawsze tak mówi, a potem Remus kończy z kolejną raną- zauważyłem.

-wiem, Rogacz- westchnął- ale musimy jej zaufać i tyle.

~Regulus Black~

Szybki krokiem przemierzałem korytarz szkolny. Nie czułem sie dzisiaj dobrze. Czułem sie paskudnie, a teraz to nawet szkoda gadać. Chciałem jak najszybciej uciec z tego tłumu, którego nawet nie ma. Popchnąłem drzwi wejściowe i przeszedłem przez nie znajdując sie na Błoniach. Szybkim krokiem doszedłem do drzewa pod którym James wyznał mi miłość. Oparłem się o nie i westchnąłem. Wyjąłem paczkę papierosów z torby i różdżką go odpaliłem jednego. Dym na chwile zamknął moje myśli. Nie wiem czemu ale ostatnio czuje sie tylko co raz gorzej. Każdego dnia błagam Merlina by powiedział czemu czuje się tak źle i czemu mam takie pesymistyczne przeczucia ale odpowiedz nie nadeszła. Zjechałem po pniu w dół i usiadłem na ziemi. Skończyłem palić papierosa i pozbyłem się niedopałka. Przyciągnąłem kolana do siebie, otoczyłem je ramieniem i schowałem głowę. Siedziałem tak w kompletnej ciszy, jedynie z głośnymi myślami w mojej głowie kiedy ktoś usiadł obok mnie. Podniosłem głowę i zobaczyłem Ivey. Szybko założyłem na siebie maskę naturalności.

-Cześć, Regulus- zaczęła Ivey- jak sie trzymasz?

-Dobrze- skłamałem- a ty?

-Również- też skłamała ale stwierdziłem, że pominę ten fakt- mogę mieć do ciebie prośbę?

-Jasne- odpowiedziałem odrazu.

-Mógłbyś dzisiaj pójść na mój patrol? Mam okropnie dużo nauki i sie nie wyrobie ze wszystkim.

-Ja mam czas wiec mogę- odpowiedziałem i uśmiechnąłem się słabo.

-Ratujesz mi życie, Regulus. Wezmę za ciebie jakiś patrol.

-Nie musisz.

-Musze- podniosła sie z ziemi- jak tylko będziesz potrzebował odpoczynku od patroli daj znać, zamienię cię.

-Dziękuje- Dziewczyna sie do mnie uśmiechnęła i odeszła, a ja ponownie zostałem ze swoimi myślami.

~*~

-Czemu sie na to zgodziłeś?- marudził Evan.

Szykowałem sie do patrolu właśnie, kiedy Barty i Rosier wparowali i powiedzieli, że dzisiaj sie upijamy. Nie ważne, że jest środek tygodnia, a do tego trening jutro. Ostatnio naszą tradycją stało sie spotykanie co drugi wieczór i picie do upadłego. James, Syriusz ani nikt inny spoza naszej trójcy o tym nie wie. Może i lepiej?

-Poprosiła mnie to się zgodziłem- odpowiedziałem lekko wkurzony- myślałem, że dopiero jutro pijemy.

-Sam wczoraj mówiłeś, że musisz sie znowu najebać- zauważył Barty.

-Byłem pijany!-prychnąłem obudzony- wrócę szybko i sie z wami napije trochę.

-Nie będziemy czekać- powiedział odrazu Evan i otworzył butelkę mugolskiego alkoholu. Pokazałem mu środkowy palec.

Złapałem paczkę papierosów, wsadziłem ją do kieszeni i bez większych pożegnań wyszedłem z dormitorium. Patrol miałem odbyć na czwartym piętrze, które jest stosunkowo małe i nic tam nie ma. Nie powinno być tam żadnych ludzi czy innych stworzeń.
Kiedy już znalazłem się na miejscu mojego patrolu zacząłem po nim chodzić. Jak już mówiłem jest to małe piętro, wiec bardzo szybko przechodziłem je. Po paru takich przejściach i jednym zgarniętym uczniu, podszedłem do okna, ktore było jakby na końcu korytarza i piętra. Usiadłem na parapecie i spojrzałem się w nocne niebo. Było parę dni do pełni. Ostatnie dwie chciałem spędzić z Jamesem ale nigdy nie ma czasu. Uśmiechnąłem sie smutno do siebie. Mógłbym sie z Remusem spotkać ale on jest chory, jak co miesiąc w pełnie... Nagle mnie olśniło. Lupin choruje co miesiąc w pełnie. Huncwoci to animagowie ale on nim nie jest. Wiecznie choruje i źle sypia bo jego choroba tak na niego działa.
Remus Lupin jest wilkołakiem. Jest nim i nikt mi o tym nie powiedział, nawet James.
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie ufają mi. Oni mi nie ufają. Gorzko słona woda zaczęła mi spływać po policzkach. Nie myśląc już o patrolu biegiem wróciłem do swojego dormitorium. Evan i Barty wciąż pili ale byli trzeźwy. Widząc mój stan odrazu wstali z ziemi i mnie przytulili. Oboje zapytali co sie stało ale ja jedynie potrzasnąłem głową dławiąc się łzami.
Potem pamiętam wszystko jak przez mgłę. Alkohol i papierosy, płakanie i śmianie się. Wszystko naraz aż urwał mi sie film.
/***\
[Słów 1100]

Życie mnie jebie wiec rozjebie zycie Regowi (zajebista terapia)

Alkohol nie jest rozwiązniem na problemy!!

light in the dark [Jegulus]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz